witajcie to znowu ja
strasznie mnie przygnębia to wszystko. właściwie to chyba na zmianę przygnębia i nakręca. dzisiaj w nocy nie mogłam zasnąć chyba z godzinę a jak juz zasnęłam to śniło mi się to wszystko co wydarzyło sie w ostatnich dniach.
nie potrafiłam nawet szczerze pogratulowac bratu z powodu narodzin córeczki. taka okazja a ja nawet w takiej wyjatkowej sytuacji nie potrafilam udawac ze tez sie ciesze, razem z nim
chwile otępienia i rezygnacji przeplatają się z rozżaleniem i rozczarowaniem, co chwile mecza mnie teorie spiskowe co sie mogło wydarzyc a co sie nie wydarzylo. nie wiem tak naprawde do konca co sie stalo i dlaczego tak sie stalo i dlatego nie umiem sobie tego wszystkiego wybic z głowy. nie ma opcji zebym zrobila spotkanie na szczycie (technicznie opcja jest ale nie chce chyba tego robic) i wywlekła z niego na siłe prawde. czy juz zawsze tak sie bede meczyc?
dzis jest smieszny dzien. czytalam moje stare posty z naszego pierwszego rozstania z jesieni. wtedy na tapecie na psychotekscie byl temat zdrady i goraco deklarowalam, ze gdyby ktos zostawil mnie (prawdopodobnie) dla kogos innego, to bym ta osobe uswiadomila zeby sobie zycia nie marnowala. dzisiaj prawdopodobnie mam pewnosc ze takie cos zaszlo a nie mam ani krzty siły zeby taka sytuacje zaaranzowac.
niekonsekwencja nie jest typowym dla mnie zachowaniem.
(dziś smutna)
lili