Jak stworzyłem swój świat złudzeń?

Problemy związane z uzależnieniami.

Jak stworzyłem swój świat złudzeń?

Postprzez Vulpes » 25 kwi 2009, o 13:37

Witam.
Chciałbym podzielić się z wami moją historią, poznać wasze opinie, skłonić do dyskusji. Problem nie wygląda na depresję ale widzę, że jest to najkatywniejsze forum psychologiczne a problemy tutaj opisywane również nie są ograniczone tylko do depresji. Mam więc nadzieję, że moja historia pomoże nie tylko mi samemu, przez poznanie opinii innych ludzi, ale również innym osobom, którzy znajdą w tym temacie coś dla siebie.

Otóż aż do matury radziłem sobie z życiem hmm...dopuszczająco, tzn uczyłem się, miałem znajomych, byłem "względnie zadowolony" chociaż naprawdę byłem nieszczęśliwy ale rutyna codziennych obowiązków skutecznie sprawiała złudne wrażenie ,że nei jest tak źle. Problem zaczął się, gdy wyjechałem na studia...do Szkocji. Znajomi mi zazdrościli-podczas gdy oni lądowali w rodzinnym mieście lub we Wrocławiu, ja wyleciałem do Szkocji, dostałem stypendium...luksus, mogłem studiować na lepszych warunkach, z ludzmi z całego świata.
Coś jednak gruchnęło..pierwsze półrocze i siadłem, zacząłem palić marihuanę, jak większość studentów tam, ale już nie jak większość, przestałem się uczyć. Tylko poziom wiedzy wyniesionej z liceum pozwolił mi zdać egzaminy semestralne, bazując na wiadomościach z Polski. Postanowiłem rzucić trawę.

Jak postanowiłem, tak zrobiłem ale oprócz trawy rzuciłem też całe normalne życie- odciąłem się od znajomych, przestałem chodzić na wykłady, potem przestałem wychodzić z pokoju w ogóle, skupiłem się na komputerze...a dokładniej na pewnej grze MMORPG. Nie robiłem nic poza graniem i spaniem...no, jeszcze jadłem ale tylko wtedy, kiedy byłem zbyt głodny, żeby móc grać. Schudłem 10 kilo (gdzie zawsze byłem szczupły, teraz ważyłem ledwo 58 kg) nie robiąc nic- zero ruchu, tylko sen i granie. Po zarcie chodziłem w nocy, kiedy nie było tyle ludzi na ulicach, p onieważ nie lubiłem patrzeć na innych ludzi. Kiedy wychodziłem zawsze miałem MP3 na uszach, która dość skutecznie zagłuszała pchające się do głowy myśli co ja wogóle robię. Drugi semestr spędziłem w swoim pokoju, grając na komputerze. Wróciłem do Polski (nawet nie podeszłem do egzaminów końcoworocznych). Rodziców udało się przekonać, że wole studia w Polsce, że Szkocja to nie dla mnie., tak więc zapewniłem sobie możliwość studiowana we Wrocławiu. nie miałem czego studiować, nic mnie nie interesowało w realnym świecie. Wybrałem ochronę środowiska bo na to łatwo się dostać, w sumie to studiów potrzebowałem tylko to tego, żeby wyrwać się z domu, bo rodzice ciągle gonili mnie od komputera. Kiedy wyjechałem do Wrocławia byłem znów sam na sam z komputerem. W grudniu wróciłem do domu, w zasadzie rodzice mnie zabrali, proponując przerwanie studiów (widzieli, ze nie sprawiają mi przyjemności a cheili, żebym robił w życiu to, co chcę) tak naprawdę to ja nie studiowałem od drugiego tygodnia października. W sumie byłem na trzech wykładach, po których zmknąłem się w pokoju do grudnia.

Niedawno zdałem sobie sprawę, że moje uzależnienie bierze się z niemal zerowego poczucia własnej wartości w świecie realnym, podczas gdy w grze byłem pewnym siebie, odnoszącym liczne sukcesy graczem. To sprawiało, że wszystko co realne było niebezpieczne, nieciekawe, nudne a gra była azylem, ucieczką, największą nagrodą. teraz staram się z tym walczyć, próbuję zrozumieć siebie samego, odkryć dlaczego zachowuję się tak a nie inaczej. Próbuję wziąć się w garść i wystartować. Często potykałem się, lądując znów przed komputerem, często wszystko wydawało się bez sensu. Dlatego piszę tutaj swoja historię- potrzebuję poznać co inni ludzie myślą o tym, co zrobiłem i tym, co chcę zmienić.

Interesują mnie wasze opinie, nie tylko na temat uzależnienia od komputera, ale opinie na temat jakiejkolwiek walki o siebie samego. Chciałbym stworzyć w tym temacie kreatywną dyskusję na rózne tematy, zazwyczaj bardziej lub mniej ściśle związane z moim problemem. Co myślicie o moim uzależnieniu, jak według was ma się ono do braku poczucia własnej wartości, co daje wam poczucie własnej wartości? Dla mnie wszystko inne od rzeczywistości stanowi zagłuszacz mojej osobowości, to znaczy gra tworzy inny świat w którym mogę być kims, odnosić sukcesy...książki pozwalają mi czasem przeżywać emocje których w swoim życiu nie potrafię przeżyć. to samo robią filmy- przeywając czyjeś szczęście na filmach, w książkach, identyfikując się z postaciami w grze czy nawet w muzyce mogę przeżywać to, co one przeżywają. Daje mmi to uczucie, że moje życie nie jest takie puste, że jestem dość szczęśliwy, podszac gdy bez książek, gier, muzyki, filmów do głowy pchają się nieprzyjemne myśli przypominające mi, że tak naprawdę to nic z tego nie jest prawdą, że gra nie jest niczym tylko zasłoną dymną...

Czekam na wasze opinie.
Avatar użytkownika
Vulpes
 
Posty: 12
Dołączył(a): 25 kwi 2009, o 13:35

Postprzez Strawberry » 25 kwi 2009, o 14:49

Bry... :)
Przeczytałam to wszystko i stwierdziłam, że ze mną jest podobnie, tylko że ja mam inne "uzależnienie"... Pisałam o nim w jednym z tematów. Tak wogóle, pozybyłeś się tego uzależnienia. czy nie? Chcesz to zrobić?

Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
Strawberry
 
Posty: 455
Dołączył(a): 3 gru 2008, o 16:23

Postprzez Vulpes » 25 kwi 2009, o 15:06

Próbuję...to znaczy w tej chwili kończę "miesiąc bez komputera"....moj komp jest schowany a dostęp do interenetu mam tylko z laptopów rodziny/znajomych, co eliminuje ryzyko wsiąknięcia w grę.

Czasem jest trudno, czasem myślę, że wytrzymam ten miesiąc tylko po to, żeby móc grać dalej z pretekstem "przecież jak chcę to mogę nie grać" ale to nie rozwiązanie tylko wymówka.

Co dziwne, gra nawet mi się śni...we śnie gram a w zasadzie jestem w świecie gry. nie jest to jednorazowy przypadek, w sumie to gra śni mi się niemal codziennie od miesiąca, nawet w Szkocji, gdzie grałem 24/7, czasem śniła mi się gra. Myślę, że to pokazuje jak wysoko w systemie wartości postawiłem sobie tą grę- śni mi się ona obok bycia sobą wśród ludzi czy bycia zakochanym...

Granie w tym śnie jest bardzo przyjemne ale czasem rpzychodzi moment, kiedy zdaję sobie sprawę, że grając złamałem postanowienie. Na szczęście budząc się, zdaję sobie sprawę, że to było tylko we śnie.

Próbuję zerwać z nałogiem ale jest to trudne, jak każde uzależnienie, dodatkową trusdnością jest to, co ta gra mi daje- poczucie własnej wartości. gdy nie gram, odzywa się poczucie beznadziejności, zmarnowanych szans, lat ale gra tylko to zagłusza...

Myślę, że jeżeli uda mi się znaleźć coś, co stanie się dla mnie źródłem poczucia własnej wartości w realu, pozycja tej gry w mojej hierarchii wartości zacznie maleć. Im więcej gry, tym więcej gry. Im mniej gry, tym mniej gry mogę powiedzieć i chyba tyczy się to każdego uzależniena, co o tym myślisz?
Avatar użytkownika
Vulpes
 
Posty: 12
Dołączył(a): 25 kwi 2009, o 13:35

Postprzez Strawberry » 25 kwi 2009, o 15:24

Wiesz, mam kolegę, który, podobnie jak Ty popadł w uzależnienie od gry. Ja jestem w pierwszej klasie szkoły średniej, on doszedł do naszej klasy, bo nie zdał. Po półroczu go wyrzucili ze szkoły, bo miał nieklasyfikowanie, bo nie chodził do szkoły. Rozmawiałam kiedyś z nim i pytałam dlaczego, powiedział, że gra, że to mu zapewni byt, że nie pójdzie do pracy, tylko stanie się najlepszy w tą grę i zbije fortunę. Nie popadnij w coś takiego. Postanowiłeś nie grać, bądź twardy! Nie graj! A nad swoim poczuciem wartości można popracować. Na początku jest myślenie i są chęci. Jeśli chcesz, z czasem to otrzymasz, tylko musisz się starać. Wiem, że ciężko to rzucić, bo sama jestem w pewien sposób "uzależniona". Podczas całego "transu uzależnieniowego", wyobrażam sobie, że jestem ładna, że mam najlepsze oceny, że w domu wszyscy się kochają, że mam wspaniałego chłopaka, że mam mnóstwo znajomych. W rzeczywistości tak nie jest, ale chcę coś zmienić! Zmienić swoją rzeczywistość. Popracować nad sobą, polepszyć relacje z rodziną, wyjść do ludzi! Trochę się w tym gubię, ale znalazłam pomoc, której tak bardzo szukałam. Szczerze powiedziawszy, to dzięki temu forum i osobom na nim, coś się we mnie zmieniło, zaczęłam chcieć.

Myślę, że jeżeli uda mi się znaleźć coś, co stanie się dla mnie źródłem poczucia własnej wartości w realu, pozycja tej gry w mojej hierarchii wartości zacznie maleć.


Więc znajdź, ja potwierdzam tą Twoją myśl, bo moge podać swój przykład i wiedz, że to pomaga, tylko szukaj. Chodzę na lekcje tańca w każdy poniedziałek. Rano szkoła, potem taniec, potem zazwyczaj zakupy z mamą - wracam do domu ok. 18-20, później muszę się do szkoły przygotować, posiedzieć trochę przy komputerze, w końcu wychodzi na to, że z 'uzależnienia' korzystam przed snem, ale jestem wtedy tak zmęczona, że wystarczy mi pół godziny. Dlatego szukaj...
Avatar użytkownika
Strawberry
 
Posty: 455
Dołączył(a): 3 gru 2008, o 16:23

Postprzez Vulpes » 25 kwi 2009, o 16:28

no to o tyle u mnie lepiej, że nie planowałem niczego z grą związanego. nigdy nie nawiązywałem znajomości przez internet...no, czasem ktoś niby znajomy zagadaywał ale unikam takich rozmów...zawsze mi się wydawało , że " jak nie umiesz podejść do dziewczyny w realu, nie rób z siebie błazna i nie zastępuj tego żadnymi kontaktami w internecie"....to samo z grą, nigdy nie zarabiałem na niej, wiedziałem chyba, że w końcu się to rypnie. myslę, że to była moja nadzieja nawet- ciąłem gałąź na której siedziałęm wiedzać, że kiedyś to wszystko pieprznie i coś się zmieni. Nie byłem w stanie zmienić nic o własnych siłach więc poprostu zmierzałem do katastrofy, która była chyba jednocześnie nadzieją na zmianę ale zmianę z zewnątrz.

Tak samo było ze Szkocją, kiedy tam składałem podanie. Myslałem, że tam się zmienię, zacznę być sobą i będzie idealnie ale nic się samo nie robi. Jak byłem młodszy myślałem, że będę inny...odważny, silny, pewny siebie jak dorosnę, że nie muszę nic robić a to się samo zrobi...ale czas pokazał że nic nie zrobi się samo a na dogodną sytuację można czekać całe życie.

A co do uzależnienia, wiesz co myślę? Ze nie możemy pozwalać sobie nawet na minutę grania, bo to ciągle w nas siedzi. Widzę po sobie, że idę do przodu kiedy zachowuje "abstynencję od gier"...nic, zero. Wtedy myślę "czysto", realnie. Kiedy choć na godzinkę w tygodniu siądę do gry, wszystko zaczyna znów się wokół niej kręcić...robię, co trzeba ale tylko dlatego, że muszę, żebym mógł spokojnie pograć a trzeba to robić dla siebie chyba.

Tak samo mam jak jestem w domu, kiedy są wokół mnie rodzice. Wtedy robię co muszę jakby mechaniczniej....słówka z niemeickiego które kuję sa tylko czynnością, dosyć obojętną. Kiedy nie ma rodziców i teoretycznie mogę nawet grać , a ja wybieram naukę słówek, obowiązek czy nawet przyjemność- spacer z psem, wtedy wszystko to jest znacznie bardziej wartościowe dla mnie- to mój całkowicie świadomy wybór, nie dlatego, że rodzice są blisko i będą wkurzeni jak tego nie zrobię, ale dlatego, że ja tak wybieram. :)
Avatar użytkownika
Vulpes
 
Posty: 12
Dołączył(a): 25 kwi 2009, o 13:35

Postprzez christmas_tree » 25 kwi 2009, o 16:38

Moim zdaniem jest to mechanizm bardzo podobny do uzależnienia od alku czy narkotyków. Tylko absolutna czystość, abstynencja pozwala na trzeźwe myślenie.
christmas_tree
 
Posty: 429
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 10:37
Lokalizacja: Kraków

Postprzez caterpillar » 25 kwi 2009, o 20:50

Witaj vulpes
ostatnio proponowalam jednej z tutejszych dziewczyn taki link

http://www.badania.psychologia.uni.wroc ... pe=rozdz_5

mysle ,ze o swoim wrogu warto wiedziec jak najwiecej :wink:


"Interesują mnie wasze opinie, nie tylko na temat uzależnienia od komputera, ale opinie na temat jakiejkolwiek walki o siebie samego."

hmm pytasz o walke o siebie..no to sobie sam odpowiedz na pytanie czy jest ci dobrze w takim stanie..zamkniety w pokoju z lekiem przed swiatem i z slepiami wpatrzonymi w migajacy kwadrat?
zreszta chyba odpowiedz po czesci juz dales skoro piszesz tu do nas.

Wiesz ja mysle ,ze uzaleznienie moze dotkanac kazdego ..tylko jedni sa bardziej a drudzy mniej podatni..(wiec roznie sobie z tym radza)
Ja osobiscie hmm niby wygladam na pewna siebie osobe,na studiach w szkole bylam taka dusza towarzystwa..takim zgrywusem..a jednak moze moja historia rodzinna w ktorej wlasciwie kazdy boryka sie z uzaleznieniem albo wspoluzalenieniem :roll: i moze gdzies tam nagromadzone emocje typu bezradnosc wobec pewnych spraw spowodowaly ,ze alkohol dragi zajely mi kilka lat zycia.
Fakt ,ze kiedy musiala dokonywac pewnych wyborow nie miala az takiego problemu(bo byc moze moje poczucie wartosci az tak tragiczne nie jest :D )

taka moja historia instant :wink:
a co do Ciebie..to co mnie najbardziej "uderzylo" to ten strach przed ludzmi i izolacia..to chyba najbardziej wyszczegolnia osoby,ktore maja problem z uzalenieniem od gier..bynajmniej ja mam takie doswiadczenie z mojego otoczenia.

i zgadzam sie ,ze mechanizm z tym ,ze mechaniz jest bardzo podobny i to,ze abstynencja jest jedynym rozwiazaniem..i terapia.

pozdrawiam.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Strawberry » 26 kwi 2009, o 10:54

i zgadzam sie ,ze mechanizm z tym ,ze mechaniz jest bardzo podobny i to,ze abstynencja jest jedynym rozwiazaniem..i terapia.


Terapia, też jestem 'za'.

Skoro już odstawiłeś komputer, chcesz zrezygnować z własnej, nie przymuszonej woli, to znaczy, że już zacząłeś robić coś w tym kierunku. Tylko nie przestawaj i trać sił, przy małych niepowodzeniach.

Pozdrawiam. ;)
Avatar użytkownika
Strawberry
 
Posty: 455
Dołączył(a): 3 gru 2008, o 16:23

Postprzez Vulpes » 27 kwi 2009, o 09:51

dzięki za wszystkie odpowiedzi!

co do abstynencji to jest taki problem, trudno jest teraz żyć całkowicie bez komputera, w zasadzie to na studiach jest to chyba niemożliwe nawet. w tej chwili mój własny komputer jest schowany a jedyny dostęp do internetu mam na laptopie członka rodziny- nie ma ryzyka, że zacznę grać bo tej gry nawet na laptopie nie ma, ale jeszcze tydzień temu spędzałem prawie cały czas jaki siedziałem na tymlaptopie na forum o tej grze...nie grałem ale rozmawiałem z ludzmi grającymi co zaspokajało częściowo chęć grania ale ciągle też przypominało, że gra jest, jest fajna, ważna...

teraz spróbuję wyłączyć forum na próbę, na ten tydzień. myślę, że już jest trochę lepiej, nie łapie się na marzeniach odlatujących mi gdzieś do gry przed snem, chociaż ciągle śni mi się właśnie ta gra ale na to już wpływu raczej nie mam.

Co jest ciekawe, to nie ciągnie mnie do gry, kiedy jestem zadowolony z siebie, na przykład w zimie jezdziliśmy na narty/deskę gdzieś na stok i jeżeli byłem zadowolony z sibie, to znaczy nie czułem się beznadziejnym w poziomie moich umiejętności na desce, to gra nie istniała dla mnie. kiedy jednak coś szło nie tak i czułem się źle ze sobą, od razu zaczynały się kręcić w głowie myśli typu "ale niedługo wracamy to sobie pogram, tam będzie fajnie"...

to samo tyczy się wszystkich innych sytuacji- spotkanie ze zajomymi, wakacje...jeżeli jestem z siebie zadowolony to nie chcę "uciekać", jeżeli jest źle, od razu ciągnie mnie do gry, żeby zapomnieć o tym co złe w realu.

Co do tego tekstu o uzależnieniu, zgadzam się z wszystkim co tam pisze na temat gier. To właśnie możliwość bycia kim chcę, wrażenie rywalizacji z innymi ludźmi, brak konsekwencji porażki oraz możliwość wygrywania tak wciągają. kiedy gram nie jestem sobą, nie jestem tym człowiekiem tóry siedzi przed komputerem, jestem tą postacią, którą stworzyłem, jestem silny, odnoszę sukcesy, inni ludzie podziwiają mnie za umiejętności jakie tam w grze posiadam....to tworzy ogromny kontrast między mną realnym a mną wirtualnym, łatwo wsiąknąć, bo przecież tam jestem kimś a tutaj jestem nikim, zerem.

trudno z tego wyjść. Najgorsze to oswoić się z brakiem możliwości ucieczki, przywyczaić do bycia kim jestem naprawdę, chociaż z drugiej strony mogę traktować życie trochę jak grę- powolną wspinaczkę do góry, stawanie się coraz lepszym, tylko ze tutaj już nie ma zasad, nie ma jednej drig, którą każdy podąża i hyba nikt ci nie powie co masz robić i kiedy akurat będzie to "lepiej"...ale zwycięstwa w realu smakuja znacznie lepiej niż zwyciestwa wirtualne.

chyba dodatkowym problemem była dla mnie różnica w tym, jak widzieli mnie inni, co mówili mi rodzice a co ja sam o sobie myślałem- często słyszałem o sobie dobre rzeczy- inteligentny, zabawny, pomysłowy, atrakcyjny a z drugiej strony widziałęm siebie, który nie potrafił podejść do podobającej mu się dziewczyny, który nie był w stanie zaryzykwoać ośmieszenia, który ciągle myślał, co inni o nim pomyślą...i powstały takie dwa obrazy mnie i w oba w sumie wierzyłem...trudno coś zrobić, kiedy z jednej strony słyszy się nadzwyczaj dobre rzeczy o sobie (niewielu moich znajomych słyszało podonie dobre rzeczy o sobie) a z drugiej widzi się siebie jako beznadziejnego, słabego człowieka..

ale myślę, że trzeba próbować i się nie poddawać, bo już się poddawałem wystarczająco długo i fajnieby było zacząć żyć :) ale nie tak "średnio" tylko porządnie, 100%towo ... ale droga do tego jeszcze długa chociaż jak patrzę, co było, to chyba już jestem trochę do przodu wobec tego, co było jeszcze kilka miesięcy temu.

PS: polecam film Antwone Fisher, wczoraj wieczorem go obejrzałem...bardzo dobry, o właśnie takim nie poddawaniu się nawet po 25 latach przesranego życia na dnie...dobry film, daje kopa, żeby wstać i wziąć się za siebie.
Avatar użytkownika
Vulpes
 
Posty: 12
Dołączył(a): 25 kwi 2009, o 13:35

Postprzez caterpillar » 27 kwi 2009, o 14:34

vouples!

"chyba dodatkowym problemem była dla mnie różnica w tym, jak widzieli mnie inni, co mówili mi rodzice a co ja sam o sobie myślałem- często słyszałem o sobie dobre rzeczy- inteligentny, zabawny, pomysłowy, atrakcyjny a z drugiej strony widziałęm siebie, który nie potrafił podejść do podobającej mu się dziewczyny, który nie był w stanie zaryzykwoać ośmieszenia, który ciągle myślał, co inni o nim pomyślą...i powstały takie dwa obrazy mnie i w oba w sumie wierzyłem...trudno coś zrobić, kiedy z jednej strony słyszy się nadzwyczaj dobre rzeczy o sobie (niewielu moich znajomych słyszało podonie dobre rzeczy o sobie) a z drugiej widzi się siebie jako beznadziejnego, słabego człowieka.."

jak dla mnie jedno nie wyklucza drugiego ten'atrakcyjny ,zabawny,pomyslowy" tez moze miec swoje kompleksy.
Ktos ostatnio tu napisal ,ze my sami jestesmy dla siebie najwiekszym krytykiem ..i tak bywa.
Myslales o pomocy psychologa jakies grupie terapeutycznej?

wiesz to ,ze zalozysz sobie abstynecje od kompa to nie znaczy ,ze Twoje problemy znikna.
Znasz przyczyne znasz mechanizm..to duzo a mozna zrobic z tym jeszcze wiecej,pomysl o tym.

pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Vulpes » 27 kwi 2009, o 18:30

jak dla mnie jedno nie wyklucza drugiego ten'atrakcyjny ,zabawny,pomyslowy" tez moze miec swoje kompleksy.
Ktos ostatnio tu napisal ,ze my sami jestesmy dla siebie najwiekszym krytykiem ..i tak bywa.
Myslales o pomocy psychologa jakies grupie terapeutycznej?

wiesz to ,ze zalozysz sobie abstynecje od kompa to nie znaczy ,ze Twoje problemy znikna.
Znasz przyczyne znasz mechanizm..to duzo a mozna zrobic z tym jeszcze wiecej,pomysl o tym.

pozdrawiam!


mi się wydaje, że da się żyć bez kompleksów, że mogę znać swoje wady i słabości ale konstruktywnie je poprawiać, że porażki oraz wszystkie te wady będą dla mnie mobilizatorem a nie ogromnym hamulcem. każdy ma wady to chyba fakt ale jeżeli obraz samego siebie jest tak sprzeczny z obrazem zewnętrznym, jak u mnie, zaczynam uciekać od realności, "głupieć" kim naprawdę jestem, wstydzić się otwierania i pokazywania tej wewnętrznej częsci, jakże innej od tego co widać z zewnątrz.

oczywiście teraz próbuję to wyrównać, być sobą ale też wierzyć w siebie, wiedzieć, że moje porażki to nie ja, że nie ja jestem zły tylko moje uczynki, że ja jestem dobry, że ludzie też tak mogą myśleć, że moja obecność może być dla kogoś przyjemna a nie tylko "nie nieprzyjemna"...

tak, znam przyczynę, znam mechanizm i to mnie bardzo cieszy ale to nie oznacza jeszcze, że nie będę uciekał w grę, skoro wiem czemu to robię. teraz chyba trzeba zrobić coś, żebym nie musiał uciekać, co równałoby się z przywróceniem gry do pozimu niewinnej rozrywki a nie innej rzeczywistości, ucieczki od świata, nie sądzisz? :) a może masz jakieś pomysły jak tego dokonać?
Avatar użytkownika
Vulpes
 
Posty: 12
Dołączył(a): 25 kwi 2009, o 13:35

Postprzez caterpillar » 27 kwi 2009, o 22:42

no mam pomysl :idea: trzeba CHCIEC :D

..a co do Twojego krytycyzmu przychodzi mi jedna mysl ...pokochac siebie i zaakceptowac to jakim sie jest...co nie znaczy ,ze nie mozna powoli zmieniac tego co nas uwiera.
znaczy to,ze moze czas najwyzszy -doslownie -stanac przed lustrem i zaczac mowic o sobie dobrze.

"wiem czemu to robię. teraz chyba trzeba zrobić coś, żebym nie musiał uciekać, co równałoby się z przywróceniem gry do pozimu niewinnej rozrywki a nie innej rzeczywistości, ucieczki od świata, nie sądzisz?"

oj nie wiem,nie znam sie na "uzaleznieniach komputerowych" ale jak na logike...skoro mechanizm jest ten sam albo podobny co np. w alkoholizmie a ty masz juz powazny problem z kontorla,to obawiam sie ,ze ze swiata gier to nawet pasjansa nie bedziesz mogl tknac :roll: wiesz to tak jak alkoholik by sobie powiedzia "ok. wody chlac nie moge ale jasne piwko z soczkiem tak"

ALE to sa tylko moje przypuszczenia MOGE SIE MYLIC wiec ja namawiam Cie na wizyte u jakiegos specjalisty.Bo skoro masz taki problem z akceptacja siebie to wydaje mi sie,ze abstynencja nic nie da :? ze mozesz uciec w kolejne zachowania destrukcyjne.
pozdrawiam.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez Vulpes » 16 maja 2009, o 13:25

piszę po dłuższej przerwie, bo msm kolejny problem..

i to pytanie kieruję do płci przeciwnej.

mam duży problem z nieśmiałością. ostatnio próbowałem zrobić sobie sprawdzian- kupiłemw kwiaciarni różę i chciałem ją wręczyć jakiejś nieznajomej atrakcyjnej dziewczynie.
stanowiło to dla mnie ogromny problem. próbowałem sobie to wszystko logicznie wytłumaczyć- dziewczynie byłoby bardzo miło usłyszeć coś takiego, że jeżeli do mnie ktoś by podszedł, rónież zareagowałbympozzytywnie ale nic nie działało. po prostu byłem spraraliżowany, wytraszony, później już wręcz wściekły na siebie i cały świat, poczucie wartości szybko spadło do zera (cały czas tylko kręciłem się po mieście z różą w ręce, do nikogo nawet nie podszedłem)...oczywiście róży nie dałem, było to zbyt wielkie wyzwanie. dlaczego nie mogę zrobić czegoś takiego, dlaaczego wydaje mi się, że dziewczynie taki ktoś wydawałby się idiotą a ja tylko bym się skompromitował?

czy dziewczyny obecne tu na forum mogą przedstawić mi taka sytuacjęz innej strony, z ich punktu widzenia? jak byscie zareagowały na taką sytuację gdy zaczepia was "ja" wręczając różę, cały w nerwach...czy wyszedłbym na idiotę, sierotę i ostatnia niedojdę, całkowicie sie kompromitując?

jak w ogóle widzicie problem nieśmiałości u płci przeciwnej...nawet u was samych? jak wypada porównanie nieśmiałego faceta z facetem pewnym siebie, ekstrawertycznym? czy zawsze nieśmiały jest gorszy a dziewczyny wolą tych, dla których nic w kontaktach z dziewczynami nie stanowi problemu?

jest to dla mnie duża przeszkoda, problem, powód wstydu. to właśnie kontakty z dziewczynami potrafią rozwalić mnie w mgnieniu oka, choć z drugiej strony czasem zdarzało się, że zwykły uśmiech, parę słów z ust atrakcyjnejdla mnie dziewczyny sprawiały mi ogromną radość...proszę o opinie...=/
Avatar użytkownika
Vulpes
 
Posty: 12
Dołączył(a): 25 kwi 2009, o 13:35

Postprzez Strawberry » 16 maja 2009, o 14:42

Szczerze powiedziawszy, to nie ma określonego "typu" człowieka. Przecież każdy jest inny.

Myślę, że nieśmiałość czasem jest przydatna, ale nie zawsze. Szkoda, że z tą różą Ci nie wyszło... Bo gdyby do mnie podleciał jakiś facet i nagle bez okazji, ot tak po prosru dał mi różę, to... Stałabym chyba z godzinę w miejscu zszokowana, ale nie pomyślałabym o tym, że koleś jets jakimś idiotą, albo coś.

Dlatego spróbuj jeszcze raz! Powodzenia! :)
Avatar użytkownika
Strawberry
 
Posty: 455
Dołączył(a): 3 gru 2008, o 16:23

Postprzez Freeze » 16 maja 2009, o 17:01

---------- 16:55 16.05.2009 ----------

Nie da się uzyskać jakiejś obiektywnej odpowiedzi na pytanie: Jaka jest reakcja dziewczyny na wręczenie jej rózy przez obcego faceta?
Ile dziewczyn - tyle reakcji ;)
Ja na przykład na pewno nie wzięłabym Cię za idiotę, ucieszyłabym się, zażartowałabym. Ale to dlatego, że takie mam usposobienie i podejście do ludzi. A na pewno znalazłaby się dziewczyna, która zrobiłaby krzywą minę i -być może - nawet nie wzięłaby od Ciebie kwiatka...
Ale to nie powód, aby rezygować z takich przedsięwzięć :)
Na Twoim miejscu uznałabym, że ta która ewentualnie nie zareaguje pozytywnie - jest "sztywna". I nie przejmowałabym sie tym i dała kwiatka innej. A uważam, że - tak, czy tak - większość dziewczyn zareagowałaby pozytywnie.

Ale to też zależy, co chcesz takim kwiatkiem zdziałać.
Jeśli ma to być ćwiczenie na przełamanie swojej słabości - to jak najbardziej - działaj :)

Wiesz, czasem im więcej się nad czymś zastanawiamy - tym trudniej nam to zrobić... Więc czasami trzeba po prostu ZROBIĆ, a nie analizować... :) To najlepszy sposób, aby się o czymś przekonać.

---------- 17:01 ----------

A jeśli chodzi o Twoje uzależnienie - kiedyś miałam podobny problem. Nie taki sam, ale podobny w swej istocie. Zresztą - chyba każde uzaleznienie jest w istocie bardzo podobne...

Ale dziś - choć chciałabym - nie napiszę na ten temat nic budującego, bo mam teraz strasznie kiepski okres... I już i tak za duzo grzebię się we wspomnianiach zamiast zająć się tym, co tu i teraz...

Pewne jest to, że da się z tym wygrać, ale potrzebna jest przede wszystkim wewnętrzna motywacja.
Freeze
 
Posty: 76
Dołączył(a): 22 kwi 2009, o 18:32

Następna strona

Powrót do Uzależnienia

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 99 gości