Czuję się zmęczona, wyczerpana, zesrtesowana, przerażona i chora...
Wszystko na własne życzenie
( ponoć jak Pan Bóg chce ludzi zgubić, to im rozum odbiera)
W pracy mam okres żniw- wiedziałam, ze tak będzie, ale jakos nie pozbierałam sobie sił wczesniej.
Luby mój zabrał się 3 tyg (!!!) temu za malowanie mojego biura. Nie powiem, ucieszyłam się, bo ściany juz wielkim głosem domagały się malowania... tylko, ze entuzjazm do prac remontowych sklęsł mu równie szybko, jak się zaczął...
W związku z powyższym: nie wiem, gdzie mam papiery, a tu trzeba pilnie robić pity, mam bałagan - wszędzie
, do neta przypinam się tylko na chwile- i raczej czytam niż pisze, bo fatalnie mi się pisze, jak lezę na podłodze. Chciałam go zawstydzić i sama chwyciłam się tego malowania. Efekt: następnego dnia, jak się obudziłam, to myślałąm, ze jestem sparaliżowana, bo nie mogłam ruszyć ręką, ani noga, ani niczym...
Dziś odmalowałam łazienkę!!! Jakoś da się zrobić demontaż, malowanie i powtórny montaż w jeden dzień...
Ale co tam malowanie, to, zę się namęczyłam i że jest ładnie
przeciełam kabel od oświetlenia
No i mamy temat dnia pt: " jak się czegoś nie umie, to się nie bierze" oraz dywagacje na temat: "dlaczego Agik jest takim partaczem"
Prawie nigdy nie choruję i nigdy mnie nic nie boli ( z wyjątkiem brzucha czasem, ale to przez te jabłka i to podobno jest objaw zdrowia), a teraz czarowałąm wiosnę i sobie wychodziłam w klapeczkach, skąpych topikach- z nosa mi się leje jak stąd do Londynu, mam nabrane zatoki, bardzo źle sypiam i boli mnie głowa... i jeszcze pizło mnie z krzyżu ( nie wiem, jaki jest medyczny odpowiednik wyrażenia "pizło mnie"- może korzonki, czy coś)
No i po raz kolejny rzucam palenie....
Sorki, za posta- słonia w tym enigmatycznym temacie, ale dawno nigdzie nie pisałam, rozmawiam głownie z gumowymi żabami, oraz roztaczam przed klientami ich niewątpliwy urok
, to chciałam się trochę pożalić...