małżeństwo....

Problemy z partnerami.

małżeństwo....

Postprzez andzia2510 » 16 kwi 2009, o 10:03

Witam,
mam 35 lat, czternastoletnią córke, od piętnastu lat zoną...
Pierwszy raz udeżył mnie cztery miesiące po porodzie bo zapomniałam założyć obrączki...Potem każdy powód był dobry...niepowodzenie w pracy,kłótnia z kolegami ale głównie chorobliwa zazdrość.
Aby nie stwarzać sytuacji konfliktowych, zrezygnowałam ze wszystkich kontaktów towarzyskich, przyjaciół i znajomych. Poświęciłam się pracy, którą uwielbiam. Ale i to nie pomogło, każdy powrót ze szkolenia kończył się wizytą u lekarza lub w szpitalu (połamane żebra, szwy,siniaki,itp).
Wybaczałam gdyż obiecywał poprawę...i tak było na kilka tygodni i znów...
Rok temu zaszłam w drugą ciążę...nieplanowaną ale chcianą. Wiem, że to brzmi absurdalnie ale tak było poprostu bałam się o to czy dam radę finansowo itp, ale wiedziałam, że jak "wpadniemy" to będziemy musieli sobie poradzić. Cieszyłam się jak dziecko, planowałam przerobienie sypialni na pokój dziecinny, córka była szczęśliwa-chciała mieć rodzeństwo..
Sielanka zakończyła się kilka tygodni póżniej, upił się z kolegami, wykrzyczał mi, że to nie może być jego dziecko, że jestem dziwką, skatował mnie i staciłam ciąże....!Uciekłam z domu z córką, nie mieszkałam z nim kilka tygodni. Chyba coś zrozumiał, przyznał przed całą rodziną co zrobił, deklarował piękne życie ....i wróciłam...
kilka miesięcy po tym zdarzeniu powaznie zachorowałam. Zabrano mnie sparaliżowaną do szpitala. W ciągu tygodnia przeszłam trzy operacje kręgosłupa. CHODZĘ i wszyscy karzą mi się z tego cieszyć ale....mimo że nerwy ruchowe są prawie całkowicie sprawne, to nie mam czucia poniżej pasa! Nie macie pojęcia co to oznacza...nie jestem pełnowartościową kobietą, często korzystam z pieluch dla dorosłych, blizny...
Jestem silna więc nauczyłam się sobie radzić z tymi problemami, opracowałam system, który pozwolił mi nawet na wychodzenie do miasta, ćwiczyłam, nabrałam motywacji do walki o swoje zdrowie... Do czasu....okazało sie że mój mąz mnie zdradza. Zafundował sobie chorobę weneryczną, oszukiwał, że to wirus, którym można zarazić się w hotelu...sprawdziłam łże jak pies! Nie chce o tym rozmawiać, więc napisałam do niego email w którym opisałam co czuję, że wiem o waszystkim....zapytałam jak mógł mi to zrobić???? Od tego listu minęły trzy tygodnie, nie odzywa się do mnie, udaje że nic się nie stało....mieszkamy jak dwoje ludzi wynajmujacych wspólnie mieszkanie.
Poświęciłam dla niego wszystko, wybaczałam, byłam przy nim mimo wszystko a w chwili kiedy go najbardziej potrzebuję zrobił coś TAKIGO!!!
Od operacji czułam się gorsza od innych a teraz....nie chcę żyć straciłam motywację do dalszej egzystencji!!!nie wychodzę z domu, płaczę w poduszkę.
Dzięki niemu nie mam przyjaciół, nie mam komu się zwierzyć,gdyby istniała metoda samobójstwa która nie boli.....miałabym odwagę....
Ostatnio edytowano 16 kwi 2009, o 10:29 przez andzia2510, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
andzia2510
 
Posty: 37
Dołączył(a): 16 kwi 2009, o 09:03

Postprzez ewka » 16 kwi 2009, o 10:06

Co się stało?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez matylda » 16 kwi 2009, o 10:07

andzia, ale co się dzieje?
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez andzia2510 » 16 kwi 2009, o 10:38

Mam nadzieję, że ktoś mi pomoże odzyskać chęć do życia...
Avatar użytkownika
andzia2510
 
Posty: 37
Dołączył(a): 16 kwi 2009, o 09:03

Postprzez bunia » 16 kwi 2009, o 10:50

Andziu...."poswiecilam wszystko"...to stanowczo za duzo....rozumiem chaos ale postaraj sie zajrzec do swojego srodka i zapytac siebie co Andzia chce i co uwaza,ze byloby dla niej dobre....tkwic w tym balaganiku czy tez szukac drogi do usamodzielnienia sie i realizacji siebie,swoich potrzeb i marzen....nigdy nie jest za pozno bez wzgledu na rozne"dolegliwosci".

Pozdrawiam cieplo :slonko:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez andzia2510 » 16 kwi 2009, o 10:57

Jest za póżno...kiedyś byłam piękna, przebojowa..a teraz wychodzę z domu z opuszczoną głową, nie potrafię spojrzeć innym ludziom w oczy.
Idąc po zakupy modlę się aby nie spotkać znajomych, sąsiadów..niekt nikt nic do mnie nie mówi...
Chcę być niewidzialna....!
Jak z tak niską samooceną mogę czegoś dokonać?
Przegrałam życie a teraz mam tylko dwa wyjścia: zakończyć je albo ciągnąc to dalej ...
Avatar użytkownika
andzia2510
 
Posty: 37
Dołączył(a): 16 kwi 2009, o 09:03

Postprzez ewka » 16 kwi 2009, o 11:01

Życie doświadcza na różne sposoby... współczuję choroby Andziu - widać, że sobie radzisz i naprawdę kłaniam się nisko.

Co do męża... najważniejsze wydaje się zapytać: co chcesz zrobić? Jak widzisz dalej Wasze (lub swoje) życie? Czego oczekujesz od niego? Czy warto? Czy masz dość siły? Czy byłaś na jakieś terapii? Czy nie warto byłoby szukać pomocy specjalistów?

Życie mamy TYLKO jedno, a w Tobie jest dużo siły, skoro potrafiłaś się zmobiliować i zorganizwać tak, aby dało się żyć. Warto to zaprzepaścić, bo samczyka poniosło? Jak bardzo jest Ci potrzebny... czy w ogóle jest Ci potrzebny? Mam nadzieję, że chociaż z tym biciem się uspokoił...


andzia2510 napisał(a):Dzięki niemu nie mam przyjaciół, nie mam komu się zwierzyć...

Z tym się tak do końca nie zgodzę... trochę sama się do tego przyczyniłaś, poddając się jego tyranii. Ja myślę, że te pogubione relacje można odbudować, aby nie mieć tego poczucia osamotnienia. I że warto odbudować.

Przepraszam, że tyle pytań... ale chyba warto na nie odpowiedzieć - sobie lub nam, jak wolisz. I chciałam jeszcze powiedzieć, że nie jesteś już tak całkiem sama - masz nas: gromadę ludzi, którzy zawsze podadzą ramię.

Bardzo pozdrawiam
:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez andzia2510 » 16 kwi 2009, o 11:11

Tak dawno nie słyszałam słów otuchy....dziękuję za wszystkie.
Łatwo jest rozmawiać z kims prawie anonimowo..czy tak samo łatwo będzie z dawnymi przyjaciółmi? czy można im zaufać? będą oceniać, krytykować i współczuć.... tego nie zniosę!
Ale może trzeba wyciągnać rękę po pomoc, może ona jest obok mnie tylko nie potrafię się przełamać aby wyjść na przeciw ludziom...?
Avatar użytkownika
andzia2510
 
Posty: 37
Dołączył(a): 16 kwi 2009, o 09:03

Postprzez blue66 » 16 kwi 2009, o 11:17

prawdziwi przyjeciele zrozumieją.

:pocieszacz:
blue66
 
Posty: 68
Dołączył(a): 8 gru 2008, o 15:34

Postprzez bunia » 16 kwi 2009, o 11:21

....nie boj sie otworzyc na swoje problemy...inaczej nikt nie zauwazy Ciebie.....na pewno masz jakies zainteresowania....sprobuj je w sobie obudzic....to rowniez pomaga w realizacji siebie a tym samym przywraca wiare .....tyle juz masz za soba...jestes bardzo dzielna....nie warto tego zaprzepascic.....
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez andzia2510 » 16 kwi 2009, o 12:57

Tyle tylko,że jatowszystko wiem...tyle razy radziłam innym w trudnych sytuacjach,byłam dlanich oparciemipotrafiłam pomóc im wybrnąć z każdej nawet beznadziejnej sytuacji..
Ale trudno jest wytłumaczyć samemu sobie,że trzeba wziącć się w garśc...
To nie takie proste...
Avatar użytkownika
andzia2510
 
Posty: 37
Dołączył(a): 16 kwi 2009, o 09:03

Postprzez janiol » 16 kwi 2009, o 13:02

Witaj andzia2510

Współczuje Ci, podejrzewam jak możesz się czuć.

Widzisz ja w swoim związku też kochałem za bardzo, bo wierzyłem, że dla miłości warto się poświęcać. Byłem poniżany... i wiesz co, na koniec, w nagrodę dostałem zdradę.

Teraz wiem, że nie warto, bo w imię czego? Związek dwojga ludzi ma być po to żeby było im lepiej a nie inaczej. Jeśli jest inaczej nie widzę sesnu, aby te osoby były ze sobą.

Andzia2510 serce trzeba na bok... gość nie wart jest Ciebie.
Zawsze jest czas na zmianę, a w Twoim przypadku tylko na lepsze... bo nie łatwo jest znaleźć drugiego takiego potwora.

Pozdrawiam Cię
Janiol
janiol
 
Posty: 30
Dołączył(a): 14 kwi 2009, o 22:44

Postprzez andzia2510 » 16 kwi 2009, o 13:12

Wiecie o czym teraz myślę...mam nadzieję, że nie odbierzecie tego jako szczeniackiego zachowania, chcę aby poniósł karę,chce aby wiedział jak to jest tak cierpieć,chcę pospolicie mówiąc zemsty!
Nie mówię tu broń Boże o odpłaceniu mu tym samym, ani myślę ale nie moge tego tak zostawić.
Mój tata (świętej pamieci) mawiał, że najlepiejszą karą jest niestandardowe zachowanie partnera, czyli zrobić coś czego się nie spodziewa, tylko co????
Może "ukaranie" go przyniesie mi chć chwilową ulgę....
Avatar użytkownika
andzia2510
 
Posty: 37
Dołączył(a): 16 kwi 2009, o 09:03

Postprzez caterpillar » 16 kwi 2009, o 13:31

"Mój tata (świętej pamieci) mawiał, że najlepiejszą karą jest niestandardowe zachowanie partnera, czyli zrobić coś czego się nie spodziewa, tylko co????"

:idea: Moze odjejsc od niego?
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Postprzez andzia2510 » 16 kwi 2009, o 13:33

TO nie kara....myślałby, że znów wrócę za kilka tygodni.
TO musi być coś wyjątkowego.
Avatar użytkownika
andzia2510
 
Posty: 37
Dołączył(a): 16 kwi 2009, o 09:03

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 70 gości

cron