Co robić?

Problemy z partnerami.

Postprzez April » 21 kwi 2009, o 21:21

Nie wiem czemu patrzę bardziej na swoje szczescie niz na nasze...
myślicie ze to przejsciowe ze we wszystkim jest bardziej moje JA niz nasze MY?
April
 

Postprzez caterpillar » 21 kwi 2009, o 22:46

April przeczytalam w watku u pysi,ze u ciebie w zwiazku zaczyna byc podobnie (czyli zle)
Wczesniej zadalam ci pytanie ..czy moze nie jest tak ,ze nie wychodzi ci bo robisz cos wbrew sobie?ze jednak podswiadomie czujesz ,ze to nie to ,ze masz duzo watpliwosci...?

hmm no bo ja tez nie bardzo wiem co ci napisac...z Twojego tekstu wnioskuje ,ze cos ci nie wychodzi a raczej wszystko...wiec moze trzeba cos pozmieniac powymieniac na nowe..?

:wink:

pozdrawiam!
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez pysiunia » 22 kwi 2009, o 09:41

[quote="caterpillar"]April przeczytalam w watku u pysi,ze u ciebie w zwiazku zaczyna byc podobnie (czyli zle)
Wczesniej zadalam ci pytanie ..czy moze nie jest tak ,ze nie wychodzi ci bo robisz cos wbrew sobie?ze jednak podswiadomie czujesz ,ze to nie to ,ze masz duzo watpliwosci...?

i to jest bardzo cenna uwaga, aż mnie zmroziło, bo coś sobie uświadomiłam w związku z tym co napisałaś.....
April, jak tam samopoczucie???
Avatar użytkownika
pysiunia
 
Posty: 94
Dołączył(a): 20 kwi 2009, o 22:19
Lokalizacja: z mojej przystani

Postprzez April » 22 kwi 2009, o 14:52

---------- 10:05 22.04.2009 ----------

Wlaśnie wstałam.
czuje sie nieobecna..dzwonię do Niego... zawsze a dokładniej od miesiaca zajety.. to pogadamy pozniej to pogadamy wieczorem..wieczorem dzwoni przewaznie o 12 w nocy ja jestem zmeczona nie mam ochoty juz rozmawiac...zamykaja mi sie oczy a on milion pytan...

Niby ok:) niby nie ok;(.

Pozdrawiam ciepło.

---------- 14:52 ----------

Cholera bedę musieć stwierdzić ze ten facet nic mi nie daje..
zero wsparcia zero totalne zero wspołczucia, pocieszenia...
załamka....
April
 

Postprzez pysiunia » 22 kwi 2009, o 15:01

Cholera bedę musieć stwierdzić ze ten facet nic mi nie daje..
zero wsparcia zero totalne zero wspołczucia, pocieszenia...
załamka....[/quote]


:pocieszacz:
Avatar użytkownika
pysiunia
 
Posty: 94
Dołączył(a): 20 kwi 2009, o 22:19
Lokalizacja: z mojej przystani

Postprzez April » 22 kwi 2009, o 15:11

we wszystkim co robię jestem sama.....
April
 

Postprzez ten_z_przeciwka » 22 kwi 2009, o 19:58

April napisał(a):we wszystkim co robię jestem sama.....

Zewsząd coraz częściej słychać podobne zdania. Zaczynam się zastanawiać, czy to powoli nie przeradza się w normę, znak współczesności.

April, pamiętaj, że w tym miejscu zawsze znajdziesz kogoś na pocieszenie ;)
Avatar użytkownika
ten_z_przeciwka
 
Posty: 58
Dołączył(a): 26 sie 2008, o 09:14
Lokalizacja: Łódź

Postprzez caterpillar » 22 kwi 2009, o 20:52

April nie odpowiedzialas na moje pytanie ..a ja mam wrazenie ,ze ty tak brniesz z tymi klapkami na oczach i ani ten desz ani wiatr nic Ci do rozsadku nie przemowi ,ze moze to nie ta droga...no nie wiem dla mnie to bez sensu skoro cos leci w dol po rowni pochylej i ma sie swiadomosc,ze dupa z tego..po co w tym tkwic? dla zaspokojenia potrzeb tej drugiej osoby ..czy moze dla tego ,ze juz sie zaczelo i glupio teraz skonczyc??

a tak pytam z ciekawosci :bezradny:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez April » 22 kwi 2009, o 21:46

Zewsząd coraz częściej słychać podobne zdania. Zaczynam się zastanawiać, czy to powoli nie przeradza się w normę, znak współczesności.

Też mi sie wydaje ze wspołczesnosc cechuje sie nie dosc ze samotnoscia to zamknieciem. Patrzymy na siebie tylko.
April, pamiętaj, że w tym miejscu zawsze znajdziesz kogoś na pocieszenie

Pamietam:*

Cate
Myslę sobie ze ja po prostu zwyczajnie jestem niedojrzałą osobą niebardzo wiedząca co chce w zyciu...dzis on zadzwonił i powiedział ze zmienił mieszkanie i z niecierpliwoscią czeka na mnie po maju...zatkało mnie to. i ta szybkosc...
ten zwiazek przechodzi wielkie burze..nie wiem co robi i gdzie jest rozsadek moze na wakacjach...a moze potrzebuje znów kolejnych doswiadczen zyciowych by wiedziec na czym stoje...nie wiem
podobno tym cechuje sie młodosc ze "nie wiem" a pozniej zycie mija i sie załuje....
ps: brakuje mi odwagi nas wszystko...
April
 

Postprzez impresja » 22 kwi 2009, o 21:51

---------- 21:51 22.04.2009 ----------

polecam ciekawy artykuł,dotyczący naszych wyborów i odpowiedzialności za własne decyzje. Dopóki nie pogodzimy sie ze swiadomością ,że to my kształtujemy nasze życie dopóty będziemy szukały ciągle wymówek w "podłym losie",który tylko nas dotyka ,w złym dziecinstwie ,w okropnej żonie ,w kobiecie/meżczyźnie ,która odeszła od nas i we wszystkich mozliwych okolicznosciach oprócz nas samych.
Świadomość ,że mamy wpływ na nasze wybory i że mozemy dokonywac zmian w złych wyborach ,daje poczucie siły i spokoju .Zgoda na to ,że nawet jak doświadczyłyśmy źle ,oznacza ,ze w jakis sposób potrzebowałysmy tego doświadczenia ,tego partnera,tej sytuacji.
polecam link

---------- 21:51 ----------

http://www.charaktery.eu/razem/1260/Poz ... decydowac/
impresja
 

Postprzez April » 22 kwi 2009, o 22:50

Impresja tylko mnie własnie przeraza mozliwosc tych wyborów.
to jak wiele ich posiadam i jak wiele mogę wybrac i dokonac i to mnie martwi ze moze zle wybiorę bo akurat za duzo ich mam...

czasem chyba chciałabym nie miec nic do powiedzenia, by to On czy ktoś inny zdecydował za mnie,
byc moze boję sie pozniejszych konsekwencji ze jesli sie nie uda wina bedzie moja, bo decyzja była tylko moja..nie wspolna...
bo to JA tak dreczy...
to sumienie i pragnienia realizowania sie samej w kazdym prawie aspekcie. Lecz jest On i jest miłosc i jest MY i trzeba sie liczyc w liczbie mnogiej...
kroś rozumie o czym mówię??
April
 

Postprzez caterpillar » 22 kwi 2009, o 23:02

No i dzieki wielkie Impresjo!! to wlasnie nurtowalo mnie zawsze gdy czytalam problemy niektorych kobiet na zwiazkach! i dzis mnie rowniez w brzuchu wiercilo!

cyt."
Proponuję odwrócić problem: z Pani listu wynika, że wie Pani, dlaczego mogłaby odejść od męża, natomiast nie ma w nim ani słowa, dlaczego była Pani z nim przez ostatnich 25 lat.
Opisuje Pani małżeństwo jako katorgę, więc nie zaskakuje mnie, że chce Pani odejść. Wymienia Pani wiele powodów sprawiających wrażenie rozsądnych: konflikty, trudności z komunikacją, coraz większy dystans, nieudane pożycie, bierność męża kontrastująca z Pani aktywnością, jego niedojrzałość, Pani rozczarowanie tym związkiem. Jest Pani świadoma tego, co uniemożliwia bycie razem, więc nie tutaj szukałbym sposobu na zmianę sytuacji.
Niezrozumiałe jednak jest dla mnie to, dlaczego zdecydowała się Pani zawrzeć małżeństwo z człowiekiem, który wydaje się w tak niewielkim stopniu odpowiadać Pani oczekiwaniom oraz dlaczego trwa Pani w tej relacji mimo tylu jawnych przeciwności.
"Próba myślenia terapeutycznego o Pani sytuacji obejmowałaby zastanowienie się nie nad tym, dlaczego pomimo przeciwności i niezadowolenia jest Pani z mężem, ale nad tym, w jaki sposób to właśnie brak satysfakcji trzyma Panią z mężem. Innymi słowy, w liście podkreśla Pani to, czego nie ma w Pani małżeństwie. A co jest? Zdaję sobie sprawę, że odpowiadam na Pani list przede wszystkim samemu pytając. Chcę jednak zwrócić Pani uwagę na to, czego nie odsłania Pani w swojej historii i czego – jak sądzę – może o sobie nie wiedzieć, a mianowicie: na jakie Pani potrzeby to małżeństwo odpowiada, co dzięki niemu Pani uzyskuje dla siebie, z jakim obrazem własnej osoby taki właśnie związek jest zgodny.
W swojej refleksji odwołam się do zakończenia Pani listu, gdzie pisze Pani o poczuciu osaczenia obecną sytuacją, o niemożności oderwania się od przeszłości i życia, którego – jak Pani sama pisze – ma już Pani dość. Jestem przekonany, że do tego, by się oderwać od przeszłości, potrzeba świadomości, co Pani traci, a nie tylko od czego się Pani uwalnia."

wlasnie wlasnie wlasnie!

no ja jestem tym co nie rozmumie...bo nie rozumiem czemu nie mozna realizowac swojego JA u boku drugiej osoby???
No chyba ,ze chcesz byc jakims egzotycznym biologiem co pol zycia spedzaw dzungli... :wink:

...jest jeszcze cos takiego jak kompromis...
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez April » 23 kwi 2009, o 02:28

:bezradny:
najprosciej jest mi dzis rozłozyc ręce...
April
 

Postprzez bunia » 23 kwi 2009, o 08:48

...nic z tego nie wyniknie :bezradny:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez impresja » 23 kwi 2009, o 10:04

na jakie Pani potrzeby to małżeństwo odpowiada, co dzięki niemu Pani uzyskuje dla siebie, z jakim obrazem własnej osoby taki właśnie związek jest zgodny.

Myślę ,że TU jest pies pogrzebany .Że godzimy się na związek ,który w świadomych relacjach w wielu aspektach nam nie odpowiada ,ale w podświadomości mamy ukryte potrzeby ,które jednak TEN związek nam rekompensuje .Tylko teraz należaloby sie przyznać przed samym soba i ..........albo pogodzić ,bo pomimo wielu "nie" dostaję to czego potrzebuję........albo to co dostaję jest przytłaczane przez to czego mi brakuje i odważnie odejść.

Sądzę ,ze najtrudniejsza jest uczciwość w stosunku do samego siebie .Najłatwiej oszukujemy samych siebie i najchętniej katujemy myślami ,że jesteśmy złe ,wybrakowane ,że nam czegoś brakuje,że tylko my mamy pod górkę.

dlaczego twkimy z uporem prz jakimś facecie co nas krzywdzi? Bo właśnie on spełnia jakieś nasze potrzeby ,do ktorych boimy się przyznać ..........i te namiastki czułosci z jego strony są wazniejsze niż całokształt traktowania nas przez niego. Dla kilku ciepłych chwil godzimy się na upodlenia,poniżenia,ignorancję,brak szacunku. I te chwile są dla nas wazniejsze niż cała podłosc mężczyzny.
Czasami jest to strach przed dokonamiem radykalnych zmian,czasami jest to wygoda,dzieci,wspólna kasa ,majątek,facet dba o staly dochód ,a my nic nei mamy na głowie i znosimy jego fochy.......itd .przyklady mozna mnożyć ,ale pozostaje fakt ,że to MY mamy swoje zycie w swoich rękach i to my możemy je ciagnąć takie jakie jest lub zmienić!!
April zgdza się strach ,lęk nas paralizuje ..........odwaga w podejmowaniu decyzji życiowych jest niezbędna i to wielka odwaga i nie kazdego na to stać. Zgadzam się .Bo konsekwencje i droga do wolności jest trudna ,ale opłaca się .Tylko wtedy mozemy się przekonać ile mamy siły i że naprawdę mozemy liczyć na siebie i nic złego nam sie nie stanie jak zaufamy sobie i postawimy na siebie .
Ale zgadzam się april ,odwaga to podstawa i mało kobiet na to stać ........powiem wręcz nie wiele.
Kompromis? owszem ,jak najbardziej ,ale w kochajacym sie zwiazku ,gdzie jest WZAJEMNY szacunek ,a nie tam ,gdzie jest poniewierana godność jednej strony.
A czasami związek jest niby ok ,ale nudny ,nic sie nei dzieje ,jedna storna ma inny temperament i oczekiwania ,inny styl życia i inne potrzeby .Jedna strona jest inteligentna ,twórcza,aktywna zyciowo ,a druga międli pilota i ochlapuje się piwem z puszki i robi baranie oczy bo nei rozumie co druga chce jej powiedzieć ,bo nadają na innych falach .I tutaj tez jest potrzebna odwaga do zmiany sytuacji lub osoby.Albo..........uczciwe powiedzenie sobie ,ze tak.,ze chce byc w tmy związku,bo..........zapewnia mi cos ,czego potrzebuję ,a inne rzeczy znajde sobie poza zwiazkiem (nie mam tutaj na myśli seksu ,tylko przyjacił nadających na tych samych falach )
Clou tej przydlugiej wypowiedzi .uczciwośc w stosunku do samego siebie


to daje ogromny spokój ,przestajmy sie szarpać ,obwiniać siebie ,albo los. Następuje ogormna ulga ,czego Wam życze
:):)
impresja
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: iagihakaga i 254 gości

cron