Witajcie ponownie. Rzeczywi¶cie pogr±żanie się w tylokrotnie przytaczanym przekonaniu, że mam pragnienia, które mi się nigdy nie spełni±, albo co gorsza, których powinienem się wstydzic, to żadne rozwi±zanie. Trzeba naprawdę zburzyc ten przysłowiowy mur, który wokół mnie powstał. Może będzie to pewnego rodzaju bunt, ale najlepiej, żeby był konstruktywny. Bo uciekanie się do alkoholu, narkotyków, seksu bez jakichkolwiek ograniczeń, to bunt destruktywny, który na pewno nic nie rozwi±że. Je¶li faktycznie uważam, że zostałem wychowany zbyt surowo, to chyba muszę się starac udowodnic, że ja też mam swoje pragnienia, ambicje, że s± pewne rzeczy, których mogę nie chciec, lub chciec, że nie jestem tylko po to, aby spełniac oczekiwania rodziny. Dotychczas żyłem prawie wył±cznie dla spełniania tychże oczekiwań, ale moje zdolno¶ci, podobnie jak innych, s± ograniczone i chociaz raz wydaje mi się, że mam prawo powiedziec "Nie jestem w stanie, nie czuję się na siłach". No, trudne stoi przede mn± zadanie, tym bardziej, je¶li, co słusznie zauważyli¶cie, metod± "zerojedynkow±" zostało mi twardo wpojone, co jest "błogosławione", a co "naganne" i że na wszystko s± jedyne słuszne wzorce, wiadomo sk±d wynikaj±ce. Trudno będzie zarazem postawic na swoim, zwłaszcza maj±c pragnienia odbiegaj±ce od tych, które mieli rodzice czy inni bliscy, i nie zrobic przykro¶ci rodzinie. Takich rozwi±zań poszukuję już od lat, najgorzej jest, kiedy zaczynam tracic nadzieję, że kiedykolwiek znajdę. Jednakże trochę optymizmu, nawet gdybym miał znowu poczuc się zawstydzony, nie poddawac się tak łatwo. To moja ostatnia szansa, żeby się ratowac i uchronnic od katastrofy.