walczyc czy nie:(

Problemy z partnerami.

Postprzez czaarna » 21 maja 2009, o 22:50

Ten Piotrus Pan jesli bardzo sie postara potrafi sobie poradzic, mieszkalismy kilka miesiecy razem i udowodnil mi ze moze stawic czolo twardej rzeczywistosci. Ale jego glownym mechanizmem w obliczu problemow jest ucieczka, tak. Wiesz ja widze w nim zmiany na przestrzeni tych lat, pamietam jak go poznalam, zmienia sie na coraz mniej piotrusiowatego, gdybym miala z nim szanse pobyc dluzej blisko, porozmawiac, przytulic, byc, czuje ze cos by moglo z tego byc. Ale w tym wlasnie momencie gdy za miesiac jest na to szansa, on zachowuje sie jak pisze.
Wiem ze on teraz wyglada tu jak wielki egoista a ja meczennica co za nim placze i sie stara. Tylko ja czuje w nim potencjal i czuje ze to nie jest wszystko takie proste. Byc moze tylko go usprawiedliwiam i tlumacze, trudno mi ocenic.

'No właśnie... więc może chce, a nie potrafi?'

Tak, myslalam o tym. Ale co ja moge w takiej sytuacji zrobic tak naprawde? Na wszelkie proby nacisku on reaguje ucieczka i tego sie obawiam ze moj wyjazd moze to jego wycofanie poglebic. Ale jesli nie pojade, no wlasnie, nic sie nie zmieni...to taka trudna drecyzja bo nie widze dobrego rozwiazania
czaarna
 
Posty: 70
Dołączył(a): 19 maja 2009, o 15:54

Postprzez ewka » 22 maja 2009, o 01:22

czaarna napisał(a):Tylko ja czuje w nim potencjal i czuje ze to nie jest wszystko takie proste. Byc moze tylko go usprawiedliwiam i tlumacze, trudno mi ocenic.

Dlatego stawiam na sprawdzenie u źródła. Zastanowiło mnie, dlaczego po 3 latach boisz się, że źle zareaguje i że się sytuacja pogorszy? Może to jakaś Wasza próba sił, może to ważny moment, może tam coś się dzieje... nie wiem, ale dobrze byłoby czegoś nie przeoczyć.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez czaarna » 22 maja 2009, o 09:23

Boje sie poniewaz jakies poltora roku temu rozstalismy sie na 5 miesiecy tzn on mnial swoje ciche dni, jak teraz, ja na sile szukalam wyjasnien, pewnego razu nie dalam rady, wsiadlam w pociag i napisalam mu ze bede...on owszem przyszedl na peron, ale na tymze peronie nic mi mowic nie chcial a potem ze zloscia stwierdzil ze nie chce juz ze mna byc...i poszedl, pamietam jak wtedy jeszcze zadzwonilam do niego bo bylam w szoku, a on stwierdzil ze moja natarczywosc jeszcze bardziej go zniechecila...stad ten moj olbrzymi lek...
przez te 5 miesiecy on nie mial nikogo, ja tez nie, wiem ze myslal o mnie i tesknil, pozniej zaczelismy sie kontaktowac i wrocilismy do siebie...mielismy zrozumiec swoje bledy i wiecej tak nie postepowac, ja zrozumialam a on...czemu wtedy sie rozstal, by bylismy po naprawde ciezkich przejsciach i burzach, przeprowadzkach z miasta do miasta i ogolnej szarpaninie, mowil wtedy tez ze nie ma sily jezdzic do mnie te 500 km, jeszcze te 2 lata, ze nie chce juz rozwiazywac problemow, tylko spokoju i poszedl po prostu...ale jak widac wrocil..
a teraz...wyczuwam ze jest podobnie i tak sie boje tam pojechac..jesli on drugi raz by mi powiedzial na dworcu pkp ze nie chce ze mna byc to ja sie tam zlamie...strach, strach
czaarna
 
Posty: 70
Dołączył(a): 19 maja 2009, o 15:54

Postprzez ewka » 22 maja 2009, o 09:37

To rzeczywiście wydaje się, że lepiej przeczekać...
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez czaarna » 22 maja 2009, o 09:49

Sadzisz ze jest na co czekac?

ta sytuacja wydaje sie inna, oschle ale co jakis czas sie odzywa..i te jego teksty ze mnie zapomnial jako zywa osobe bo sie tak rzadko widujemy, ze stalam sie bardziej wirtualna znajoma niz jego kobieta :( ale jednak tydzien temu nie chcial zebym przyjechala...wez tu go zrozum..a podjac decyzje co robic eh
czaarna
 
Posty: 70
Dołączył(a): 19 maja 2009, o 15:54

Postprzez ewka » 22 maja 2009, o 09:57

czaarna napisał(a):Sadzisz ze jest na co czekac?

Na co? No jakoś musi się to rozwiązać... tak czy siak. Skoro wyjazd odpada - trza mu dać spokój na jakiś czas. Wiem, że niełatwo. A potem może przycisnąć?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez czaarna » 22 maja 2009, o 10:18

on juz ten spokoj ma naprawde dlugo :/ najgorsze jest to ze zaplanowalismy sobie ze w wakacje zamieszkamy razem, u niego. Ja mieszkam w akademiku i naprawde nie wiem co dalej...bo jesli nie mieszkanie z nim to musze tu zaczac juz szukac czegos na wakacje. I jestem w kropce.
Jak go pytalam, bron boze zadne rozstanie, jak pytalam co mi komunikuje tym wszystkim mowil ze nic ze napisal dlatego bo pytalam czemu milczy..jak zapytalam to co ustalamy..nic bo nic ustalac nie mielismy i tyle wiem..czyli nic..to wygladalo troche tak jakby on mnie poinformowal ze sie nie odzywa, a plany zostaja po staremu..
nie wiem czy dla niego te wakacje to aktualne, czy wg niego czekamy a potem ja sie do niego przeprowadzam czy tez facet mnie nie chce i musze tu szukac mieszkania
czaarna
 
Posty: 70
Dołączył(a): 19 maja 2009, o 15:54

Postprzez Szafirowa » 22 maja 2009, o 10:20

Nie musisz jechać do niego, żaby zapytać o te rzeczy.
Może zadaj mu te pytania po prostu w rozmowie telefonicznej ?
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez ewka » 24 maja 2009, o 11:14

I co tam u Ciebie, Czarna? Coś się wyjaśniło?

Ściskam
:cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez czaarna » 24 maja 2009, o 21:05

Pojechalam do niego wczoraj, dzis wrocilam. Jak mnie zobaczyl oczywiscie jak to przewidzialam byl bardzo zly, nic nie mowil, wzial moj plecak i poszedl do domu a ja za nim. A w domu...czego oczekiwalam ze co on mi powie skoro nie chcial mnie widziec a tym bardziej rozmawiac. Dystans, nie pozwolil sie dotknac, on nic nie mowil a ja pytalam. W koncu zly stwierdzil ze chce sie rozstac ze to koniec. Ja probowalam drazyc temat dlaczego, co sie stalo. Nie chcial rozmawiac ogolnie, tylko sluchal. Mowil ze nie chcial zebym przyjezdzala. Byl zimny jak sopel lodu. Zrobil sie wieczor, on lezal na lozku, podeszlam do niego i wzbranial sie, ale pozwolil sie przytulic. Caly wieczor gdy pytalam czy jest pewien tej decyzij twierdzil ze tak, ze juz ja podjal (a tydzien temu na gg mi pisal ze zadne rozstanie w gre nie wchodzi). Jakos go przytulilam i stopnial, cos tam zaczal mowic, zazartowal. Poszlismy spac i sie przytulalismy (nic wiecej ;) wtedy zaczal troche mowic, dowiedzialam sie ze czuje ze juz mu na mnie nie zalezy, ze nie chce mu sie starac, ze zaczelo sie jakis czas temu i ukrywal to przede mna (dodam ze miesiac temu nazywal to mieszkanie 'naszym' i mowil o wspolnym zyciu). Ja mowilam, on sluchal, nie zasanl jak zazwyczaj ma to w zwyczaju tylko sluchal. Rano wstalismy, i bylo bardzo milo, tez przytulanie zwyczajne juz sie nie bronil. Zrobil sniadanie, zartowalismy, smialismy i wrocilam do tematu (nie widzielismy sie przed tym spotkaniem poltoram iesiaca). Pytam czy chce sie rozstawac juz nie byl pewien decyzji i mowi ze nie, ze jest zle z jego uczuciami ale chcialby sprobowac, tylko nie wie czy sie do tego zmusi. Mowie mu o tym jego problemie z ukrywaniemw emocji, brakiem rozmowy, komunikacji (i ze stad to poniekas wynika), zamknieciem sie w sobie, cisza no i zgodzil sie ze mna ze wiem o tym. Ze chcialby nad tym popracowac, ze wie ze trzeba (nawet o psychologu wspomnial sam). Naprawde juz sie otworzyl i byl w dobrym humorze, stanelo na tym ze stwierdzil ze jest problem i trzeba podjac wazna decyzje bo jest wiele na szali. Niby nadal jestesmy razem a on ma jeszcze pomyslec i jakos to opracowac sobie co sie dzieje z jego uczuciami..Powiedzial ze zadzwoni, co do wakacji to stanelo na tym ze zaproponowal zeby zamieszkala u niego i zobaczymy co to da.. (jakos mnie nie przekonuje mieszkanie z nim w stanie gdy mu nie zalezy..) Szlismy za reke, odprowadzil mnie na dworzec, buzi, niby jakos to ale czuje od niego ta obojetnosc, nie ma tego czegos. I tak sie skonczylo. Niby chce to skonczyc, ale jak mnie zobaczyl to jednak nie do konca. Nie wiem..tak mi na nim zalezy. No i ja niby mam zamieszkac u neigo w te wakacje, ale zle mi z tym (jak to tak w takim czyms) zebysmy mogli sprawdzic czy sie ulozy..ze on ma zadzwonic. Eh co sadzicie, czy tu sa jakies szanse? Czy takie kryzysy w zwiazkach dlugoletnich sie zdarzaja i mozna je zwyciesko przejsc?
czaarna
 
Posty: 70
Dołączył(a): 19 maja 2009, o 15:54

Postprzez limonka » 25 maja 2009, o 03:44

przekazalas juz to co chcialas, wyciagnelas reke....nasrtepny ruch nalezy do niego ...czekaj cierpilwie na rozwoj akcji..... 8)
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez czaarna » 25 maja 2009, o 07:42

Tak, tylko czy to cos da...ja sadze ze to glownie wina odleglosci, nie widzenia sie, ale czy on na to wpadnie, czy sie postara :(
czaarna
 
Posty: 70
Dołączył(a): 19 maja 2009, o 15:54

Postprzez ewka » 25 maja 2009, o 07:54

czaarna napisał(a):Pojechalam do niego wczoraj, dzis wrocilam.

No brawo! Myślę, że zrobiłaś to, co zrobić należało... i teraz trzeba go zostawić z tym wszystkim, niech myśli - co wymyśli? No zobaczymy.

Kryzysy się zdarzają, nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Nie martw się na zapas... wiem, łatwo się mówi.


:cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez czaarna » 25 maja 2009, o 10:20

odezwal sie dzis rano na gg, nazwal zdrobniale jak zawsze, przeslal buzke ...nie wiem co z nim, ale jadac dobrze zrobilam (przypomnial mnie sobie) choc bardzo na sile. dzieki Wam za wsparcie :* we will see co dalej..
czaarna
 
Posty: 70
Dołączył(a): 19 maja 2009, o 15:54

Postprzez Mgielka » 25 maja 2009, o 11:33

Ja bym sie nie zastanawiala tylko bym sie spakowala i w pociag i do niego pogadac twarza w twarz
tak bedzie najlepiej
rozmowa w cztery oczy duzo daje naprawde
pozdrawiam
Avatar użytkownika
Mgielka
 
Posty: 216
Dołączył(a): 8 sie 2007, o 21:51
Lokalizacja: wielkopolska

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: irgiwidebu i 147 gości