przez Księżycowa » 30 kwi 2009, o 22:01
Ja zawsze podświadomie, w środku tak jestem w stosunku do siebie nastawiona, szczególnie gdy mam kryzys, gdy jest mi źle. Może to nie jest dobre, ale silniejsze ode mnie. Może ni było by to aż takie gdyby w sytuacji nie było aż tyle mojej winy. Mam sobie to za złe i to jest chyba jedyna rzecz na której cierpię tylko ja.
Gdybym miała nastawić się na nowy początek, to naprawdę w tym wypadku marzę by go zacząć w innym miejscu, sama, po swojemu... Nie mam takiej możliwości niestety ale było by mi to bardzo potrzebne, doładowało by mnie... a tak... wszystko mi przypomina, nie mogę wytrzymać. Na razie nie tracę nadziei, choć staram się chyba tylko ja. On? Hmmm... nie wiem o co chodzi czy chce popatrzeć na ile mnie stać, choć to do niego nie jest podobne, czy sam nie wie o co mu chodzi. Prosiłam powiedz w prost, że nie spotkamy się już nigdy więcej a on? Nie wiem. Widzę, że jest mu ciężko, naprawdę to widzę i chciałabym to naprawić. Nie dostaję tej szansy i to mnie niszczy...