Czysta nienawiść...

Problemy związane z depresją.

Postprzez Księżycowa » 1 maja 2009, o 13:13

Jestem w stanie nad tym pracować nie tyle dla niego, co również dla siebie. Z tego, co widzę on ciągle ubolewa nad sobą i robi z siebie ofiarę... Ciągle rozpamiętuje tamto a tymczasem przecież ja tyle mu obiecała, tyle mówiłam i on dobrze wie, że mówię poważnie. Nie wiem co mam już zrobić. Czekać? Tak, tylko ile? Łatwo jest powiedzieć, ale ja go kocham i trudno jest wytrzymać. Poza tym on ciągle pokazuje mi, że albo go nie ma, albo nie może. To dlaczego nie odpowie w prost na pytanie czy już na zawsze urywamy kontakt, kiedy chce określenia, żeby sobie lepiej poradzić z sytuacją.... Zaczynam zastanawiać się czy to jest jakaś gra za jego strony... Myślę, że warto, bo wiele zniszczyłam. Poza tym czułam, że to jest coś poważnego....
Księżycowa
 

Postprzez smerfetka0 » 1 maja 2009, o 13:28

hmm... ja sama należę do osób takich, że jeśli osoba którą darzę wielkim uczuciem bardzo mnie zrani, ale tak naprawdę boleśnie (nie mam na myśli jednej głupiej sprzeczki i złości bo to nieuniknione w związku) to później w fazie "godzenia i zapominania" też strasznie ciężko przegryźć mi ten żal, i mimo że czasami chciałabym zapomnieć i się staram nie myśleć o tym złym to to tak głęboko we mnie siedzi że rozpamiętuje, drapie, użalam się itp. Zupełnie niepotrzebnie ale czasem zbyt trudno mi się przytulić i nie myśleć i nie mówić a tylko nawijam i sama komplikuję.

Może to nie jest z jego strony gra... a raczej taki charakter (podobny w tej sprawie do mojego), może się po prostu boi i jest przerażony, może zaczął sobie układać myśli i życie bez Ciebie i znowu się pojawiasz i chcesz naprawiać i ma teraz jeden wielki mętlik. Nie chce go jakoś usprawiedliwiać bo nie wiem ile w tym wszystkim jest jego winy bo na pewno trochę jest, ale staram się wytłumaczyć że no niektórzy tak mają już i ciężko im to wykorzenić. Tak jak flegmatykowi ruszyć dupę a histerykowi wyluzować jak świat się mu wali na głowę.

Czekanie to chyba najtrudniejsza metoda. A zarazem najlepsza niestety.

Bo jak kocha to wróci, to się ułoży, jak Ci przeznaczony to nie ucieknie i nie uchroni się przed uczuciem do Ciebie.

Może powiedz mu tak bez nerwów, spokojnie, to co czujesz, że jesteś w stanie pracować nad sobą, że chcesz poukładać to sobie, ale z nim, wspólnie. że nie będzie łatwo i mimo krzywdy jaka go spotkała on też musi się starać bo do tanga trzeba dwojga. że dasz mu troszkę odetchnąć i na trzeźwo o tym pomyśleć.. i poczekaj... ze trzy dni.. tak po prostu żeby go w pozytywnej atmosferze ze wszystkim zostawić. On z pewnością jest tym przemęczony, marzy by o tym nie myśleć chwilkę (co nie znaczy że nie chce wrócić), żeby samemu na spokojnie zastanowić się i przeanalizować, a później ? później szczera rozmowa. Tyle wytrzymałaś więc te 3 dni nie są do pokonania? Sama sobie wyznacz ile czasu. wiadomo że nie da się czekać miesiąca czy iluś tam tygodni bo to męczarnia..

ale troszkę mu oddechu trzeba, nie rób mu pretensji że wychodzi bez ciebie (tym bardziej jak ze soba nie jesteście), bo on zacznie mieć wizję że jak wrócicie do siebie to co to będzie skoro ty w sferze starania robisz mu awantury o to
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Księżycowa » 1 maja 2009, o 13:43

Nie zrobiłam mu awantury, tylko jest mi przykro, że tylko ja jestem tą marionetką, która stara mu się coś udowodnić a on patrzy na ten teatr. Mówiłam mu to wszystko o czym napisałaś. O tym, że zrozumiałam, że jestem w stanie i że jestem świadoma tego, co robiłam i co się działo. Przede wszystkim powiedziałam mu, że jestem w stanie sobie z tym poradzić... On nadal... nie wie....

Mówiłam, że rozumiem, że skrzywdziłam, bo naprawdę rozumiem... Nie mam już słów by wyrazić jak bardzo żałuję....

Faktycznie muszę dać mu czas... Poczekam kilka dni... Jest mi bardzo przykro, naprawdę i boję się, że go stracę, ale gdyby mu nie zależało, to przecież by nie odpisywał prawda? Nie odzywał by się... Czy ja się mylę? Może jest inny powód tego., że pisze? Nie wiem sama
Księżycowa
 

Postprzez smerfetka0 » 1 maja 2009, o 13:49

Wybacz zrozumiałam źle z tą awanturą :)

myślę że jemu trochę na pewno zależy. No sama nie wiem jak to wszystko określić bo nie wiem jak się dotychczas w sumie zachowywał i na czym polegały te wszystkie krzywdy.

Może to po prostu taki typ że za nim trzeba "poganiać" żeby uwierzył że to wszystko to realna prawda i gra jest jednak warta świeczki ? :shock:

wymyślam już na lewo i prawo trochę..

ale...zabiegać więcej już nie musisz bo dużo zrobiłaś. tak chyba poczekaj te kilka dni, chociaż troszkę. I zobaczymy co wyniknie z tego..
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Abssinth » 1 maja 2009, o 13:53

Kasiorku, a ja pamietam , co sie dzialo...

i uwazam, ze najlepsze dla Ciebie, to wybrac sie do psychologa - pomoc sobie, poradzic sobie z wlasna samoocena...

tlumaczysz jego zachowania, ktore nigdy nie powinny miec miejsca.
bierzesz cala wine na siebie.
bierzesz wszytsko na siebie, sama sie wpedzasz teraz w dol i poczucie winy...

kociaku maly...chcialabym Cie przytulic i przekazac w jakos sposob to zrozumienie...ze jestes w porzadku, jestes wspaniala, wrazliwa osoba - ze wszystko, co sobie wmawiasz, to nieprawda...

...ta nienawisc do samej siebie nie powinna miec w ogole miejsca...

zaslugujesz na cos dobrego w Twoim zyciu, a ten facet nie byl dla Ciebie dobry....i to NIE JEST twoja wina. NIE JEST i NIE BYLA.

niektorzy po prostu tacy sa - piszesz, ze najpierw byl mily i kochany, pomagal Ci.....a potem byc moze znudzilo mu sie udawanie?

trzymaj sie Kasiorku cielpo...czasem cos sie konczy tylko po to, zeby cos lepszego moglo sie w zyciu pojawic...wiem cos o tym, przeszlam juz troche, no :)

bedzie lepiej. uwierz mi.
przytulam mocno.
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Księżycowa » 1 maja 2009, o 13:56

---------- 13:53 01.05.2009 ----------

Nie wiem jak mógł odebrać stwierdzenie, że z nas dwojga staram się tylko ja i szkoda. Życząc miłej zabawy również nie byłam złośliwa, nie wiem jak to odebrał... Mam nadzieje, że to przemyśli...Tylko wiesz przykro mi, gdy tak ciągle odmawia...

Dziękuję za posty :kwiatek2:

---------- 13:56 ----------

Absinnith ja zauważyłam, że wiele razy chciałam mu udowodnić coś, czego nie robił i to działo się często. Widzę po nim, że jest mu źle, że się męczy... On też jest człowiekiem. Nie potrafię tkwić w tym, że tylko on jest ten zły, bo tak nie jest. Zrozumiałam wiele swych błędów... Wiem, masz racje nie powinien był robić wielu rzeczy... Masz 100% racji, tylko my oboje jesteśmy winni...
Księżycowa
 

Postprzez smerfetka0 » 1 maja 2009, o 14:07

---------- 13:57 01.05.2009 ----------

kasiorku a jak Ty byś odebrała w tej sytuacji słowa "z nas dwojga staram się tylko ja. miłej zabawy" ? Bo ja bym odebrała to jako nerw, ironię, czepialstwo. ale z pewnością nie jako szczere życzenia udanego wypadu..

nie chciałaś źle tylko na moje oko tak to zabrzmiało i te okoliczności wszystkie..i dla mnie nie powiało by to niczym miłym.. :(

tak tylko sobie pomyslałam..nie chcialam urazić :)

---------- 14:07 ----------

czy jak coś napiszę to się nie pogniewasz kasiorku? :(
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Księżycowa » 1 maja 2009, o 14:08

---------- 14:08 01.05.2009 ----------

Ale masz rację tak to mogło zabrzmieć. Wytłumaczyłam już mu się i napisałam, że ma rację z tym czasem dla siebie, i że mam nadzieje, że uwierzy mi, że jestem szczera i że go kocham. Pozdrowiłam i tyle. Teraz damy sobie kilka dni a może i dłużej...

---------- 14:08 ----------

Jasne, że nie pisz
Księżycowa
 

Postprzez smerfetka0 » 1 maja 2009, o 14:16

i tak sobie myślę, nie wiem jak to było, ale z tego co czytam masz duże problemy ze "stanięciem na nogi". targają Tobą negatywne emocje w stosunku do siebie, potykasz się itp itd.

Nie wiem jaki jest on, czy nie ma problemów tego typu ze sobą, czy to po prostu zwykły chłopak pod tym względem, który nie potrzbował nigdy pomocy psychologa bo wszelkie dołki i nie dołki były spowodowane codziennymi niepowodzeniami jakie spotykają każdych?

On z pewnością chciał Ci pomóc uporać się z tym wszystkim, co Cię trapi, wesprzeć, z tego co rozumiem często też mu dawałaś w kość (no i on pewnie też).

Nie wiem czy to wszystko dobrze odbieram i wybacz jak coś źle zabrzmi (to spowodowane tylko będzie nieznajomością całej sytuacji)

Ale czy myślisz że osoba która bardzo kocha, da radę wytrzymać tą sytuację nie widząc jej końca i ciągle być podporą? Czasami to po prostu przerasta drugą osobę, pomimo uczucia... może warto wziąć swoje życie w własne ręce ? żeby nie czuł się obarczony, żeby nie bał się że znów to na niego spadnie a może nie daje rady już być oparciem i oprócz tego zbierać jeszcze jakieś kopy.

tak sem tylko pomyślałam :roll: że skoro jesteś w stanie już tyle znieść, że skoro chcesz się i dla siebie i dla niego starać zmieniać, to może warto tak konkretnie wziąć się za to? bo moim zdaniem wiele by to pomogło.




Osobiście ja to taka "matka miłosierdzia" i wiele potrafię wziąć na swoje barki, żeby pomóc byciem obok kochanej osoby jeśli wiem że to pomaga mimo że dostaje po łapach :?
Ale gdybym tak była i była...pomagała..wspierała...i jeśli efekty nie były by jakieś wielkie a sytuacja by ciągle trwała (nie wiem czy tutaj tak było), i jeszcze były by kłótnie i w ogóle krzywdy.. to męczyło by mnie coś takiego nawet jak bym kochała. Bo miłość to też odpowiedzialność za siebie. Ja kocham ale nie mogę wiecznie cierpieć i trwać przy drugiej osobie jeśli dana sytuacja się już ogrom czasu powtarza a ja jestem wyniszczona i bez sił... ale.. jak bym zobaczyła że o - chłopak, chodzi na jakieś terapie, gdzieś tam uczęszcza i się nei poddaje żeby osiągnąć swój cel (w tym przypadku u Ciebie chyba matura), planuje (nie marzy jedynie ale planuje stanowczo!), teraz matura, później takie i takie studia, muszę ukończyć w tyle i tyle lat, w między czasie może tu czy tam się załapię (pod względem zawodowym). I widzę że stara się napawać siebie optymizmem choćby na siłę, stara się pokochać siebie (z efektami tego), stara się pracować nad własnymi wadami (z efektami) to bym z pewnością wtedy wróciła.

Bo ciężko unieść takie wielkie poczucie czyjejś nienawiści do siebie, kłopoty, zranienia, i jeszcze własnym życiem się zajmować. Miłość to nie poświęcenie za wszelką cenę!

Ale...pamiętaj że ja wszystkiego nie wiem dotyczącego was :pocieszacz:
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Księżycowa » 1 maja 2009, o 14:34

Nie wiesz, ale bardzo dobrze przewidujesz. Popłakałam się, bo wiesz co? Było tak jak mówisz. On? Jest nerwowym facetem, ale wykazywał dla mnie wiele cierpliwości. Ja się bałam, że go stracę bezpodstawnie. I były sceny, było wszystko. Kiedyś nie wytrzymał i zaczął mną szarpać. Później nie miał już cierpliwości i miał dość. Ja go rozumiem. I tak bardzo żałuję, że tak późno to zrozumiałam... Zawsze gdy miałam lęki nie sypiał ze mną po nocach. Nie chcę tego dobrego rozpamiętywać, bo boli mnie, że tak go skrzywdziłam. Wiem, że mu bardzo zależało.

Masz rację nie da się wytrzymać czegoś takiego, choćby nie wiem jak się kochało. To po prostu niszczy... Wiem, widzę jaką krzywdę mu zrobiłam i uwierzcie mi, że nie znam lepszego sposobu, by go przekonać niż pokazać, że będzie inaczej. Tyle ile mu powiedziałam przez ostatni czas. Popłakałam się nawet... A on? Mówił , że mu trudno jak mu tak mówię. Pytał jaką ma pewność, że będzie oki. Co mogłam mu powiedzieć? Mówiłam już tyle, że inaczej nie potrafiłam już znaleźć słów jak bardzo żałuję. Widzę tak jasno i wyraźnie te wszystkie sytuacje.

Wiem, że chcę być inna, że chce żyć normalnie. W moim życiu było wiele przykrości i nie rozumiałam przyczyn wielu moich zachowań. Najgorsze, że nie myślałam, że mogę tak bardzo zranić tak bliską mi osobę. Tak ja mam problem, żeby odbić się od tego parszywego dna i jestem tego świadoma i dobrze, że świadoma, bo mogę więcej z tym zrobić. Jestem bardzo pogubiona emocjonalnie. I muszę wiele rzeczy naprawić. On nie może dźwigać moich problemów po raz drugi, jeśli wróci...

No właśnie czy wróci. Myślę, że ma mętlik, ale przecież mógłby nie odpisywać prawda? Chyba trochę mu zależy...
Księżycowa
 

Postprzez smerfetka0 » 1 maja 2009, o 14:39

że mu zależy to ja jestem wręcz pewna.
ale to wszystko co było, i ten ból, tak go mógł wyniszczyć że po prostu samo już "zależy" nie wystarczy żeby wrócił i trzeba to wziąć niestety pod uwagę.

a powiedz mi, zapewne w czasie trwania tego wszystkiego też obiecywałaś? Mówiłaś że się będziesz starać?

Nic tak nie okaże szczerości i chęci jak czyny, słowa to już tu za mało, chociaż są one potrzebne.

Musisz się pozbierać i wziąć za to wszystko (a masz siłę skoro nie uciekłaś dla świętego spokoju a jednak walczysz o niego) dla samej siebie, a on niech będzie tylko takim motorkiem napędzającym cię do działania, bo z pewnością będzie mu łatwiej i z większym zapałem w to wrócić jeśli będzie WIDZIAŁ że całkiem możliwe że sytuacja się nei powtórzy. WIDZIAŁ, a nie tylko SŁYSZAŁ.

pomyśl nad tym :pocieszacz:
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Księżycowa » 1 maja 2009, o 14:43

Rozumiem Ciebie i zgadzam się, ale jak mogę mu to udowodnić inaczej niż słowami, jeżeli nie mam szansy, bo tylko to teraz mogę zrobić. Obiecywałam, ale sama byłam pogubiona a teraz wiem, że jestem w stanie. I to mu również powiedziałam. Nie mam innej możliwości a on by musiał zrezygnować z tego rozsądku i zaryzykować a jeżeli słowa nie wystarczą (na razie) i nie wróci, to czynów nie sposób mu pokazać...
Księżycowa
 

Postprzez smerfetka0 » 1 maja 2009, o 14:43

i tak sobie myślę że on sobie teraz maaarzy że sobie gdzieś siedzi znudzony w domku..a tu wpada uśmiechnięty kasiorek, przytula się do niego, całuje, opowiada padnięty i wymęczony ale dumny i szczęśliwy, że zrobił to i tamto, i jeszcze tego się nauczył i tu pomógł i tam, i że jutro go czeka tyle do zrobienia ale to nic..że zrobi i pójdziecie do kina.. i ciągnie go za rękę na spacer...

...że nie słyszy ubolewania nad sobą, że nie musi się patrzeć jak jego kochana upada a on jest bezradny, że nie musi się kłócić albo martwić że zaraz będzie awantura... że jest wyluzowany i cieszy się razem z tobą..

tylko jeszcze (!) nie wie że to wszystko jest możliwe...

i trzeba mu pokazać...
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Księżycowa » 1 maja 2009, o 14:44

Zagubiona jesteś naprawdę kochana mówił Ci to ktoś?
Księżycowa
 

Postprzez smerfetka0 » 1 maja 2009, o 14:47

---------- 14:46 01.05.2009 ----------

a to daj mu ten czas... i zrób coś z jakimś kłopocikiem który cię męczy... i odezwij się do niego... tak po prostu, jak się czuje, jak się trzyma czy potrzebuje jeszcze troszkę czasu, i pochwal się że np. zrobiłaś to i to i niech trzyma kciuki za Ciebie bo jeszcze chcesz zrobić definitywnie to i tamto.. (a pochwal mu się po prostu i powiedz o swoim osiągnięciu :wink: wykaż radość i nadzieję i zapał do dalszego czynienia wtedy.. :wink: )

---------- 14:47 ----------

a tam kochana :wink: po prostu cię rozumiem i skoro ja nie mogę zdobyć swojego ukochanego to przynajmniej fajnie jak mogę pomóc komuś rozświetlić drogę do szczęścia z druga osobą :wink: :pocieszacz:
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 408 gości

cron