Trudna decyzja

Problemy z partnerami.

Trudna decyzja

Postprzez Irbis » 23 kwi 2009, o 20:26

Witam. Może w skrócie opiszę swoją sytuację. Jestem dwa lata po ślubie, syna mam z poprzedniego związku ( jego biologiczny ojciec nie widuje się z nim) i mam chyba poważny problem. Mieszkamy w wynajętym mieszkaniu, mąż pracuje, rodzice moi nam pomagają ale no jest ale. Niestety mój mąż nie akceptuje Eryka. Ciągle są kłótnie, awantury, padają zle słowa. O ile ja sobie z tym radzę to Eryk nie - wobec ojczyma bywa agresywny, boi się go, nie kocha, nie tęskni chociaż nie zna innego ojca. I mi się obrywa, za swoją przeszłość, za to że nie mam pracy ( jak miałam to znowu że pracowałam i nie było mnie w domu) Myślę że to przemoc, tylko że psychiczna. Są dni kiedy jest super, zwykle jest normalnie ( mąż jest obojętny wobec Eryka) a wobec mnie czuły.

Ja wiem, że powinnam lepiej wszystko opisać ale chyba nie da się ując w kilku zdaniach. Wiem, też że powinnam odejść i myślałam o tym. Ważniejszy jest dla mnie syn. Tylko za bardzo nie mam gdzie - moi rodzice i tak strasznie mi pomogli i pomagają, mają dwupokojowe mieszkanie gdzie mieszka też i mój 20 letni brat i nie ma miejsca. Zresztą nie mam prawa ich znowu sobą obarczać ( mieszkałam z nimi po urodzeniu Eryka) i jest mi ciężko. Powtarzam sobie, że znajdę pracę, że się usamodzielnię i odejdę. Ale no... czy już nie będzie za późno wtedy?
Irbis
 
Posty: 19
Dołączył(a): 20 kwi 2009, o 21:20
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez smerfetka0 » 23 kwi 2009, o 20:30

kurcze, ale czym to jest spowodowane? może warto iść na terapię rodzinną? czasami ciężko "dogadać się" z nieswoim synem swojej żony. Może jakoś spróbować pokonać ten problem a później odejść? Nie napisałaś nic o wcześniejszych relacjach, czy Twój mąż starał się kiedyś dotrzeć do Eryka? Dzieci czasami się blokują na "nowych nie swoich" tatusiów w ten sposób że powstaje mase nowych kłopotów z pogodzeniem rodziny aż w końcu obie strony przesadzają
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez bunia » 23 kwi 2009, o 20:32

Hej.....jestescie juz jakis czas razem...czy problem powstal dopiero teaz ? a ile lat ma Twoj syn ?
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Irbis » 23 kwi 2009, o 20:39

Eryk nie zna innego ojca, nie pamięta okresu kiedy go nie było bo ma pięć lat. Na początku jak zaczeliśmy się spotykać myślałam, że będzie wszystko oki, sam kazał do siebie mówić mu tato, jeszcze przed ślubem. Mąż tłumaczy, że jest młody, że powinnam przewidzieć to, że do końca go nie zaakceptuje "bo to nie jest jego syn". Niestety jak już powiedziałam, na początku wszystko wydawalo się normalne. Eryk nie jest ciężkim dzieckiem, ma problemy ale z całym sercem wiem, że jeśli się by mu okazało uczucie to odpłaci tym samym.
Pytasz czy się starał się dotrzeć... myślę że nigdy nie przywiązywał do tego wagi, dziecko biega po pokoju to niech biega. Kłopoty zaczęły się gdy Eryk stawał się marudny, jak coś chciał. Mój mąż nigdy nie poszedł z nim zagrać w piłkę czy na spacer, nie przeczytał bajki czy nawet nie obejrzał w TV. W gruncie rzeczy czuje się jak samotna matka.
Zresztą jak mąż jest na mnie zły lub na Eryka to wpada w furie, krzyczy, przeklina, biega po domu, wyzywa nas, raz wykrzyczał że powinnam Eryka zostawić biologicznemu ojcu.

On ze mną na terapie nie pójdzie. Nie znosi krytyki ani rozmów o swoim zachowaniu ze mną a z obcymi to w życiu;(

Problem się nasilił od kiedy mieszkamy we trójkę. Bo wiadomo, ze jak więcej ludzi w domu, to dziecko biega od jednego do drugiego i wiecznie jest czymś zajęte lub ktoś się nim interesuje. Myślałam, że to kwestia czasu, że muszę poczekać aż wszystko się ułoży. Ale to już drugi rok i już się nic nie zmienia a wręcz jest zdecydowanie gorzej:(
Irbis
 
Posty: 19
Dołączył(a): 20 kwi 2009, o 21:20
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez bunia » 23 kwi 2009, o 20:45

To nie jest ok ze strony Twojego meza...wiedzial(nie chowalas malego pod lozko czy do szafy)....masz prawo czuc sie oszukana i on powinien o tym wiedziec.....dziecko nie jest niczemu winne a ryzyko jet spore,ze trwajaca taka zimna sytuacja spowoduje szkody emocjonalne....facet nie jest odpowiedzialny....rozumiem,ze musisz sie zastanowic nad przyszloscia....czy Twoj maz zdaje sobie sprawe,ze karze Ci wybierac ? a tak nie powinno byc.
Ostatnio edytowano 23 kwi 2009, o 21:22 przez bunia, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez lili » 23 kwi 2009, o 21:18

Irbis

jeżeli Cię to pocieszy, to fakt, że Twój mąż niezbyt dobrze dogaduje się z Twoim synem nie ma raczej żadnego związku z tym, że nie jest jego biologicznym Tatą. Mój ojciec jest moim biologicznym ojcem, czekali na mnie z Mamą sześc lat, podobno dochodziło nawet do gróźb i pokrzykiwań, że jak dziecka nie będzie to się rozwiedzie z moją Mamą bo to nie honor dla mężczyzny jak nie może spłodzić dziecka...

Nie pamiętam z dzieciństwa zabaw z ojcem. Wychowała mnie Mama i to ją kocham ponad życie, ojca szanuję i doceniam co dla mnie zrobił. Jak miałam rok, wyjechał za granicę i pracował tam 25 lat a w domu bywał raz na kilka miesięcy.

Często miałam wrażenie, że po prostu mu przeszkadzam. Irytowało go to, że jako dziecko czasem marudziłam, że nie chciałam siedzieć cichutko wtedy kiedy on tego chciał, że nie jadłam tak szybko jak by chciał, nie kończyłam obiadu przed meczem w telewizji i w ogóle okazałam się bardzo absorbująca.

Przy tym wszystkim nie oceniam go jakoś strasznie źle. Po prostu taki był. Jedyne złe co z tego mam to to, że nie jestem z nim związana, właściwie nie miałam OJCA z prawdziwego zdarzenia tylko sponsora-wujka z Ameryki.

Wydaje mi się, że po prostu są mężczyźni, którzy lubią być Tatą i tacy, których cena jaką trzeba za to ponieść, przerasta.

Wiem też, że bywają sytuacje kiedy po jakimś czasie facet "zaskoczy" i nagle dostaje głupawki na punkcie swojego dziecka:) Może Twoje dziecko jest jeszcze za małe, żeby Twój mąż się nim zachwycał? Może na razie za bardzo przygnębiają go wszelkie aspekty pielęgnacyjno - opiekuńcze związane z dzieckiem? Może za parę lat, jak będzie mógł z Twoim synem pograć w piłkę, pogadać o łowieniu ryb, to obudzi się w nim Ojciec?

pozdrawiam

lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez Irbis » 24 kwi 2009, o 08:32

Sama tej sytuacji do końca nie rozumiem. Wiem, że przecież są osoby które związują się z samotnymi matkami i ojcami i tworzą rodzinę. Owszem mają problemy no ale się akceptują i wspierają.

Dać mu czas. W sumie bardzo bym chciała, ciągle żyje nadzieją, że on dorośnie ( mąż), że dojrzeje no ale chyba tego czasu za wiele nie mam bo byłam z dzieckiem u logopedy i na drugiej wizycie przyznałam się do kłopotów na tle Eryk - mąż i lekarka powiedziała mi, że teraz zna odpowiedź na przyczyny problemów z mową Eryka. Mam skierowanie z małym do psychologa:(
Irbis
 
Posty: 19
Dołączył(a): 20 kwi 2009, o 21:20
Lokalizacja: Wrocław

Postprzez ewka » 24 kwi 2009, o 08:46

Czas można dać, i owszem... ale spustoszenie wytworzone u dziecka może być trudne do "odrobienia". Myślę, że w takiej sytuacji postawiłabym mężowi jakieś ultimatum, bo nie umiałabym "poświęcić" dziecka dla jakiegoś furiata (sorki), niezdolnego do zbudowania poprawnych relacji. Nikt przecież nie wymaga, by oszalał na punkcie małego... ale to minimum, jakie się dziecku NALEŻY powinien z siebie wykrzesać. Jeśli mu trudno - niech szuka pomocy, terapii.

I chyba bardzo chciałabym iść do pracy, aby mieć dla siebie (i syna) jakąś alternatywę.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez lili » 24 kwi 2009, o 09:56

no furiatem bym jednak męża Irbis nie nazwała tak samo jak mojego Taty bym nie nazwała furiatem...

moja Mama tez wiele razy mowila o tym, ze jest Jej przykro ze Tato taki jest, ma wiele wad itd, mezem tez nie jest idealnym, ojcem z pewnoscia nie ale za to ma inne zalety, jest dobra i odpowiedzialna glowa rodziny. Zawsze starala sie mi uswiadomic, ze moze dlatego nie umie byc dobrym ojcem bo sam mial zle relacje z ojcem, ze ma problem z okazywaniem uczuc, ze po prostu okazuje je inaczej

wiadomo ze kasa nie zalatwi sie wszystkiego, ze za pieniadze nie kupi sie milosci i przywiazania dziecka (co najwyzej wytworzy sie syndrom chorej lojalnosci dziecka wobec rodzicow, u mnie wytworzylo sie to w pelni :D ) ale niektorzy tak maja. Moze dla mojego Ojca dowodem milosci rodzicielskiej bylo "zapewnienie materialnego bezpieczenstwa i dobrego startu w zycie"? tak sobie to po prostu wytlumaczyl, nie mnie oceniac czy to dobrze czy zle ale nie moge odmowic mu ze kompletnie nic dla mnie nie robil.

wiem, ze Twoja sytuacja a moja sa zupelnie rozne, probuje tylko powiedziec, ze niepowodzenia na jednym polu nie musza oznaczac ze komus zupelnie nie zalezy, ze olewa sprawe. Faceci sa trudni, ale maja tez zalety :)

Sprobowalabym za wszelka cene pojsc do psychologa albo chociaz szczerze porozmawiac. Mowisz, ze maz nie bedzie chcial pojsc do psychologa. Moj Tato pewnie tez by nie chcial, on jest facet i jemu zadna baba nie bedzie gledzic o potrzebie milosci rodzicielskiej :) Ale przynajmniej sprobowalabym, dla pewnosci, ze zrobilas wszystko co w Twojej mocy.

Aha, i jeszcze odnosnie spustoszenia w glowie dziecka o ktorym napisal ktos wyzej: nie zgadzam sie. Nie dramatyzujmy :) Nie czuje sie spustoszona, na pewno bylabym inna osoba gdybym miala bliski kontakt z Ojcem, ale nie mialam go i jestem jaka jestem. Na pewno to na mnie wplywa, na moje relacje z ludzmi, z facetami, na zwiazki jakie zawieram i na to jak i dlaczego sie rozpadaja. Ale nie uwazam, ze wplywa to na mnie w taki ogromny sposob, ze mnie jakos zniszczylo czy zruinowalo mi dziecinstwo.

powodzenia i nos do góry

lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez ewka » 24 kwi 2009, o 10:27

lili napisał(a):no furiatem bym jednak męża Irbis nie nazwała...

No może i przesadziłam, ale na co się kwalifikuje takie coś, co napisała Irbis wcześniej? "Zresztą jak mąż jest na mnie zły lub na Eryka to wpada w furie, krzyczy, przeklina, biega po domu, wyzywa nas, raz wykrzyczał że powinnam Eryka zostawić biologicznemu ojcu."

Lili, porównujesz swoje dzieciństwo z dzieciństwem Eryka... ale Wasze sytuacje są nawet niepodobne - Ty miałaś tatę raz na kilka miesięcy, a na co dzień spokojny dom. Eryk ma przybranego tatę na co dzień i jest przez niego nieakceptowany plus od czasu do czasu wyzywanie. To mało jak na pewien rodzaj spustoszenia? Może dramatyzuję i przesadzam, ale jak się dzieciom krzywda dzieje - wymiękam.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez lili » 24 kwi 2009, o 10:47

hej

napisalam w skrocie jak bylo u mnie. Na samym poczatku, tak do szkoly podstawowej bylo jak mowie, Tata bywal baaaardzo rzadko. Potem mieszkalismy przez prawie trzy lata razem u niego, ciurkiem, wszyscy troje, razem na codzien. W szkole podstawowej i sredniej bywal juz tak okolo raz na miesiac przez tydzien. Probowal mnie zaocznie wychowywac ale mu nie wychodzilo. Nie znal mnie, nie mial pojecia o moim zyciu ale chcial mi je ustalac. Wyzwisk moze nie bylo, o to dbala Mama, ale wielkich uczuc ojcowskich tez nigdy nie bylo. Raz w zyciu byl na mojej wywiadowce, raz w zyciu zostal ze mna sam na dluzej kiedy Mama byla w szpitalu...i codziennie trzy razy dziennie jadlam chleb ze smalcem:)

Sytuacja Eryka jest o tyle inna i trudna, ze on poznal swojego Tate (przybranego) pokochal go pewnie a teraz czuje sie odrzucony. Ja mojego Taty nigdy nie mialam okazji pokochac i nigdy za nim nie tesknilam (teskni sie tylko za tym, co nam odebrano). Niemniej stwierdzam, ze brak Ojca nie sprawil ze jestem uposledzona czy jakas inna. No moze jestem troche aspoleczna (bo do tego jedynaczka) ale wydaje mi sie ze w gruncie rzeczy calkiem normalna.

Nie chce oceniac calej sytuacji, stawiam sie raczej w pozycji ojca niz Eryka, i ta staram sie ocenic, zrozumiec, wyjasnic.
Po prostu wydaje mi sie, ze tak czasem jest, ze faceci sa wobec swoich dzieci dosc chlodni i bez wiekszych wyrzutow sumienia podrzucaja je babciom np albo sasiadom kiedy zony nie ma a nie maja juz cierpliwosci sie nimi zajmowac. Nie twierdze ze to jest zle, ale twierdze ze mozna mimo tego byc szczesliwym.

Ale ale... bo odbiegamy od tematu.

Cos musi byc powodem tego ze mąż Irbis zaczął odrzucać Eryka.

Irbis, juz w pierwszym poscie napisalas, ze zastanawiasz sie nad odejsciem od meza? Napisalas tez, ze miedzy Wami jest ok, maz jest dobry i czuly, nie ma tylko goracych uczuc wobec Twojego syna. Rozmawialiscie o tym szczerze? Tlumaczy to jakos, dlaczego teraz nagle zaczal taki byc?

lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez bunia » 24 kwi 2009, o 10:50

Lili....sorry....nie powinnam poddawac dyskusji uczuc zwiazanych z Twoim ojcem....tak na prawde doceniasz,ze wogole byl...nie wazne jak....ale okay....instynkt obrony swego gniazda jest naturalny i silny....

pozdrowka :slonko:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez lili » 24 kwi 2009, o 11:22

bunia,

nieeeee, jakie tam gniazdo, gniazdo bedzie jak bede miala swojego męża i dzieci. Obrona uczuc tez nie ma miejsca, bo nie ma za bardzo uczuc, raczej chlodna kalkulacja i proba racjonalnej oceny sytuacji, mozliwosci, szans i ograniczen.

Staram sie tylko powiedziec, ze malo ekspresyjnie kochajacy Ojciec to nie jest koniec swiata ani cos co nam zlamie zyciorys. Ale przede wszystkim efekt czegos. Cos musi byc zrodlem takiego zachowania i to jest tematem ktory nalezy rozwinąć.

pozdrawiam

lili
Avatar użytkownika
lili
 
Posty: 1236
Dołączył(a): 30 maja 2008, o 12:08

Postprzez Sanna » 24 kwi 2009, o 12:25

---------- 12:15 24.04.2009 ----------

Irbis, bardzo trudno matce czytać Twój post. Spróbowałam wyobrazić sobie tę sytuację i nie wyobrażam sobie patrzenia jak ktoś krzywdzi moje dziecko. Każdego dnia bolało by mnie serce, cierpiałabym razem z dzieckiem. Zgadzam się w pełni z Ewą, uważam że szkody psychiczne poczynione w życiu dziecka mogą być nieodwracalne. Mam koleżankę , która żyje z facetem nie akceptującym jej syna. Co dziwne, gdy facet się z nią wiązał dziecko miało 2 lata, wiedział doskonale na co się decyduje. Podobnie jak w Twojej sytuacji, dziecko nie znało w ogóle biologicznego ojca ponieważ nie wykazywał on nigdy zainteresowania synem.Teraz chłopak ma 17 lat , problemy z narkotykami i samookaleczaniem odkąd tylko stał się nastolatkiem. Mąż koleżanki nie bije jej syna , to nie jest znęcanie tego rodzaju- on po prostu nigdy nie bawił się z nim, nie miał dla niego ani grama czułości, nigdy go pochwalił, nigdy nie miał potrzeby spędzania z nim czasu , rozmowy - on ,, tylko" daje mu stale do zrozumienia swoim zachowaniem i słowami, że chłopaka nie akceptuje, nie lubi, nie szanuje i postrzega go jako konkurenta, który zabiera uwagę matki. Oczywiście przykład, który podałam wcale nie musi być odpowiedni dla Twojej sytuacji. Myślę, że najmądrzejszą decyzją dla Ciebie jest kontakt z psychologiem - ze względu na syna i na Ciebie samą.
PS. Analogicznie jak w Twoim przypadku, mąż koleżanki nie zamierzał nigdy i nie zamierza konsultować swojego zachowania z psychologiem , ponieważ uważa że on jest ok, a chłopak jest beznadziejny i nie warto się nim zajmować bo i tak nic z niego nie będzie.

---------- 12:25 ----------

PS. Moja koleżanka jest DDA i chyba jedynie to tłumaczy że tkwi w tym układzie, bo ani związkiem ani rodziną nazwać tego nie można. Wychowuje dziecko jak samotna matka, bez najmniejszego wsparcia , dodatkowo obarczona koniecznością obrony syna przed mężem.
Sanna
 
Posty: 1916
Dołączył(a): 27 lut 2008, o 15:05

Postprzez Irbis » 24 kwi 2009, o 15:18

Mój mąż zwykle wykręca się odpowiedziamy na pytania dlaczego Eryk w taki sposób traktuje - twierdzi, że Eryk jest rozpieszczony, że mu się na wszystko pozwala i kupuje zabawki i inne takie aby tylko zmienić temat. Wiecie myślę też że zachowuje się tak bo sam pochodzi z patologicznej rodziny, jego rodzce zniszczyli mu dzieciństwo i owszem może i kocha Eryka na swój sposób.

Jedynym wyjściem którego się trzymam póki sama się nie usamodzielnię to trzymanie Eryka z dala od niego. Nie jest to trudne ponieważ mąż jak ma drugą zmianę to nie widzi się z nim cały dzień ( Eryk jest w przedszkolu przez 5 godzin) Gdy ma pierwszą to zawsze mogę wyść na spacer czy inne takie a w weekedy spędzamy czas u moich rodziców więc tam nie ma miejsc na złe sytuacje. Wiadomo jednak że to rozwiązanie prowizoryczne, że nic to na dłuższą metę nie da.

Ja nie twierdze, że on ma pokochać czy wielbić. Chciałabym aby go lubiał, traktował jak małego człowieka i wiedział że on jeszcze jest mały i do końca wszystkiego nie musi umieć, robić czy rozumieć.
Irbis
 
Posty: 19
Dołączył(a): 20 kwi 2009, o 21:20
Lokalizacja: Wrocław

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 276 gości

cron