Witam. Może w skrócie opiszę swoją sytuację. Jestem dwa lata po ślubie, syna mam z poprzedniego związku ( jego biologiczny ojciec nie widuje się z nim) i mam chyba poważny problem. Mieszkamy w wynajętym mieszkaniu, mąż pracuje, rodzice moi nam pomagają ale no jest ale. Niestety mój mąż nie akceptuje Eryka. Ciągle są kłótnie, awantury, padają zle słowa. O ile ja sobie z tym radzę to Eryk nie - wobec ojczyma bywa agresywny, boi się go, nie kocha, nie tęskni chociaż nie zna innego ojca. I mi się obrywa, za swoją przeszłość, za to że nie mam pracy ( jak miałam to znowu że pracowałam i nie było mnie w domu) Myślę że to przemoc, tylko że psychiczna. Są dni kiedy jest super, zwykle jest normalnie ( mąż jest obojętny wobec Eryka) a wobec mnie czuły.
Ja wiem, że powinnam lepiej wszystko opisać ale chyba nie da się ując w kilku zdaniach. Wiem, też że powinnam odejść i myślałam o tym. Ważniejszy jest dla mnie syn. Tylko za bardzo nie mam gdzie - moi rodzice i tak strasznie mi pomogli i pomagają, mają dwupokojowe mieszkanie gdzie mieszka też i mój 20 letni brat i nie ma miejsca. Zresztą nie mam prawa ich znowu sobą obarczać ( mieszkałam z nimi po urodzeniu Eryka) i jest mi ciężko. Powtarzam sobie, że znajdę pracę, że się usamodzielnię i odejdę. Ale no... czy już nie będzie za późno wtedy?