Ja chyba trochę nie w temacie, ale czuję się tak przybita wczorajszą sytuacją, że musze Wam ją opowiedzieć.
Wyszłam z pracy po 18 i pędziłam sobie boczną uliczką na przystanek tramwajowy. Zagadnął mnie młody ok. 30 lat facet. Najpierw zapytał jak dojechać w pewne miejsce. Wytłumaczyłam, a on poprosił o rozmowę.
Mówił jak bardzo czuje się samotny, że zostawiła i okradła go kobieta, nie ma rodziny, a znajomi są w innym mieście. Rozmawialiśmy krótko bo ja w biegu jak zawsze, ale jednak trochę porozmawialiśmy. Potem poprosił o kasę na jedzenie i dałam mu 10 zł. Odjeżdżając z okien tramwaju widziałam, że kupił sobie bułkę i parówkę, więc chyba naprawde był głodny.
Mam dwa przemyślenia: po pierwsze chociaż nie wyglądał na bezdomnego czy narkomana to zastanawiam się czy kasę chciał tylko na jedzenie? Po drugie nawet jeśli to była podpucha, żeby wyciągnąć kasę to dramat, nie sądzicie? Dramat, że trzeba się tak poniżać. I dramat, że można być aż tak samotnym, że zatrzymuje się obcych ludzi, żeby z nimi pogadać.
I to tyle. Przepraszam, że tak od czapy temat, ale musiałam z kimś się tym podzielić.