uczucie pustki, samotność we dwoje

Problemy z partnerami.

uczucie pustki, samotność we dwoje

Postprzez Oczko » 14 kwi 2009, o 10:18

Witam,
Od roku spotykam się z chłopakiem, a mimo to przeważa we mnie uczucie dojmujacej pustki, nie widzę przed sobą żadnej przyszłosci, On nie chce o niej w ogóle rozmawiać, żyje z dnia na dzień, nic nie planuje (jest po rozwodzie,nie ma dzieci).
Kocham Go ale nie czuję żeby On był ze mną mimo, że mówi, że mnie kocha.
Kiedy próbuję wyobrazić sobie siebie za jakiś czas, moje życie, widzę jedną wielką czarną dziurę. Ogarnia mnie przerażenie i uczucie potwornej samotności.
Mam 30 lat i boję się, że za chwilę stracę swoją ostatnią szansę na dziecko, rodzinę.
Zwłaszcza święta są dla mnie ciężkie. Każdy z moich znajomych ma kogoś z kim spędza ten czas. Ja wczoraj byłam sama, mimo że On o tym wiedział, nie zaprosił mnie do siebie - poszedł do swoich rodziców. Nie mówi im o mnie. To jakby dwa światy - oddziela swoje życie rodzinne i życie ze mną (nie mieszkamy razem, spotykamy się u mnie albo u niego). Kiedy jest u rodziców nie odbiera moich telefonów. Ja wtedy przestaję dla Niego chyba istnieć na ten czas.
Mówi, że już raz miał rodzinę i już nie chce mu się na nowo w to wszystko bawić. Poznawanie rodziny itd.
Ja jestem po dwóch kilkuletnich związkach. Bardzo ciężko je odchorowywałam i nie mam już siły tego wszystkiego znowu przechodzić. Kiedy Go poznawałam myślałam, że w końcu i mnie się udało. Rozsądek podpowiada, że to nie ma sensu, bo mamy inną wizję związku. Chce mieszkać sam i tylko widywać się. Rozmawialiśmy o tym. Powiedział, że może nasze uczucie Go odmieni i znowu będzie chciał coś budować. Cały czas sobie myślę, że On potrzebuje więcej czasu (od rozwodu minęło 6 lat). Tyle, że na razie nic nie wskazuje na to, żeby miało się w tej mierze coś odmienić. Wiem, że nie mogę żądać od Niego rzeczy, które Go unieszczęśłiwią tylko po to, żebym ja się poczuła dobrze. Tyle, że na razie jest tak, że ja robię wszystko żeby się dopasować do Jego sposobu na życie. Tylko nie jestem w tym szczęśliwa.
Ale nie potrafię odejść. Nie mam już siły. Codziennie myślę o śmierci. Na razie powstrzymuje mnie tylko strach przed tym, że tam po drugiej stronie jest jeszcze bardziej samotnie. Tutaj mam chociaż pracę, którą lubię.

piszę do Was, bo nie mam nikogo, kto by mógłby mnie zrozumieć (wszyscy moi przyjaciele mają rodziny i jakoś moje problemy są dla nich abstrakcyjne), może tutaj ktoś mnie zrozumie. Nie szukam rady, bo teoretycznie wiem, co powinnam zrobić. Potrzebuję tylko, żeby ktoś dodał mi siły, jakiejs pociechy.
Oczko
 
Posty: 2
Dołączył(a): 19 mar 2009, o 21:52

Postprzez bunia » 14 kwi 2009, o 10:41

Witaj....rozumiem Twoje odczucia niedosytu,rozgoryczenia i niepewnosci....czesto ludzie nie potrafia sie uwolnic od przeszlosci przenoszac cale "zlo" na reszte zycia....bywa,ze wrecz je "pielegnuja"...30 lat to na prawde nie katastrofa.....to jasne jesli bedziesz jeszcze dlugo tkwic w zwiazku ktory nie ma w Twojej wizji pryszlosci lata mina szybko....najbardziej zmartwila mnie Twoja mysl o smierci....samotnosc jest zazwyczaj przejsciowa.....zalezna od tego czy mamy ochote na zmiany ktore same nie zapukaja do drzwi....trzeba troche wlozyc wlasnego wysilk....pewnie masz jakies zainteresowania na bazie ktoych mozesz probowac kontaktow z innymi ludzmi.....zycie to nie tylko rodzina aczkolwiek w wiekszosci pzypadkow uwazna za niezastapiona forme egzystencji...a wcale tak nie jest....nie wszyscy sa nia szczesliie obdarowani .....mozna i trzeba rowniez realizowac siebie poza/bez rodziny... czasami w pojedynke.....przemysl to sobie.

Pozdrawiam cieplo :kwiatek2:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Oczko » 14 kwi 2009, o 18:19

dziękuję Buniu za odpowiedź! Pierwszy raz piszę na takim forum i kiedy dostałam tego posta strasznie się ucieszyłam :) i jednocześnie dziwnie mi się zrobiło, że ktoś kto mnie nie zna ... jednak trochę mnie zna :) przez to, że rozumie ..
Dużo rozmyślam też o życiu w pojedynkę. Może tak przecież być. Boję się tylko tego, że jestem spragniona czyjejś obecności. Taka jakaś moja uroda, że dopiero wszystko nabiera sensu, kiedy mogę się tym dzielić z ukochanym. Ech. Wymyślam sobie zajęcia, czytam, pomyślałam, że wrócę do malowania - tak ot tylko dla siebie, zawsze to lubiłam, tak po prostu. Może jakiś kurs języka. Niestety cały mój zapał uchodzi ze mnie, kiedy dopada mnie myśl, że to wszystko to jest tylko takie zapychanie dziury, naciąganie za małej kołdry. Staram się te myśli odpędzać, czasem się udaje, a czasem nie. Ale chyba o to chodzi, żeby się nie poddawać. Najgorsze jest to, że nawet jak już czuję, że jest dobrze potrafi do mnie przyjść, i umościć się gdzieś z tyłu głowy myśl, że i tak ze sobą skończę. Te myśli przychodzą same, nawet w takich momentach jak czuję się ok. Boje się tego i nie rozumiem dlaczego tak się dzieje :(
Zaraz potem myślę o tym, że muszę uporządkować swoje sprawy. Nie rozumiem wtedy siebie. I to wszystko bierze się z tego poczucia beznadziei, pustki?
Oczko
 
Posty: 2
Dołączył(a): 19 mar 2009, o 21:52

Postprzez joanka34 » 14 kwi 2009, o 18:36

Opowiem Ci pewną historię....dziewczyna niewiele od Ciebie starsza poznała kogoś...oboje byli po przejściach, oboje bali się bliskości,poważnych rozmów, kilka razy rozstawali się....ale zawsze wracali,bo strasznie ich do siebie ciągnęło....on był czuły,kochany,troskliwy,mogła na niego liczyć....ale....nigdy nie mówił o przyszłości, nie poznał Jej ze swoją rodziną (choc on u niej bywał co weekend),jakby postawił granicę,poza którą Ona już nie miała wstępu....
Ona czekała,czasem pytała kim dla niego jest...czasem miała dosyć tej niepewności...minął rok, drugi....a oni nadal w tym samym miejscu....Jemu pewnie dobrze, Jej trochę mniej (tak samo jak Ty przerażająco boi się być sama....)Czekała i coraz bardziej wsiąkała w ten układ.....odejśc nie potrafiła, bo....jeszcze troche poczeka, przecież jest dla niego ważna....ble...ble...ble.....
I Ona czeka nadal,a on w tym czasie zrywa znajomość,tak bez słowa wyjasnienia....nie piszę CI jak Ona sie teraz czuje,bo pewnie domyślasz się.....żałuje,ze tak długo czekała...że była ślepa,naiwna...moze w tym czasie poznałaby kogos kto wiedziaby czego chce....może miałaby już dziecko.....Teraz zaczyna wszytsko od nowa i jest koszmarnie przestraszona...
Jeśli facet po roku bycia z kobietą nie wie co dalej,nie ma żadnych planów..to pewnie nigdy nie będzie ich miał....
Ja wiem,że można miec traumatyczne doświadczenia,urazy itd.....ale nie mozna tym tłumaczyć wszystkiego.....pokaz mi kogos w naszym wieku,kto nie ma za soba złych przezyć....
Przykro mi bardzo,bo doskonale wiem jak się czujesz...ale ode mnie nie usłyszysz słów pocieszenia...:((
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 315 gości

cron