Ja jestem w rażąco podobnej sytuacji, co nick. Również mam 17 lat, mój chłopak też skończył w grudniu 20... Co więcej również jesteśmy ze sobą 1,5 roku i niestety też się nam nie układa... Bardzo się staram... Jednak nie ma tygodnia bez poważniejszej kłótni... Kłócimy się o różne rzeczy... Czasem o ważne, czasami o głupstwa... Ciągle zastanawiam się co mogę zrobić żeby w końcu było ok...
Zaczęło się w 2007 roku. Wziął nr od swojej siostry, bo widział, że ze sobą rozmawiamy na treningach. Napisał, spotkaliśmy się ale szczerze mówiąc miałam ochotę stamtąd pójść... Nie był za bardzo w moim typie, poza tym byłam wówczas ślepo zakochana w swoim 'znajomym', którego on zresztą znał. Później byłam w USA, w wakacje trochę pisaliśmy na gg. We wrześniu pojechaliśmy na pizzę z nim, moim wspomnianym 'znajomym; i koleżanką. On prowadził, mieliśmy wypadek - wpadliśmy do rowu. Pamiętam, że strasznie się na niego wkurzyłam. Później kiedyś gdy siedziałam sama w domu on napisał czy może przyjechać bo mu się nudzi a tak to obejrzelibyśmy filmy, zjedli pizzę itp. Zgodziłam się. Oglądanie jakoś nam nie szło, głównie ze względu na to, że cały czas się na mnie patrzył. W końcu zaczął się przytulać i zrozumiałam, że nie traktuje mnie jak koleżankę. Chciał mnie pocałować, ja jednak nie chciałam. Powiedziałam mu o tym 'znajomym' że coś do niego czuję. Zgodził się mnie wysłuchać. Pamiętam, że płakałam, on pocieszał mnie i mówił, że może z nim pogadać na mój temat i może coś by z tego było. Bardzo go za to podziwiam, że mimo wszystko postanowił mi pomóc. Później pisaliśmy na gg. Wyznał, że się we mnie zakochał i że jeśli nie zechcę z nim być to popełni samobójstwo... Czułam się z tym okropnie... Poprosiłam żeby przyjechał, porozmawiał na spokojnie. Powiedziałam że mimo wszystko ja go nie kocham i nie chcę być na siłę z kimś do kogo nic nie czuję. Powiedział, że zniesie nawet to że kocham innego ale żebym tylko z nim była... Chorobliwa miłość... Jednak nie chciałam być więcej niż jego przyjaciółką... Potem napisał do mnie na gg 'znajomy' z pytał czy robimy imprezę. Powiedziałam, że nie ma sprawy a on zapytał czy Błażej (mój obecny chłopak) też będzie. Odpisałam mu, że nie, bo mnie denerwuje, narzuca się i mnie szantażuje... Później okazało się, że zrobiłam straszny błąd bo pisał ze mną Błażej z nr 'znajomego'.... Bardzo chciałam mu to wynagrodzić i zapytałam czy moglibyśmy spróbować być razem (spróbować zawsze można) - oczywiście nie powiedziałam mu tego, że proponuję mu to w ramach przeprosin. Zaczęliśmy ze sobą być. Na początku byłam dość wredną osobą, nawet ograniczałam mu pocałunki, jednak on wytrzymywał i naprawdę się starał. Nie było między nami żadnych kłótni. Później wszystko zaczęło się "normalizować" czyli bardziej przypominało związek dwojga ludzi. Jednak wówczas zaczęły się kłótnie... pamiętam, że przed Wigilią byłam tak zrozpaczona, że wyryłam sobie na ręce skalpelem KCB - Kocham Cię Błażej... Gdy to zobaczył rozpłakał się... Myślałam, że będzie ok, wszystko uda nam się naprawić ale nadal się kłóciliśmy, głównie o głupoty... W marcu zerwałam... Z własnej głupoty, doszła do tego poważna kłótnia i koniec... Powiedziałam mu coś czego do końca życia będę żałować... Że nigdy tak naprawdę go nie kochałam... To nie było prawdą, powiedziane w złości i żalu Zwyzywał mnie ale o kilku dniach przyjechał pod szkołę, z kwiatami, w garniturze, poszliśmy na kawę i na spacer jako przyjaciele... Prosił żebym to przemyślała i zdecydowałam się wrócić. Pod koniec miesiąca mieliśmy swój pierwszy raz... nadal się kłóciliśmy... Ale było znośnie bo zawsze któreś z nas wyciągało rękę do zgody. Moi rodzice nie pozwolili pojechać mi na wakacje z nim i jego rodziną. Siedziałam w domu przez 3 tygodnie i tęskniłam... Coraz częściej płakałam... W sierpniu zdecydowaliśmy się zrobić sobie tatuaż z naszymi imionami - ja poniżej pasa, z przodu, on na prawym udzie: Sempre Nel Mio Cuore - czyli: na zawsze w moim sercu i nasze imiona... Ale kłóciliśmy się coraz częściej... Byłam zazdrosna o to, że dzwoniłam a on miał tel w aucie bo poszedł do domu koleżanek z uczelni (Turczynek z wymiany) bo prosiły go o zainstalowanie gg, bo niby nie umiały... Byłam wściekła gdy się o tym dowiedziałam. Ja nie jestem święta - kiedyś na wspólnej imprezie piłam chociaż kazał mi przestać i później miałam jazdę w domu przez to, że byłam pijana... Bardzo tego żałuję... Wtedy było bardzo źle między nami... Ale jakoś odratowałam ten związek. Innym razem pozwoliłam mu na imprezę w domu kumpla (nocował tam). Prosiłam tylko by nie pił za dużo... Już w połowie imprezy nie był w stanie odpisać mi na sms, dostałam coś zupełnie niezrozumiałego... Bałam się, że mnie zdradzi... Teraz on chce jeździć do kumpli na piwo itd i pyta o pozwolenie (obiecaliśmy sobie że pijemy tylko w swoim towarzystwie), ja boję się, że zrobi to samo... Boję się że już mu nie ufam... Było wiele różnych przykładów kłótni, nie będę mówić o wszystkich...
Teraz zaczynam wątpić w jego miłość do mnie... Mówi, że kocha, potrafi być naprawdę słodki, chce mi przychylić nieba... Czasami natomiast jest podły... Chamski... Wyzywa mnie, bije, krzyczy na mnie z byle powodu, np dlatego, że przesunęłam jego telefon i mógł się przez to porysować... Czuję się bardzo źle z tym, że bardziej szanuje rzeczy materialne ode mnie... Niby broni mnie gdy mój brat powie o kilka słów za dużo do mnie w złości ale sam gdy mnie wyzywa to nie panuje nad sobą... Zupełnie nie wiem co mam zrobić... Kocham go i to bardzo... Wielokrotnie ratowałam ten związek, on zrywał ze mną już chyba ze 20 razy... To kosztuje mnie wiele sił, nerwów, nieprzespanych nocy, wiele wylanych łez. Może jestem zbyt naiwna?... Za dobra?... Często stawiam sobie jego dobro przed swoim, unikam tego, co mogłoby go wkurzyć bo nienawidzę kłótni... Nie przerywam mu gdy do mnie mówi, słucham co ma do powiedzenia i odpowiadam, on przerywa zawsze bo jego zdanie jest ważniejsze... Wystarczy błahostka jak choćby przykład z telefonem lub to że milczę, bo nie mam tematu do rozmowy (czasem po prostu nie ma o czym gadać to normalne ludzkie zachowanie!) żeby się obraził... Mówi, że jestem nudna bo nie mam nowych filmów... Obraża się gdy nie mam ochoty oglądać z nim filmów 'dla dorosłych'... Albo że nie zgodzę się na trójkąt w związku... Ja za bardzo go kocham, żeby dzielić się nim z inną w łóżku... Niby on to rozumie ale na pewno tego chce... Ja już naprawdę nie wiem co robić... Czasem owszem ma prawo się wkurzyć, każdemu puszczają nerwy (zwłaszcza że mam dość trudny charakter) ale nie kilka razy w tygodniu... Smutno mi gdy obiecuje że już będzie ok a nadal psuje to co udało się naprawić... Nie mogę powiedzieć, że coś jest w związku nie tak, że mnie denerwują pewne jego zachowania (np obraza o to że nie odebrałam telefonu bo nie słyszałam lub to że nie chcę powtarzać mu tych samych rzeczy po kilka razy bo nie lubię - on ma takie urojenie że muszę powtórzyć np 5 razy to że wszystko jest ok, na pewno, tak, na bank i to w odpowiedniej kolejności, w przeciwnym razie muszę liczyć się z kłótnią...) Gdy jemu coś nie pasuje to krzyczy, bije albo od razu zrywa... Nie mam o tym z kim porozmawiać... Przyjaciółek nie mam, koleżankom nie ufam, z mamą nie chcę bo każe mi z nim zerwać... Czasem jak płaczę to robię to w ukryciu bo jak zobaczy to każe mi to skończyć... Nikt nie rozumie tego, że ja nie chcę tego kończyć... Za bardzo go kocham... A może to uzależnienie?...
Błagam pomóżcie! Co mam robić żeby było ok? Czy byłyście w podobnej sytuacji? Będę wdzięczna za każdą pomoc.
Przepraszam, że tak się rozpisałam ale chciałam opowiedzieć o wszystkim...
Pozdrawiam!