Nie wiem co napisac, poszlo o pianke do capuccino i jakby mu sie cos uruchomilo, osoby ktore mnie znaja dluzej pewnie pamietaja ze mial problemy z agresja, chodzil na grupe dla przemocowcow i przez jakies 2 lata byl spokoj, do wczoraj
powinnam zauwazyc oznaki ale je zlekcewazylam
bo to wychodzi wtedy kiedy jest jakis ciezki problem do poradzenia sobie, on nie rozumie ze wtedy trzeba trzymac sie razem, wspierac
nie umie reagowac na problem inaczej niz zloscia, jak mozna o bzdure stracic panowanie nad soba, to juz wie najlepiej on, probowalam z nim wczesniej rozmawiac zeby tylko nie kumulowal w sobie uczuc, to nie, wolal sklumulowac i wyladowac na mnie kiedy juz mu tama peknie
tak samotna nie czulam sie juz dawno a moze nigdy
na co ja mam czekac, od lat czekam na to cos dla czego niby warto zyc, nie widze sensu, mam dosc tego bolu, myslcie sobie ze sie uzalam czy co tam, on mi odebral ostatnie sily jakie mialam do walki, zostalam z niczym