Kochanie to wcale nie jest głupie i proszę mi szybko takie myślenie wybić sobie z głowy. Mam wrażenie, że przeżywam obecnie coś podobnego i głębiej Cię rozumiem...
Znalazłam się w takim momencie w terapii, że zaczęły mnie nachodzić coraz częstsze myśli, by ją zakończyć, a to z tego powodu, że całkiem nieźle sobie radzę i może już tego wcale nie potrzebuję, a to z tego, że ostatnio przychodzę do terapeuty z poczuciem, że nie wiem czego się uchwycić i właściwie o czym porozmawiać. I tak mogłabym zakończyć, bo przecież kto mi broni, prawda? Tylko tu zaczyna się lęk, że może coś się wydarzy i sobie nie poradzę, że nie jestem jeszcze w pełni gotowa i że terapeuta stał się dla mnie bardzo bliskim człowiekiem, z którym utrata kontaktu będzie bardzo bolesna. Nie porozmawiałam o moich wątpliwościach z terapeutą, bo... no właśnie mimo poczucia, że może już wystarczy, pojawił się lęk, że jak poruszę ten temat to terapeuta stwierdzi, że faktycznie to dobry moment i wyznaczy konkretny termin, oczywiście na pewno uzgadniałby to ze mną, i tu poczułabym się porzucona, tak!
Także zaczęłam zastanawiać się nad tym sama i szukać w sobie co tak naprawdę się dzieje... I myślę, że w dużym stopniu problem polega nie na samym lęku przed zakończeniem terapii, a przeciwnie na zaangażowaniu się w nią głębiej. Wyczerpał się ostatnio temat relacji z rodzicami, relacji z mężczyzną, z którym byłam i nadszedł czas, że mogę i nasuwa się bym zajęła się samą sobą. Chyba boję się odsłonić swoje lęki (ostatnio mówiłam o tym, że dobrze sobie radzę i tak jest
), bo w gruncie rzeczy ja wiem czym potrzebuję się zająć tylko przed tym uciekam, bo to śmieszne, nieważne, bo nie uda mi się pociągnąć tematu. Kurczę dwa lata jestem w terapii, a ciągle brakuje mi takiego poczucia swobody, cały czas mam w sobie "wewnętrznego krytyka i cenzora" i na każdym kroku mnie hamuje i mówi "właśnie się ośmieszyłaś".
Zmierzam do tego (tak, wiem że rozwlekle
), że może też jest w Tobie opór przed głębszym zaangażowaniem się w terapię (?) Może równocześnie lęk przed bliskością, o którym pisałaś, a może przed porzuceniem (?)
Kiedy idziesz na sesje wiesz o czym chcesz porozmawiać? Realizujesz to co chciałaś? Co Ci towarzyszy po zakończeniu spotkania (wspominałaś o smutku)?
Mi myśl o zakończeniu terapii uświadomiła, że panicznie boję się utraty kontaktu czy zmiany w relacji. I być może moja myśl o końcu podyktowana jest dodatkowo tym, że mogę od mojego terapeuty usłyszeć to pierwsza, a tego się boję, bo utożsamiam to gdzieś wewnętrznie z odrzuceniem.
Co Ci towarzyszy, gdy myślisz o zakończeniu terapii - jakie myśli i emocje?
Rozpisałam się, bo chciałam Ci powiedzieć, że nie tylko Ty przeżywasz takie dylematy, no i dlatego też, że tego pewnie potrzebowałam.
Pozdrawiam Cię