Moje dziecko nie żyje:(

Problemy z partnerami.

Postprzez Bianka » 3 cze 2009, o 14:48

No właśnie nie wiem czy mnie nie zabiją:( kiedyś mnie prawie zabiły:(

Dzis wybieram sie do meza, ale on sie boji i sama nie wiem co o tym myslec, mowi ze teraz jest zle ze mna i martwi sie ze jak zostane sama to bedzie jeszcze gorzej, ja wiem ze moze tak byc, ale chcialam sprobowac...co robic? czy on ma racje?powinnam jeszcze zostac u rodzicow? a moze on po prostu nie chce zebym wracala bo cos ma do ukrycia? juz popadam w paranoje:(
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez ewka » 4 cze 2009, o 11:36

Mam wrażenie, Bianko, że stworzył się przez te różne okoliczności taki zaklety krąg wokół Ciebie. Wydaje się, że każde posunięcie nie jest dostateczne dobre - siedząc u rodziców niepokoisz się o męża, a będąc w Waszym mieszkaniu jesteś sama. Moim zdaniem... ten krąg sam się nie rozsypie i kto wie, czy nie trzeba mu pomóc jakąś konkretną (może niewygodną i może bolesną) decyzją. I potem ją realizować poprzez stawianie sobie jakiś tam zadań i wcale nie mam na myśli jakiś wielkich rzeczy, ale nawet najdrobniejsze i najmniejsze, które wypełnią czas, myśli. I dadzą jakąś tam satysfakcję... że tak, że mi się udało, że zaplanowałam i zrobiłam. I tak być może tymi maleńkimi kroczkami uda się pójść dalej... czego Ci serdecznie życzę.

Tak to już jest, że gdy coś tam się nam zawali, a nawet może się wydawać, że to koniec świata... to jednak ten świat kręci się dalej tak samo jak wczoraj czy 2 lata temu. I trzeba też zjeść śniadanie, pójść do sklepu po bułki, włączyć pralkę, przygotować jakąś sympatyczną kolację, wstawić świeże kwiaty do wazonu... po prostu żyć.


:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Bianka » 5 cze 2009, o 09:32

Jestem u męża od środy, doprowadzam dom do ładu ale nic mnie nie cieszy:( mąż akurat ma wyjazdy na drugi koniec Polski:( martwię się cały dzień o niego, tak sie boje o niego ze to juz sie staje obsesją, często dzwonię:( a wczoraj się upiłam z koleżanką i się pokłóciliśmy ale właściwie to sama nie wiem o co:( dziś idę do psychologa, nie czuję żeby mogła mi teraz pomóc, a wyjazd do niej to ciężka wyprawa ale jadę:( buziaczki dla Was
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez cvbnm » 5 cze 2009, o 10:16

odczuwasz potrzebe cieszenia sie?
moze teraz bianko dla ciebie jest sens wyplakac, a nie cieszyc...
ja bym szukala sposobu na wyplakanie... moze np maz moglby ci pomoc.
moze moglby wysiedziec i wysluchac jak placzesz, jak wyrzucasz z siebie co czujesz?

ja zwykle placze sama, nie znosze jak mnie ktos widzi w takim stanie. potem biore kapiel i ukladam plany.
musze sie czasem zmeczyc bolem, zeby juz go wiecej nie chcec....
cvbnm
 

Postprzez Bianka » 5 cze 2009, o 10:56

Chcialabym sie po prostu poczuc na chwile lepiej :( ja tez nie znosze jak mnie ktos widzi jak placze, maz juz zdazyl mnie widziec :( i to duzo, nawet wczoraj :( nie wiem czy dotre do tego psychologa, nie mam sily, nie chce mi sie wychodzic :( powinnam tez odebrac wyniki dziecka bo juz chyba sa :(
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez ewka » 5 cze 2009, o 11:50

Bianka napisał(a):nie wiem czy dotre do tego psychologa

Postaraj się, Bianko. :serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Bianka » 5 cze 2009, o 22:05

Dotarłam, pani psycholog nie chciala odpuscic choc ja bardzo walczylam i sie bronilam, az w koncu pęklam jak balon przekluty i wylałam morze łez:(( a tak nie lubie przy kims plakac, ryczałam jak stary bóbr, byłam tak wyczerpana ze nie mialam sily do domu wracac najlepiej bym tam zostala i zasnela w jej ramionach, tuliła mnie a ja ryczałam, poczułam ze ktoś mi wreszcie na to pozwolił, jestem jej wdzieczna...dzieki temu dzis wieczorem siedzac sama jakos sie trzymam:)
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez cvbnm » 5 cze 2009, o 22:15

dobra ta pani psycholog
jest ci lzej?
cvbnm
 

Postprzez kasjopea » 5 cze 2009, o 22:21

Potrzeba czasu ,czasu i jeszcze raz czasu żeby pokonać ten ból ale myślę ,że tak naprawdę jesteś bardzo silną dzielna ,kobietą.Bądż NIEPOKONANA ,ale wyrzuć też z siebie żal ,mów o tym co Cię boli.Mów głośno o tym swojemu mężowi jemu też pewnie nie jest łatwo.Razem dacie radę.Wasza miłość i wsparcie pomoże na pewno :pocieszacz: Więcej wiary!Ja wiem że wszystko się ułoży i unormuje.
Avatar użytkownika
kasjopea
 
Posty: 673
Dołączył(a): 17 maja 2009, o 11:39

Postprzez Bianka » 5 cze 2009, o 23:01

Chyba tak, lzej o pare litrow łez, ale to nie koniec na tym napewno:/
Kasjopea dziekuje na nutke optymizmu:)

Moja psycholog jest dobra wiem:) choc byl moment ze naprawde chcialam uciec, cisnienie w glowie, dusznosc...nie lubie okazywac tych uczuc..
Mialam potem pojsc do kosciola zapalic mojemu dziecku swiatelko ale bylam wycienczona i pojechalam do domu, odebralam tez wyniki mojej dzieciny i nic:(( niczego sie nie dowiedzialam wiec pewnie nie poznam przyczyny:( bardzo mnie to rozczarowalo:(
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Postprzez ewka » 5 cze 2009, o 23:46

Bianka napisał(a):Dotarłam, pani psycholog nie chciala odpuscic choc ja bardzo walczylam i sie bronilam, az w koncu pęklam jak balon przekluty i wylałam morze łez:(( a tak nie lubie przy kims plakac, ryczałam jak stary bóbr, byłam tak wyczerpana ze nie mialam sily do domu wracac najlepiej bym tam zostala i zasnela w jej ramionach, tuliła mnie a ja ryczałam, poczułam ze ktoś mi wreszcie na to pozwolił, jestem jej wdzieczna...dzieki temu dzis wieczorem siedzac sama jakos sie trzymam:)

Myślę, że to BARDZO dobrze, że tak się stało. Nie wolno wstydzić się łez, płaczu, bólu... po to właśnie tam idziesz, aby ona ZOBACZYŁA, w jakiej jesteś formie.

No:) Będzie dobrze!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez kasjopea » 6 cze 2009, o 00:04

Napewno ciężko jest wytłumaczyć sobie w jakiś racjonalny sposób nieszczęścia które nas dotykają ,ale pomyślmy chwilę może jednak jest w tym wszystkim jakiś Boski plan.Co Nas nie zabije to nas wzmocni ,jak mówi stare powiedzenie.Nie wiem czy to coś Ci pomoże ,ale w tym momencie przychodzą mi do głowy treny Jana Kochanowskiego które napisał po utracie swojej ukochanej córki.Najpierw była rozpacz i ból a póżniej zaczął tłumaczyć sobie ,że śmierć była dla dziecka wybawieniem od wielu trosk tego świata, również uniknięciem wielu nieszczęść.Ono żyje i będzie żyło w Twoim sercu,a Ty tymczasem powinnaś zadbać o siebie ,o swoje zdrowie.Nie jesteś przecież sama masz dla kogo żyć,jesteś potrzebna.Wiem że dasz radę tylko potrzeba Ci czasu.Zapal świecę ,porozmawiaj o wszystkim.Może zaprowadż pamiętnik w którym będziesz zapisywać wszystkie swoje myśli ,uczucia.Sama się zdziwisz za jakiś czas jak będzie się zmieniać Twoje podejście do tej sytuacji.Mocno trzymam kciuki i jestem pewna ,że dasz radę dzielna,mądra kobieto. :cmok: Pozdrawiam
Avatar użytkownika
kasjopea
 
Posty: 673
Dołączył(a): 17 maja 2009, o 11:39

Postprzez Amir » 6 cze 2009, o 00:09

Bianka napisał(a):Dotarłam


ufff, dziekuje Bogu za Ciebie, bardzo przytulam Ciebie, męża, dziecko i terapeutkę(mądrą)
Avatar użytkownika
Amir
 
Posty: 486
Dołączył(a): 24 lut 2009, o 08:31

Postprzez flinka » 6 cze 2009, o 00:12

Bianko właśnie to miałam na myśli, byś wypłakała swój ból. Emocje zabijają, gdy się ich nie przeżyje we właściwym czasie.

Cieszę się bardzo, że poszłaś i czujesz się troszkę lżej.
Przytulam Cię mocno :)
Avatar użytkownika
flinka
 
Posty: 907
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 17:57
Lokalizacja: z krainy marzeń

Postprzez Bianka » 6 cze 2009, o 15:07

---------- 15:05 06.06.2009 ----------

A ja się cieszę ze jestescie ze mną cały czas, mimo ze od dwoch tyg. Was męcze swoją osobą:) tutaj głównie mówię o swoich uczuciach, gdybym ich tutaj nie wylewała napewno byłoby o wiele gorzej. Dziękuję:*

---------- 15:07 ----------

Własciwie to męcze Was od 3 tygodni:/ czas leci a ja tego nie czuje, w ogole mam wrazenie ze to 3 dni, pani psycholog powiedziala ze to moze byc przez szok:/
Avatar użytkownika
Bianka
 
Posty: 5298
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 20:29
Lokalizacja: nieokreślona

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 23 gości