Pojechalam do niego wczoraj, dzis wrocilam. Jak mnie zobaczyl oczywiscie jak to przewidzialam byl bardzo zly, nic nie mowil, wzial moj plecak i poszedl do domu a ja za nim. A w domu...czego oczekiwalam ze co on mi powie skoro nie chcial mnie widziec a tym bardziej rozmawiac. Dystans, nie pozwolil sie dotknac, on nic nie mowil a ja pytalam. W koncu zly stwierdzil ze chce sie rozstac ze to koniec. Ja probowalam drazyc temat dlaczego, co sie stalo. Nie chcial rozmawiac ogolnie, tylko sluchal. Mowil ze nie chcial zebym przyjezdzala. Byl zimny jak sopel lodu. Zrobil sie wieczor, on lezal na lozku, podeszlam do niego i wzbranial sie, ale pozwolil sie przytulic. Caly wieczor gdy pytalam czy jest pewien tej decyzij twierdzil ze tak, ze juz ja podjal (a tydzien temu na gg mi pisal ze zadne rozstanie w gre nie wchodzi). Jakos go przytulilam i stopnial, cos tam zaczal mowic, zazartowal. Poszlismy spac i sie przytulalismy (nic wiecej
wtedy zaczal troche mowic, dowiedzialam sie ze czuje ze juz mu na mnie nie zalezy, ze nie chce mu sie starac, ze zaczelo sie jakis czas temu i ukrywal to przede mna (dodam ze miesiac temu nazywal to mieszkanie 'naszym' i mowil o wspolnym zyciu). Ja mowilam, on sluchal, nie zasanl jak zazwyczaj ma to w zwyczaju tylko sluchal. Rano wstalismy, i bylo bardzo milo, tez przytulanie zwyczajne juz sie nie bronil. Zrobil sniadanie, zartowalismy, smialismy i wrocilam do tematu (nie widzielismy sie przed tym spotkaniem poltoram iesiaca). Pytam czy chce sie rozstawac juz nie byl pewien decyzji i mowi ze nie, ze jest zle z jego uczuciami ale chcialby sprobowac, tylko nie wie czy sie do tego zmusi. Mowie mu o tym jego problemie z ukrywaniemw emocji, brakiem rozmowy, komunikacji (i ze stad to poniekas wynika), zamknieciem sie w sobie, cisza no i zgodzil sie ze mna ze wiem o tym. Ze chcialby nad tym popracowac, ze wie ze trzeba (nawet o psychologu wspomnial sam). Naprawde juz sie otworzyl i byl w dobrym humorze, stanelo na tym ze stwierdzil ze jest problem i trzeba podjac wazna decyzje bo jest wiele na szali. Niby nadal jestesmy razem a on ma jeszcze pomyslec i jakos to opracowac sobie co sie dzieje z jego uczuciami..Powiedzial ze zadzwoni, co do wakacji to stanelo na tym ze zaproponowal zeby zamieszkala u niego i zobaczymy co to da.. (jakos mnie nie przekonuje mieszkanie z nim w stanie gdy mu nie zalezy..) Szlismy za reke, odprowadzil mnie na dworzec, buzi, niby jakos to ale czuje od niego ta obojetnosc, nie ma tego czegos. I tak sie skonczylo. Niby chce to skonczyc, ale jak mnie zobaczyl to jednak nie do konca. Nie wiem..tak mi na nim zalezy. No i ja niby mam zamieszkac u neigo w te wakacje, ale zle mi z tym (jak to tak w takim czyms) zebysmy mogli sprawdzic czy sie ulozy..ze on ma zadzwonic. Eh co sadzicie, czy tu sa jakies szanse? Czy takie kryzysy w zwiazkach dlugoletnich sie zdarzaja i mozna je zwyciesko przejsc?