tak na mnie krzyczycie... pewnie jest w tym wiele racji...
kiedyś pisalam mu krótko ...
daj mi spokój proszę, bo zmienię numer
nie chcę żadnego kontaktu....
nie reagował
jedank pozwolę się nie zgodzić z tym co piszecie
nie mam żadnej nadziei że on napisze coś miłego, naprawdę...
odiełam się kompletnie na tyle na ile mogłam... nawet córkę odbiera od dziadków nie ode mnie.. nie chcę go widzieć, bo jast mi strasznie źle wtedy i przylro i czuje się taka rozczarowana.. chyba dobrze oszukuje mnie jego powłoka...
w piątek pójdę zapytać o zmianę numeru ale komórkę mam firmową... mam nadzieję że to nie problem...
trochę się jednak boję co gdyby nie daj boże coś stało się córeczce... nie bedę wiedziała
no ale w ten sposób on może dręczyć mnie do końca życia
piszecie, ze szukam z nim kontaktu... ale jak?
nie widuję go, nie odbieram telefonów od niego, nie odpisuje na smsy, modlę sie by nie spotkać go na ulicy
czy aż tak bardzo okłamuje sama siebie?????
on też pisze do mnie "Tak naprawdę chcesz mieć kontakt ze mną"
"Tak naprawdę żyjesz moim życiem, chcesz wiedzieć
co u mnie"
ale ja NIE CHCE NIC WIEDZIEĆ
CHCĘ BY SIE ROZMYŁ W MOJE PAMIĘCI I ZNIKNĄŁ
mówicie - iść na policję... poszłam ... zapytałam.. pytali jakiej treści są to smsy... pokazałam... powiedzieli ze nie widzą w nich nic obraźliwego a ojciec dziecka musi mieć jakiś kontakt z matką
ciągle słyszę że zawlecze mnie do śadu rodzinnego, że czekają nas wizyty u psychologa, ze dziecko będzie badana jeśli mu nie odpowiem i nie bedę dawała dziecka tak jak on chce, więcej, więcej, więcej....
kiedy pytam ja ma się z córką widywać, spacerować i bawić skoro też chodzę do pracy???
słyszałam tylko "Ty i tak siedzisz ciągle w pracy i sie nią nie zajmujesz"
ciągle coś jest nie tak.. mam to gdzieś, nie próbuję go zadowolić, nic nie próbuję i będzie się tak wlókł za mną i czepaił wszystkiego do końca bo jak twierdzi jest dziecko i ma prawo zapewne
informuje mnie że go upokarzałam, że nie dorosłam do małżeństwa i nie mogę pogodzić się z sytuacją po rozwodzie
pewnie częściowo i on i wy macie rację...
kiedy mam się zatem z tym uporać skoro mineło dopiero 3 tygodnie..
czy to takie głupie że wszystko mnie boli, że czuję się opluta i zeszmacona i tak przeraźliwie oszukana.. że płaczę i nie mogę pojąć że najbliższa osoba okazała się manipulantem i oszustem????
tak placzę, tak przeżywam to, tak zaczyna to do mnie docierać.. powoli...
moze macie racje... jestem beznadziejna wobec siebie,,, a wydawało mi się że tak bardzo się staram... już nie mogę pisać bo ryczę