Tym razem będzie inaczej !

Problemy z partnerami.

Postprzez Jaga » 23 kwi 2009, o 08:44

Od niedawna jestem tutaj. Czytam Wasze posty, czytam o Waszych problemach, bolączkach, najtrudniejszych momentach po rozstaniu, czasami włączam się do dyskusji. Wielu rzeczy nauczyłam się przez ten krótki czas od Was, dziewczyny. Świadomość, że są osoby o podobnych doświadczeniach, uczuciach naprawdę dodawała mi odwagi. Tutaj również dowiedziałam się o fachowej literaturze. Właśnie czytam "Kobiety, które kochają za bardzo". Pomaga.Wiele fragmentów tak bardzo przypomina mi moje własne historie, że nie umiałam powstrzymać łez.
Decyzja, którą tak długo w sobie nosiłam w końcu dojrzała ostatecznie. Wczoraj zakończyłam swój ponad roczny związek. Wreszcie to zrobiłam. Całe swoje siły skoncentrowałam na tym, żeby przeprowadzić tę rozmowę do końca. Bałam się, że znów ulegnę, że się wycofam ze strachu, ale udało się, wytrwałam. Dziwne, bo nie puściłam ani jednej łzy. Poczułam ulgę. Teraz jednak powraca strach. Bronię sie przed nim. Boję się też, że jeśli on się jeszcze odezwie, to zmięknę albo że sama zacznę szukać z nim kontaktu. Na razie się trzymam, choć wiem, podejrzewam, że wkrótce dopadnie mnie smutek i przyjdą łzy. Wiem, że muszę to przetrwać.

Chciałabym teraz powiedzieć tylko: dziękuję każdej z Was, dziewczyny! Trzymajcie za mnie kciuki. Ja trzymam za Was.
Jaga
 
Posty: 68
Dołączył(a): 6 kwi 2009, o 13:21
Lokalizacja: WLKP

Postprzez matylda » 23 kwi 2009, o 09:06

Jaga napisał(a):Decyzja, którą tak długo w sobie nosiłam w końcu dojrzała ostatecznie. Wczoraj zakończyłam swój ponad roczny związek.

Na razie się trzymam, choć wiem, podejrzewam, że wkrótce dopadnie mnie smutek i przyjdą łzy. Wiem, że muszę to przetrwać.


Gratuluję decyzji. Cieszę się, że dojrzałaś do niej, choć podejrzewam, że nie było lekko.
A łzy pewnie przyjdą. Uczucie tęsknoty, smutku, żalu będzie mieszało się z ulgą. Ale z dnia na dzień będzie coraz lżej.
Ważne, byś w chwili słabości nie dała się jemu przekonać, byś nie szukała z nim kontaktu.
Trzymam kciuki.
:pocieszacz:
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez pysiunia » 23 kwi 2009, o 09:42

[quote="kasiorek43"]Cały czas jak z nim byłam, byłam tylko z nim. Wyjście jedynie z koleżanką na kawę. Ne było mowy o babskich spotkaniach. Jeżeli chodzi o imprezy, to mnie też się nie podobało, żeby chodził sam. Chyba, że w remizie i tu się akurat zgadzaliśmy. Kontakty całkowicie urwane. Był on, jego towarzystwo i tylko tamto, życie. Teraz czuję, że wolałam jego życie, bo moje wydaje się bezbarwne i nic nie warte, całkiem puste... Jeżeli chodzi o znajomych, to i tak nigdy nie miałam ich wielu. Stali oni też nie byli. Może dlatego tak spodobało mi się przebywanie z kimś, byle nie z samą sobą. Nie lubię być ze sobą. Może dlatego tak dramatycznie tęsknię za tym, co było. Kocham go. Nie wiem czy to uczucie, to jest miłość, ale ja tylko tak potrafię to nazwać. Dla mnie to miłość.

-----------------------------------------------------------------------
To prawie tak jak u mnie :( Bardzo mnie wciągnął w swoje życie, towarzystwo, rodzinę, sprawy. Moje jakby straciło na znaczeniu. Na początku próbowałam gdzieś wychodzić, ale w miarę upływu czasu jakoś odcinałam się od znajomych, głównie za sprawą jego krytyki i uwag. Mówił, że jestem niepoważna, że nie zależy mi na związku, że jestem zbyt towarzyska. Od czasu do czasu się z kimś spotkałam,więc powoli przychodziło wyizolowanie. Tylko nasze życie, nasze sprawy. Także teraz dotkliwie odczuwam samotność. Nawet nie ma z kimś wyjść na kawę, do kina, czy poplotkować. Próbuję odgrzebywać stare znajomości, ale w ciągu ostatnich lat dużo się zmieniło w życiu innych ludzi, mają rodziny, są zajęci. A ja tak jak Ty, tęsknie za tym co było, bo to nadawało sens mojemu życiu.Wszystko robiliśmy razem, a teraz nawet perspektywa samotnego urlopu przeraża mnie. Ogromna pustka :( :cry:
Avatar użytkownika
pysiunia
 
Posty: 94
Dołączył(a): 20 kwi 2009, o 22:19
Lokalizacja: z mojej przystani

Postprzez Jaga » 23 kwi 2009, o 10:09

Dziękuję Matyldo. Wiem, że muszę to jakoś przetrwać. Na razie jakoś się trzymam naładowana wiedzą z różnych źródeł. Wiem, czego muszę się ustrzegać, przed czym powtrzymywać. Jednak kiedy wspomnienia zaczną pracować, powróci smutek. Wtedy, jak znam siebie, będzie najtrudniej. Tego się boję.
Jaga
 
Posty: 68
Dołączył(a): 6 kwi 2009, o 13:21
Lokalizacja: WLKP

Postprzez joanka34 » 23 kwi 2009, o 19:24

Jaga- pomyśl sobie jaka jesteś dzielna,silna...mimo strachu, zrobiłaś to ! Brawo! Chwyć sie teraz czegoś mocno,czegokolwiek co mogłoby Ci pomóc przejść przez ten trudny czas...zapytaj siebie czego potrzebujesz teraz,na tą chwilę i spróbuj to sobie dać....nie zamykaj się na ludzi,właśnie w takich chwilach okazuje się kto jest prawdziwym przyjacielem...ja właśnie w najtrudniejszych momentach poznawałam swoich prawdziwych przyjaciół,więc moze i Ty poznasz teraz kogoś kto poda Ci rękę....trzymam mocno za Ciebie kciuki !
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez Jaga » 24 kwi 2009, o 08:47

Dziękuję, Joanko. Staram się tak właśnie postępować, choć w niektórych momentach jest to ciężkie. Nie rozkleiłam się jeszcze, nadal trzymam się swojego planu. Niestety wczoraj zadzwonił On i... zaczęły się jego żale, płacze, tłumaczenie jak bardzo mnie kocha, jak wielkie szanse mieliśmy na szczęście, że On się zmieni. Słuchałam, słuchałam i... w pewnej chwili już prawie weszłam z powrotem w swoją starą rólkę, współczucie się obudziło, już mnie kusiło, żeby uwierzyć, dać szansę, już prawie zgodziłam się nawet na spotkanie. W pewnej chwili otrząsnęłam się jednak i powiedziałam, że nie chcę się spotykać, że nie chcę rozmawiać, powiedziałam "do widzenia" i odłożyłam słuchawkę. Wyrzucałam sobie potem, że w ogóle go słuchałam, że rozmawiałam, że znów miałam chwile słabości. Widzę, że nadal bardzo szybko potrafiłabym mu ulec i wrócić do starych schematów. Nie chcę tego. Obawiam się, że w któryms momencie, kiedy ogarnie mnie słabość, mogę zrobić coś wbrew swojemu dobru, pozwolić na kontakt, który skończy sie tym, że ja ulegnę. W przeszłości kilka razy było tak, że dawałam mu szansę, ulegałam, potem szybciej niż myślałam wracaliśmy do starych, chorych "reguł" naszego związku. Teraz tego nie chcę. Nigdy więcej nie chcę już czegoś takiego przeżywać!
Jaga
 
Posty: 68
Dołączył(a): 6 kwi 2009, o 13:21
Lokalizacja: WLKP

Postprzez Księżycowa » 24 kwi 2009, o 16:04

Jestem już Ewo jestem :) . Miałam trochę bieganiny ostatnio...
Najpierw chciałam Ci powiedzieć, że to naprawdę mi miło, że cokolwiek ja nie postanowię, Ty mnie w tym dopingujesz i nie krytykujesz. Dziękuję Ci za to. Wraca mi w takich chwilach wiara w ludzi :) .

Jago podziwiam Cię za wytrwałość przy nim, za to, że mu nie ulegasz, jesteś pewna swego zdania. Bardzo bym tak chciała.

Pysiuniu wiem, że to uzależnienie jest obezwładniające, ale ja się bardzo cieszę, że tyle rzeczy sobie uświadomiłam i mogę jakoś to wykorzystać... Może mój sposób nie każdy by poparł, ale ja tak to widzę i tego potrzebuję a co najważniejsze nadal go kocham.... Pozostaje mi trzymać kciuki za Was i za samą siebie, bo również mi się to przyda.

A co u mnie? I jak mi - nam poszło? Zacznę więc od początku. Czekał na mnie już przed czasem, bo gdy zaszłam chwilkę wcześniej już był... Trzęsłam się cała, byłam zdenerwowana. Mimo wszystko przywitałam się i powiedziałam mu co myślę o tym co się stało i o tym jak potraktowałam go drugi raz. Wszystko szło tak jak zaplanowałam, rozmawialiśmy i ,,obgadywaliśmy" całą sprawę. Moje nastawienie runęło w momencie, gdy on zakończył swoje jedno zdanie słowami ,,... my już na pewno razem nie będziemy". Był przy tym taki stanowczy i co? I poczułam, że go naprawdę tracę, że to koniec. I w końcu zdałam sobie sprawę, że podświadomie szłam tam z nadzieją na happy end. Ale on po prostu się poddał. Stwierdził, że za dużo się między nami stało, że zbyt dużo złego sobie zrobiliśmy. Nie wierzyłam, że słyszę to właśnie od niego. Powiedział, że jest zmęczony i ma dość. Nie żałuję, że doszło do tego spotkania, bo w trakcie jego słów, jego miny i nastroju zrozumiałam, że naprawdę go skrzywdziłam. Może jestem naiwna, ale widziałam, że jego to naprawdę boli. Zrozumiałam, że gdybym inaczej się zachowywała, kontrolowała swoje poczucie niskiej wartości i zagrożenia przy innych osobach, to sytuacja wyglądała by inaczej, nawet jeżeli on jest nerwowy i nie do końca potrafi nad sobą panować. Zobaczyłam przez te parę chwil masę sytuacji, w których robiłam mu jazdy i poczułam wściekłość na siebie i żal do siebie. Co zaczęłam robić? Na początku delikatnie proponować powrót, i to mnie dziwi, bo przecież idąc tam nie miałam takiego zamiaru, tak mi się przynajmniej wydawało i zdaję się, że tylko wydawało. Gdy on ciągle pozostawał twardy zaczęłam mówić o tym otwarcie. Wiecie co powiedział? Że całą noc powtarzał sobie, że mi nie ulegnie.... On naprawdę był zdecydowany, naprawdę był zrezygnowany i naprawdę był zraniony... Wiem, że on przesadzał również i zrozumiałam, że on też o tym wie... Mówił, że z czystego rozsądku tak będzie lepiej... Zaczęłam pytać czy mnie kocha a na końcu powiedziałam, że go kocham i nie chcę go stracić. Mimo wszystko był twardy, ale zaczynał się łamać, bo zaczął kończyć spotkanie. Nie odpuszczałam... Nie wiem dlaczego, może i nie powinnam, ale dotarło do mnie w końcu, że nie szanowałam jego poglądów, jego zdania i jego osoby oraz jego jako człowieka. Chciałam od niego czegoś, czego nie mógł mi nigdy dać. Nie miałam prawa wytykać mu tego, że mieszka z rodzicami i tego jak żyje. A byłam tak bardzo przekonana o swojej ,,czystości".
Idąc do domu napisałam mu sms a on odpisał, że obiecuje mi to jeszcze przemyśleć. Na drugi dzień znów coś napisałam, ale nie odpisał, więc w końcu spytałam czy piszę na próżno. Napisał, że prosił o czas, bo musi pomyśleć. Milczę więc i on na razie też.

Jedno wiem na pewno, że chcę spróbować jeszcze raz. Chcę starać się być inną osobą. Zrozumiałam, że nie musiałam robić mu scen, by coś osiągnąć. Wystarczyło by, że była bym sobą, cieszyła się życiem i dała się kochać a on, jeśli naprawdę pragnął by być ze mną, to zmienił by swoje zdanie co do niektórych rzeczy, tylko dlatego, że uznałby, że warto, bo chciałby zrobić to dla mnie, dla siebie, dla nas. Dlatego, że by mnie kochał i stwierdził, że jest to warte wszystkiego i dlatego, że po prostu by mu zależało...

A ja chciałam czegoś i chciałam to dostać takimi zagrywkami. Dobrze czułam się zagrożona, czułam się mniej ważna albo wcale nie ważna. Czułam się nic nie warta i chciałam ściągnąć na niego swoją uwagę. Czym? Co mu oferowałam jako partnerowi? Mógł mi zaufać, mógł czuć się pewny, mógł mnie lubić, kochać, przyjaźnić się ze mną? Nie! Nie zwalam całej winy na siebie. Oczywiście, że nie ale piszę teraz o tym, co w sobie dostrzegłam.

Na drugi dzień miałam wizytę u mojej Pani Doktor powiedziała, że da radę to zmienić, tylko trzeba czasu i najgorzej jest na początku a później jest lżej.

Boję się bardzo. Czuję się zła. Wiem, że on wyżalił się z tego wszystkiego bliskim. Jestem przegrana... Może nie powinno mieć to dla mnie znaczenia, ale jeżeli on stwierdzi, że można spróbować, to nie będzie mi przyjemnie. W gruncie rzeczy nikt mnie nie zna i nie wie co przechodzę z samą sobą i ile mnie to kosztuje, więc czy powinnam się tym przejmować? Chyba nie... To moje sprawy i moje problemy...

Właśnie, tylko zastanawiam się co on postanowi. Myślę, że jeśli by był przekonany, że jest na ,,nie", to nie zwlekał by, tylko kategorycznie przystał przy swoim... Nie wiem... Jestem pewna, że będę starała się wszystko zmienić. Cieszę się, że mam Was, chociaż pewnie nie wszyscy mnie popierają i swoją Panią Doktor.

Nie wiem czy to dobrze. Boję się, że jeśli spróbujemy on będzie to wykorzystywał, ale tak przecież nie można. Trzeba wierzyć, trzeba się otworzyć a przede wszystkim zdystansować. Mam nadzieję, że kryzysu tak prędko nie dostanę. Zależy mi na nim i chciałabym się przekonać jaki byłby on, kiedy ja byłabym sobą... bez strachu, lęku czy poczucia zagrożenia... Mam nadzieję, że tak jak piszą w ,,Dlaczego mężczyźni kochają zołzy", zmiana siebie daje pozytywne rezultaty... Jeśli nie, to będę wiedziała, że się starałam i wiem jakich błędów będę starała się nie popełniać w ogóle w życiu, w kontaktach z ludźmi...
Księżycowa
 

Postprzez limonka » 24 kwi 2009, o 17:16

hej kasiorku,

moze gra jest warta swieczki...czeka was wiele pracy jesli wrocicicie do siebie...WAS nie tylko ciebie. napewno jak sama piszesz popelnilas wiele bledow, ktore zrozumialas, niemniej jednak pamietaj on tez nie jest bez winy i dorzucil swoje 4 grosze do rozpadu tego zwiazku....widze mozliwosc naprawy ale tylko przy obopolnym wkladzie pracy.... :)
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez matylda » 24 kwi 2009, o 18:32

kasiorek43 napisał(a):Właśnie, tylko zastanawiam się co on postanowi. Myślę, że jeśli by był przekonany, że jest na ,,nie", to nie zwlekał by, tylko kategorycznie przystał przy swoim... Nie wiem... Jestem pewna, że będę starała się wszystko zmienić.


Kasiorku,
Wiem, że to trudne, ale staraj się o tym nie myśleć. Po prostu żyj! Ale nie nastawiaj się na jego powrót. Być może wrócicie do siebie i wtedy czeka Was dużo pracy, ale może być również tak, że on jednak będzie stanowczy i nie zdecyduje się na powrót. Każdy scenariusz jest możliwy. Po prostu bądź ostrożna.
Mam pewne doświadczenia i to całkiem świeże, stąd ta ostrożność...

Cokolwiek by się nie działo, życzę Ci jak najlepiej :)
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez impresja » 24 kwi 2009, o 21:20

kasiorek hmmmmmmmmmmmmm..........jak czytam Twoje samobiczowanie i kajanie się to jedna rzecz tylko mi nie daje spokoju.....pewnien obraz ,ktory mam przed oczami jak Cię czytam ,a o którym sama pisałaś..Mianowicie ,jak ciągnął Cie za wlosy po podlodze z jednoego pokoju -gdzieś tam.........

Podobnych przykladów opisywałaś wiecej .Albo ja jestem nie z tego świata,albo świat staje do góry nogami.
impresja
 

Postprzez joanka34 » 24 kwi 2009, o 21:25

Kasiorek- stojąc z boku wydaje mi się,że wymusiłaś na nim to co chciałaś-obietnicę,że raz przemyśli sprawę....gdybyś zaakceptowała jego "nigdy nie będziemy razem"byłoby po wszystkim....wiem,łatwo mi mówić,bo jestem tylko obserwatorem...ale nie wierzę w powroty,no chyba,że OBOJE będziecie starać się i dbać o związek...
Jaga- zazdroszczę determinacji i trzymania się swojego postanowienia...ja bym chyba nie dała rady. Super,podoba mi Twoja reakcja :)
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez Jaga » 24 kwi 2009, o 21:58

Kasiorku, nie mam prawa Ciebie oceniać i nie mam zamiaru tego robić. Słowa, które tutaj napisałaś, wiele razy i mnie przechodziły i przechodzą jeszcze przez myśl. Mam jednak wrażenie, że stawiając sprawę w taki sposób wracasz do swojej starej roli, winę bierzesz na siebie, zamiast próbować iść naprzód, dajesz sobie nadzieję na powrót(która nieco "ułatwia" codzienne funkcjonowanie) i tym samym zatrzymujesz się, a w pewnym sensie nawet cofasz do punktu, z którego całkiem niedawno wyszłaś. To bardzo niebezpieczne, bo w takim stanie w jakim teraz jesteś bardzo łatwo jest przystąpić po raz kolejny do "szaleńczego tańca zranień" z nim. Przemyśl sobie wszystko dobrze, na nic się nie nastawiaj, a przede wszystkim bądź ostrożna!! Powodzenia!!
Jaga
 
Posty: 68
Dołączył(a): 6 kwi 2009, o 13:21
Lokalizacja: WLKP

Postprzez Księżycowa » 24 kwi 2009, o 23:35

Impresjo, joanko i jago. Chciałam Wam powiedzieć przede wszystkim, że jestem tak samo winna jak i on. Nie macie pojęcia jakie sceny potrafiłam mu robić. Jak tak patrze na to teraz, po czasie, to wcale się nie dziwię, że tak się to wszystko potoczyło, że zaczęliśmy sobą pomiatać i kompletnie się nie szanować. Tak, on traktował mnie okropnie, ale ja również nie byłam lepsza. Winy są wyrównane. Na pewno jestem pogubiona. A on? Hmmm.... na spotkaniu widziałam jak pojawiły mu się łzy w oczach, jednak szybko z powrotem założył okulary. Dzwoniłam do niego. Nie był jakoś bojowo nastawiony. Zapytałam czy tak naprawdę zna odpowiedź, tylko nie wie jak mi to powiedzieć. Powiedział, że sam nie wie, że ma mętlik... nie wiem, nie wierzę, że on gra... Nawet jeśli, to przecież ja mam być inna. Zaczynam planować. Tak jak matyldo mówiłaś, starać się nie myśleć. Chciałabym wierzyć, że on da z siebie wszystko. Jeśli nie, to przecież i tak to się rozpadnie, jeśli z którejś strony będzie zaniedbane... Obiecałam sobie, że się zmienię przede wszystkim dla siebie. Jego kocham. Mam nadzieję, że jeśli będziemy znów razem uda nam się dojść do kompromisów, że będziemy się słuchać... Boję się, bardzo...
Będziemy potrzebowali dużo dobrego od siebie nawzajem... Boję się, że on byłby raczej bierny, że zwalał by na mnie winę... Na razie udaje mi się nabierać dystansu, nie popadać w ten obłęd... Dziewczyny zrozumcie, że czuję się winna, bo nie byłam lepsza, krzywdziłam go co dzień. Ja myślę, że on zdaje sobie sprawę ze swoich błędów i nie ma sensu mu ich wytykać. Bardzo jest ważne dla mnie co piszecie i biorę pod uwagę każde zdanie, ale co mogę poradzić, że sumienie szarpie mnie bezlitośnie?

Jedno, co przygnębia mnie najbardziej, to to, że widzę jaka jest moja samoocena... Będę się starać, będę pracować na terapii...
Księżycowa
 

Postprzez impresja » 25 kwi 2009, o 09:59

Taaaaaaaaaaaa....a jak Ty po terapi już bedziesz na tip top ,jak nowa ,jak po operacji plastycznej to co z nim? Zostanie w tyle i co dalej?

A tak na marginesie ,to postaraj się milczeć,nie nachodzic go nic nei pisać ,tylko dać mu czas...............czekaj aż sie pierwszy odezwie ,ale nic nie dzwoń i nei pytaj .Bo to jest denerwujące .Skoro facet ma mętlik to daj mu czas ,zeby sie otrząsnął ,potem spokojnie pożył ,a potem dopiero zasteknił .Jak mu tego czasu nie dasz ,tylko bedziesz nagabywać ,to zwieje. Wyobraź sobie ,jak Ty byś miala taki mętlik ,a ktos by Cię nagabywał? Tylko sobie to wyobraź i sie wczuje ,a bedziesz wiedzialą co robic .
Ty teraz potrzebujesz kontaktu a on nie ,wiec powstrzymaj swoje pragnienie i naucz sie czekać .Daj mu powietrze...........daj mu zatęsknić...........nawet gdyby to trwało miesiac ,dwa.............nawet gdyby zwiazał się z inną..........ale jak ma do Ciebie wrócic to wróci ,ale już pewnien ,że ta inna to nie Ty .wróci z pełną świadomością.
impresja
 

Postprzez ewka » 25 kwi 2009, o 10:07

Witaj Kasiorku;) Widzę, że byłaś bardzo dzielna, brawo. A teraz... teraz czekamy. I nie czekamy z nosem w oknie, ale jakoś sobie organizujemy czas, aby nie zwariować. Tak Kasiorku?

Miłego weekendu;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 139 gości

cron