naszła mnie chwilowa siła by mu cokolwiek powiedzieć. czasami jest dobrze czasami mnie to tak strasznie męczy. teraz- męczy.
jak myślicie...wspomniałam mu że teraz czas na zmiany w smsie...tak ogólnie rzuciłam i bez podtekstów..ale temat się urwał. w ogóle rozmowa której nie można nazwać rozmową się urwała.
mam ochotę mu napisać że zmiana jedna tyczy się też jego..że on wie że mi strasznie zależy na nim i ja nie będę się powtarzać. że ostatnio był czasami miły ale to nei wszystko jak mi powie kilka słów. i że muszę myśleć o swoim szczęściu i jeśli on nie jest w stanie, nie chce czy coś mi go dać to nie mogę lokować uczuć w osobie która nie chcę. że następna zmiana to dowartościowanie się bo mam niską samoocenę ale w gruncie rzeczy stać mnie na to aby dostać tyle zaangażowania od kogoś ile sama daję. że się już zagalopowałam w tym wszystkim i w gruncie rzeczy to nie oznacza koniec już teraz. ale ja muszę się zmienić i zacząć wierzyć w siebie. bo przecież jestem warta zachodu
heh:p i jak on tego nie widzi to trudno. to ja się nie gniewam. ale ja muszę dać sobie na luz i niech on się umartwia bo jak nie chce to tak. to jest tylko moim kolegą. że to nie gadani od tak bo mnie coś naszło. i że dobrze wie że ja mówię mądrze i nie chcę żadnej odpowiedzi. chcę żeby to wziął do siebie. (czy jakoś tak...jak najkrócej się da)
mądrze zrobię? bo ja nie zamilknę od tak:( nie potrafię