Jak to jest z tą miłością...

Problemy z partnerami.

Jak to jest z tą miłością...

Postprzez Off_topic » 28 maja 2009, o 18:00

Zaczynam się gubić. Przez całe lata mój świat był szalenie prosty, jeśli chodzi o miłość - oznaczała dla mnie stan, kiedy żyć nie mogę bez kogoś, kto mnie zupełnie olewa. Ale tego co się dzieje teraz nie umiem zdefiniować...

Czy zdarzyło wam się kogoś kochać i równocześnie czuć się nieszczęśliwym w towarzystwie kochanej osoby? Mieć tak, że chce się płakać na myśl że ten ktoś może odejść, a równocześnie przebywając z tym kimś działać sobie wzajemnie na nerwy do tego stopnia, żeby czuć ulgę zostając na chwilę samemu? Być gotowym porzucić wszystko dla tej osoby a równocześnie czuć smutek kiedy się podejmie tę decyzję?

Mi się właśnie zdarza, i kompletnie nie wiem co z tym zrobić.
Off_topic
 
Posty: 194
Dołączył(a): 13 paź 2007, o 21:10

Postprzez Megie » 28 maja 2009, o 18:24

ja tak mam :D
czasem jestem tak zla na niego i chce byc sama, i zeby sobie poszedl
ale nie na dlugo...
na dlugo lub na zawsze nie chcialabym zeby odszedl..
czasem zaluje ze go spotkalam, ale zaraz mi sie odwraca i wiem, ze to chwila, ktora minie
bez Niego bylo by zle a czasem z nim jest nie do wytrzymania ( pewnie ze mną też) :wink:
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez wuweiki » 28 maja 2009, o 18:40

Off_topic...
pierwsze co mi przyszło na myśl...
czego się boisz? co boisz się w sobie...swojego utracić oddając część siebie kochanej osobie?... czego się boisz w bliskości?
nie wiem nic więcej ...nie umiem powiedziec :)
wuweiki
 

Re: Jak to jest z tą miłością...

Postprzez matylda » 28 maja 2009, o 18:43

Off_topic napisał(a):Czy zdarzyło wam się kogoś kochać i równocześnie czuć się nieszczęśliwym w towarzystwie kochanej osoby?


Oj, na tym forum jest wiele osób kochających i jednocześnie nieszczęśliwych.
Zbyt wiele... :oops:
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez wuweiki » 28 maja 2009, o 20:31

---------- 20:10 28.05.2009 ----------

"Czy zdarzyło wam się kogoś kochać i równocześnie czuć się nieszczęśliwym w towarzystwie kochanej osoby?"
zdarzyło mi się.... i pierwszy raz postanowiłam od kogoś odejść.... nie byłam w stanie znieść tego... czułam się w tej relacji jakbym umierała i marniałam... i to nie wynikało ze złej woli któregokolwiek z nas... nie udało się bo to było jak próba płynięcia jedną łodzią każdy w swoją stronę ...gdzie nie ma wspólnej woli i chęci, aby pracować nad polepszeniem w relacji, gdy nie ma obopólnego wsparcia - dla mnie nie ma sensu taka wspólnota, bo ona po prostu nie istnieje... jest wyciągnięta dłoń i otwarte serce, a naprzeciwko ściana :( odeszłam, bo to była niezdrowa sytuacja i bardzo cierpiałam... i myślę, że nie tylko ja

---------- 20:31 ----------

tak myślę, że życie wspólnie jest trudne dlatego, że poza szacunkiem i troską oraz pozostawianiem sobie nawzajem wolności ważna jest troska także o to, aby tę drugą osobę zauważać codziennie na nowo, świeżo, nie przez pryzmat przyzwyczajenia, ustalonego w nas jej obrazu czy mniemania o niej... wiadomo, że bliskość sprawia, że kochające się osoby poznają swoje serca.... ale przez to, że każdy z nas przecież się wciąż zmienia - dojrzewa, rozwija, tętni życiem - nie jest jakimś martwym na raz ustalonym czymś, ale żywą istotą.... dlatego gdy zabraknie tej wrażliwości na drugą osobę to dzieje się, jak się dzieje...
no i cały w tym ambaras aby dwoje chciało naraz i zauważało siebie samych i siebie nawzajem...i obydwoje chciało wciąż i wciąż na nowo to pielęgnować...
brzmi utopijnie, ale ja w swojej naiwności wierzę, że jest to możliwe :)
wuweiki
 

Postprzez lili » 28 maja 2009, o 21:06

hej

ja tak miałam i pewnie Cię nie pocieszę tym co powiem, ale to był sygnał do odejścia i znak że to nie jest ta osoba i odeszłam i ... nie żałuję i nigdy nie żałowałam.

Dostawałam totalnego wnerwu jak z nim byłam, myślałam, że jak zostanę z nim na zawsze to już nic fajnego w życiu mnie nie spotka, czułam się jak zmarniała czterdziestka która już swoje życie przeżyła i teraz już będzie ciągle tak samo. Wstydziłam się przy wspólnych znajomych za jego brak inicjatywy, dołujący charakter, brak inwencji w życiu, użalanie się na siebie i na to że nic mu się nie układa, mogłabym wymieniać do północy.

Równocześnie byliśmy razem kilka lat, to był mój pierwszy poważny długi związek i nie ukrywam, że bałam się że jak to zakończę to już nikogo nie spotkam i zostanę sama. Miałam opory żeby przekreślić kilka wspólnych lat, wiele wspaniałych wspomnień i odejść od człowieka który w zasadzie nic złego mi nie zrobił, zawsze był wobec mnie ok i w porządku i megauczciwy ale... no po prostu nie byłam szczęśliwa. Czy go kochałam? Na swój sposób tak. Na swój sposób nadal go kocham. Na swój sposób zawsze będę go kochała bo to jest bardzo ważna część mojego życia i kiedykolwiek by mnie nie poprosił o pomoc, to choćbym była na antypodach, wsiądę w samolot i natychmiast wrócę...

Ale miłość na życie to nie była :)

Można równocześnie kochać i nie móc już żyć z tą osobą.
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez wuweiki » 28 maja 2009, o 21:09

"Można równocześnie kochać i nie móc już żyć z tą osobą."
bardzo ładne, mądre słowa.
wuweiki
 

Postprzez matylda » 28 maja 2009, o 21:15

---------- 21:13 28.05.2009 ----------

"Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem..."

Vincent van Gogh

---------- 21:15 ----------

x-yam napisał(a):jak próba płynięcia jedną łodzią każdy w swoją stronę...


Bardzo ładne porównanie.
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez wuweiki » 28 maja 2009, o 21:16

:kwiatek2:
za Vincenta słów przytoczenie Matyldo :)
wuweiki
 

Postprzez matylda » 28 maja 2009, o 21:23

No to jeszcze ciąg dalszy ;)

"Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu..."

Też Vincent od Słoneczników :kwiatek2:
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez alison » 29 maja 2009, o 00:33

Piszę tu pierwszy raz, choć od dawna podczytuję, ale poruszył mnie Twój post.

To jest bardzo smutne, że czujesz się nieszczęsliwy w towarzystwie kogoś, kogo kochasz..
Dam sobie głowę uciąć, że ta druga osoba również czuje się coraz bardziej nieszczęśliwa, bo to z człowieka emanuje, na pewno czuje Twoj smutek...Jesli do tego czuje Twoj smutek spowodowany faktem, ze cos dla niej poswieciles- to juz naprawde jej wspolczuje, pewnie czuje sie winna i przybita...

Myslę, ze milosc nie polega na tym, ze ludzie we wszystkim sie zgadzają, kazda chwile spedzaja wspolnie, nie...Są miłości burzliwe, ale czlowiek czuje, ze sprzeczka z tą osobą przerasta sielanke z kimkolwiek innym. Czasem ludzie potrzebują przestrzeni wokół siebie, sa samotnikami- wyrozniają tą jedna osobe tym, ze poswiecaja jej czas, ale czasem muszą odplynąc gdzies samotnie bo to niemalze ich organiczna potrzeba. Ale obecnośc ukochanej osoby powinna uszczesliwiac, roztapiać serce, ona jest adresatem naszych starań, czujemy sie bajecznie gdy robimy cos dla niej ; gdy tego nie ma- to wszystko raczej nie ma sensu...
Pytania do Ciebie- czy znasz ja naprawde dobrze, czy nie stawiasz jej jakichs nierealistycznych wymagań? Czy związek z nią nie jest przypadkiem tylko zapelnieniem jakiejś pustki w Tobie, lekiem na Twoje osamotnienie;
i gdy kochana osoba nie spełnia Twych oczekiwań emocjonalnych- odtrącasz ją, wolisz zeby zniknela? Czy czegoś się boisz, czy boisz się, że wtargnie na "Twoje terytorium"? Czy Ty w ogóle jestes z nią szczery, czy potrafisz szczerze, tak prawdziwie z nią rozmawiac?
Na Twoim miejscu zastanowilabym sie gleboko nad sobą. Jesli zależy Ci na tej osobie- wierz mi, wypalisz ją szybko swoim smutkiem i brakiem "motylów w brzuchu". Stracisz ją. Myslę, że problem jest w Tobie, w Twoich emocjach- z Twojej strony jest jakis deficyt, ale to tylko Ty musisz dotrzec do sedna...
Pozdrawiam
alison
 
Posty: 1
Dołączył(a): 10 mar 2009, o 14:55

Postprzez Off_topic » 29 maja 2009, o 11:14

Dziękuję Wam bardzo za odpowiedzi - tym bardziej że to co napisaliście daje do myślenia i może mi pomóc jakoś rozplątać ten supeł w swoich uczuciach. Póki co nie napiszę więcej, bo chyba potrzebuję chwili żeby to wszystko przemyśleć :)
Off_topic
 
Posty: 194
Dołączył(a): 13 paź 2007, o 21:10

Postprzez malinowadama » 9 cze 2009, o 18:18

oj tak właśnie jest Kochana...
i ja tak miałam...
malinowadama
 
Posty: 43
Dołączył(a): 8 kwi 2009, o 21:57


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: iagihakaga i 242 gości

cron