Witam po przerwie
wracaja klopoty, wraca psychotekst. Nie bylo mnie tutaj od jesieni, minela zima, przyszla wiosna, pojawiam sie znow.
Dla tych ktorzy mnie znaja, witam znow. Dla tych ktorzy nie- rozstalam sie definitywnie z moim facetem, z ktorym reanimowalismy sie na jesieni po wielu perturbacjach i problemach.
Powody swiatopogladowo- zyciowe. Ale nie to jest powodem napisania tego posta.
Rozstalismy sie miesiac temu, z mojej inicjatywy, w wyniku powtarzajacych sie karczemnych awantur, nieporozumien, klotni.
Tydzien temu dowiedzialam sie, jak to mnie ominelo darowanie zlota, wielu innych ciekawych rzeczy ale przede wszystkim tego ze... moj byly luby wlasnie na nowo uklada sobie zycie i mowi mi o tym wprost, poniewaz nie chce, abym sie dowiedziala od osob trzecich. W ciagu trzech tygodni poznal "kogos". Zdazyl juz o nim powiedziec wielu znajomym, wybrac sie wspolnie na swiecenie jajek i w ogole wiele milych chwil.
Poznalam go dosc dobrze przez ostatnie dwa i pol roku. To nie jest facet podrywacz, ktory idzie do knajpy na piwo, poznaje dziewczyne i bierze od niej numer telefonu. I mnie i swoja poprzednia dziewczyne poznawal powoli, wszystko po kolei, znajomosc, kolezenstwo, odkrywanie podobienstw, przyjazn, chemia, zakochanie. U nas to wszystko trwalo 3-6 miesiecy, w jego poprzednim zwiazku troche krocej.
Nabralam podejrzen, na ile jego nowy "zwiazek" faktycznie liczy trzy tygodnie. Moze dlatego, ze mnie poznal podczas swojego zwiazku ze swoja poprzednia dziewczyna. W zasadzie oklamywal ja przez pol roku a zdradzal przez 6 tygodni.
Uwazacie ze mozna kogos poznac w trzy tygodnie, do tego stopnia zeby sie z nim pokazywac wsrod wspolnych znajomych? Mozna sie zakochac na zawolanie?
pozdrawiam
smutna lili