Tym razem będzie inaczej !

Problemy z partnerami.

Postprzez Jaga » 8 kwi 2009, o 09:17

Z pisaniem pamiętnika to rzeczywiście dobry pomysł. Kiedyś zaczęłam to robić, ale później wydawało mi się to tak czasochłonne, że porzuciłam to. Właściwie kiedy przypominam sobie każde spotkaniem z moim facetem, z którym jestem jeszcze do dziś, to w moich wspomnieniach dominują chwile rozczarowania, smutku, bólu. Każda chwila z nim musiała prędzej czy później skończyć się tym, że mnie skrzywdził. Bardzo często, nawet jeśli chodziło o małe rzeczy, było tak że to on musiał być stroną, która dominowała, która ustalala reguły. Ja niestety pozwalałam mu na to, pozwalałam traktować siebie jak osobę, której prawa, uczucia, potrzeby są mniej ważne. Kiedy wracam pamięcią do przeszłości to chwil naprawdę szczęśliwych, radosnych i beztroskich jest niewiele, zazwyczaj przeplatają się one z licznymi momentami kłótni, nieporozumień, jego aroganckich, egocentrycznych zachowań. Moje wspomnienia związane z nim to głównie wspomnienia bólu, smutku łez. Nie potrafię samej sobie wybaczyć, że na to pozwoliłam, że nie umiałam tego zakończyć wcześniej. On z taką łatwościa potrafił manipulować mną i moimi uczuciami. Z taką łatwością wierzyłam za każdym razem, że on się zmieni, poprawi. Nie znoszę siebie za tą głupotę i naiwność, w których osiągnęłam mistrzostwo. Czasami po prostu nie potrafię uwierzyć w to, że tak wiele razy mu ustąpiłam, że tyle razy pozwoliłam na tak poniżające, krzywdzące traktowanie.
Nie zakończyłam jeszcze tego związku, choć ciągle zbieram się na zrobienie tego kroku. Wiem, że to najlepsze co mogę dla siebie zrobić. Wyrzucam sobie często, że jeszcze tego nie zrobiłam, że przez tak długi czas byłam aż tak ślepa. Obecnie ograniczyłam swoje spotkania i kontakt z nim. Przygotowuję się do tego ostatecznego starcia. Choć jeszcze nie czuję się na siłach. Obawiam się, że może mi w pewnym momencie zabraknąć odwagi lub znów ulegnę jego pięknym słowom i obietnicom. Boję się również co będzie potem, kiedy już będę miała to za sobą. Kiedy jednak czytam Wasze wypowiedzi tutaj, to mam nadzieję, że uda mi się w niedługim czasie wyjść z tego związku, że znajdę w sobie tyle siły. Zaczynam dostrzegać, że zasługuję na coś lepszego niż taki związek. Zaczynam rozumieć, że trwając w tym robię sobie tylko większę krzywdę. Podziwiam Was dziewczyny, że zakończyłyście Wasze toksyczne związki i życzę każdej z Was powodzenia. Niech MOC będzie z Wami!!!
Jaga
 
Posty: 68
Dołączył(a): 6 kwi 2009, o 13:21
Lokalizacja: WLKP

Postprzez joanka34 » 8 kwi 2009, o 17:05

Jaga-bardzo trudno odejść "na raty",stopniowo.Już nie pamiętam ile razy obiecywałam sobie,że zdystansuję się,będe ograniczać spotkania....a potem słyszałam jego głos i znów byłam jak ta marionetka :( Czekałam,dawałam kolejną szansę i czekałam na kolejny cud.....
I tak jak piszesz- najgorszy strach właśnie przed tym co będzie potem....

Matylda- co z tym przepisem,bo głodna jestem :) ?

Kolejna rzecz,która pomagała mi wyrzucić z siebie emocje - pisanie listów do niego,listów,których oczywiście nigdy mu nie wysłałam.Jak dla mnie to bardzo oczyszczające....
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez Księżycowa » 8 kwi 2009, o 22:49

Zgadzam się. Ja też sobie mówiłam, że teraz będzie dystans, że już nie będę tak się przejmować. Tak się nie da. Dopóki facet jest przy Tobie gdzieś tam, chociaż by trochę dalej, to jest i nadal Cię truje.

Dziewczyny powiem Wam, że posługuję się tylko teorią, bo czuję się po prostu winna i nie potrafię sobie tego przetłumaczyć... Teoretycznie przecież wiem, że tak nie mogło być, że on nie mógł mnie szarpać, krzyczeć, poniżać a czuję co innego. Nie chcę w sobie tylu sprzeczności. Czuję się jak wariatka...
Księżycowa
 

Postprzez Jaga » 9 kwi 2009, o 12:57

Wiem, że odchodzenie "na raty", Joanko, wcale nie jest najlepszym rozwiązaniem. Ale do tej pory nie umiałam tego dokonać w postaci jednego skutecznego "cięcia". Dlatego obrałam taką właśnie drogę. Wiem, że dopóki on jest w moim życiu, to ten jad nadal mnie zatruwa. Na chwilę obecną nie jestem jednak w stanie postępować inaczej. Myślę, mam nadzieję, że kiedy poczuję przypływ sił i odwagi, wtedy będę wiedziała jak i kiedy oświadczyć mu, że to koniec, wtedy nie będę się niczego obawiać.

Jeśli chodzi o Ciebie, Kasiorku, to muszę Ci powiedzieć, że i ja mam wrażenie noszenia w sobie zbyt wielu sprzeczności. Teoretycznie, "na głowę" rozumiem i widzę wiele rzeczy, wręcz doskonale potrafię analizować, wyciągać pewne wnioski. Na poziomie teoretycznym wszystko idzie bardziej gładko. Największym problemem jest zastosowanie tego w praktyce, "poczucie" tej wiedzy i korzystanie z niej w działaniu. Emocje tak łatwo biorą górę nad nami i prowadzą nas na manowce. Nad tym pewnie każda z nas musiałaby popracować.

Tak na marginesie naszej miłej pisaniny chciałabym Wam dziewczyny złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji nadchodzących Świąt Wielkanocnych. Niech ten magiczny Czas Odnowy upłynie Wam radośnie i spokojnie, doda nadziei, siły i wiary w siebie. Pozdrawiam :)
Jaga
 
Posty: 68
Dołączył(a): 6 kwi 2009, o 13:21
Lokalizacja: WLKP

Postprzez joanka34 » 9 kwi 2009, o 20:00

Cześć dziewczyny....Myśle sobie,że każda z nas ma inna granicę cierpliwości i godzenia się na złe traktowanie....u mnie ta granica zaczyna się dopiero wtedy gdy jestem już totalnie "skopana "przez faceta....a chodzi o to, by nie doprowadzać do takich ostateczności,prawda ? żeby móc odczytać sygnały mówiące o tym,że związek nie ma przyszłości i zmienić swoje nawyki,swoje zachowanie....bo najczęsciej te sygnały są bardzo wyraźne,ale my patrzymy na faceta pod kątem swoich potrzeb i "chcenia"....kurcze, czasem myślę sobie,że to praca na długie lata,ciagła kontrola zachowania....jak wychodzenie z nałogu :( takie moje przemyslenia po dzisiejszej terapii...:)
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez Księżycowa » 9 kwi 2009, o 20:04

Również wszystkiego dobrego :kwiatek2: :cmok:

Ja na przykład nie dawno stwierdziłam, że gdybym go nie prowokowała, tak jak mówił, to nie chwyciłby mnie tak mocno za ręce, że miałam całkiem dobre siniaki jak na chwycenie tylko. Może gdybym go nie sprowokowała, to nie zacząłby mną szarpać w środku nocy i wyzywać od dziwki, szmaty i suki a na koniec ciągnąć za włosy przy matce, jak weszła nas uspokoić... Może. Pamiętam jakiego wstydu się wtedy najadłam i jaka upokorzona się czułam... A stało się tak dlatego, że go zdenerwowałam, bo było mi słabo z powodu napadu lękowego, którego akurat dostałam i popłakałam się. Mówił, że mam się zamknąć i dać mu spać. W końcu wyzwał mnie od psychicznej a później była sytuacja, którą opisałam... Ostatnio pomyślałam, że może faktycznie to było z mojego powodu, płakałam całe noce. Dziś pierwsza była normalna, ale przyśnił mi się... Zastanowiłam się za chwilę co bym powiedziała dziewczynie, która powiedziałaby mi na takie coś ,,Ale to moja wina, bo to ja go sprowokowałam. Gdybym nie zrobiła.... i nie powiedziała......, to nie zrobiłby tego". No właśnie... Kazałabym jej wiać od gościa gdzie pieprz rośnie.

Tracę równowagę i to bardzo. Nie wiem co myśleć, co słuszne, co nie. Cholernie boli mnie to rozstanie, ciągle zadaje sobie pytanie ,, dlaczego" i jak nadchodzi moment, w którym już chcę dzwonić i myślę, że niech będzie obojętnie jaki, byle tylko był przy mnie, zaraz zastanawiam się czy chcę się czuć tak jak w niektórych sytuacjach i jakoś rozsądek wygrywa na razie. To bardzo trudna walka z sobą... Tym bardziej, że na początku naszej znajomości jak dostała lęku czy poszłam pobrać tylko krew, to potrafił zrobić mi herbatę, przykryć kocem, podać śniadanie. Był czuły, ciepły i kochany... Więc myślę sobie, że jeżeli taki był, to tylko ja go musiałam zmienić.... więc prawdopodobnie ma rację... To podobno manipulacja... Mam nadzieję w każdym razie, że uda mi się w końcu coś stwierdzić... Tobie Jago również tego życzę...

To puszczanie kontry na dobre wspomnienia, jest skuteczny. Czuję się lżej, choć przyznam, że w pracy się popłakałam... Mimo wszystko dziękuję :)
Księżycowa
 

Postprzez matylda » 9 kwi 2009, o 21:00

Takie odchodzenie na raty niestety często się zdarza. Czekamy na odpowiedni moment, a kiedy on już prawie jest, pojawiają się miłe słówka, obiecanki, złudne nadzieje... i po sprawie. Znów czekamy na odpowiedni moment, i znów to samo. Tak naprawdę, wydaje mi się, że decyzja dot. odejścia (ale takiego na pewno, na 100%) to kwestia impulsu, który prędzej czy później na pewno przyjdzie. Tylko pytanie: czy warto na taki impuls czekać, marnując sobie życie. Nie, nie warto! Ludzie nie zmieniają się ot tak! I jak jest źle, nie będzie nagle lepiej!

Kolejna kwestia to obwinianie się. Kasiorek, tak nie można! "Gdybym go nie sprowokowała...". Podejrzewam, że nie sprowokowałaś. Mamy prawo wyrażać swoje zdanie, mamy prawo mówić, czego pragniemy, co nam się podoba, a co nie. Ale nikt nie ma prawa znęcać się nad inną osobą (ani psychicznie, ani fizycznie) tylko dlatego, że ta ma inne zdanie, że być może jest słabsza... Nie, nikt nie ma takiego prawa! I to nie Ty jesteś winna!

Co jeszcze? Często wierzymy w to co on mówi, a nie zwracamy uwagi na to co robi (mimo że zachowaniem wciąż nas rani). Intuicja podpowiada nam, że coś jest nie tak, ale ślepo wierzymy, że jakoś się poukłada. I zazwyczaj układa się właśnie "jakoś"... Słuchajmy naszej intuicji!
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez joanka34 » 10 kwi 2009, o 09:13

Kasiorek- myślę sobie, że takie zaczepianie go,pisanie sms-ów, to jak rozdrapywanie rany. Po co ? Czujesz się potem lepiej ?pewnie nie....
nie jestem żadną twardzielką,czasem tęsknię tak,że aż boli ciało i liczy się tylko to,by usłyszeć jego głos...ale przypominam sobie jak mnie olewał,jak miał w dupie moje uczucia....i mija ochota na zaczepianie go i wraca moja duma....teraz przed świętami boję się,że dostanę od niego jakiś ochłap życzeń...dlatego wyłączam telefon na 3 dni,włączę jak już będe w pracy (w pracy nie mam czasu na rozmyślania i są ludzie,którym mogę wypłakać się,więc będzie łatwiej.... )wiem też,że nie dam się sprowokować,bo nigdy z tego nie uwolnię się.
pozdrawiam Was ciepło
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez julkaa » 10 kwi 2009, o 09:31

Kurde. Łapie się ze jeszcze nie do końca kontroluje destrukcyjnych zapędów. Czasem (jak jestem czymś podaferowana, labo 'za bardzo szczeslia') robie coś, jakby sobie /komus na złość, by zepsuć to co jest takie fajne. jakbym chciala znowu zbadac granice, do ktorej moge sie posunąc, poki tego nie zniszcze-wierzac ze prawdziwa milosc wszystko wybaczy. to taka troche autodestrukcja. np powiem jemu cos, czego wiem, ze za zadne skarby nie powinnam mowic, bo to rzuci cien na nasza znajomosc, a niekoniecznie jest do konca prawda. jak sobie radzic z takimi impulsami bezwarunkowymi. zanim pomysle zrobie, a potem zaluje, tyle ze juz cos jest zepsute. sic! czasem staram sie policzyc do 10, ale to malo skuteczna metoda ;)
czemu ja mam taka silna wewnętrzną potrzebe psucia? heh
czasem udaje mi sie czemus zapobiec, bo sobie przypominam ile zlego takie 'posuniecie z mojej strony' zlego zrobilo. i jestem szczeliswa, ze jednak 'cos ' mnie powstrzymalo.
niestety najczesciej dzialam w afekcie:/
macie tez tak? jak sobie z tym radzicie? co z tym zrobic?
nie chce zepsuc tej znajomosci, a mialam juz pare takich' ataków' :(
pozdrawiam :)

chciałabym byc spokojną, stabilna emocjonalnie osobą
a teraz to jeszcze niestety jestem tak jakas zakrecona
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez joanka34 » 10 kwi 2009, o 16:13

Julkaa- a moze to jest tak,że nie jesteś przyzwyczajona,że facet może zachowywać się normalnie,to dla Ciebie nowość,ze bywasz szczęsliwa,że nie płaczesz i że Twój partner nie rani Cię ? i próbujesz to bojkotować....
Ja sama nieswojo się czułam,gdy to facet bardziej zabiegał o mnie niż ja o niego...jakby role zostały odwrócone....
Albo też prowokujesz go, by jednak "wyszło na Twoje", by schemat mógł się dokonać - że obecny facet jest dokładnie taki sam jak inni....
Wewnętrzna potrzeba psucia.....bo nie czujesz się warta miłości,troski, dobrego związku...?

To mozna zmienić jedynie kontrolą, łapaniem tych momentów,kiedy zaczyna Cię ponosić i zmianą reakcji....ja tak własnie uczę sie nowych zachowań :)
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez julkaa » 10 kwi 2009, o 17:53

owszem zdaje sobie sprawe, ze trzeba kontrolowac. ta swiadomosc problemu nieco ulatwia okielznanie chorych reakcji, niemniej chwile slaboscie zdarzaja sie za czesto. wtedy nic i nikt nie jest w stanie mnie powstrzymac. niestety:(
julkaa
 
Posty: 477
Dołączył(a): 3 maja 2008, o 20:49

Postprzez joanka34 » 11 kwi 2009, o 09:36

Trochę przerażają mnie święta...te długie dni...co zrobić,by minęły znośnie...?żebym we wtorek nie szła do pracy z podpuchniętymi oczami...?znowu mam myśli- dbaj o siebie,zrób coś dobrego dla siebie...właściwie od dłuższego czasu to moja myśl przewodnia....będę dużo czytać i robić notatki w swoim zeszycie, będę ćwiczyć jogę,pójdę z dobrymi znajomymi na długi spacer nie będę uciekać od swojego smutku....nie chcę wybiegać w przyszłośc,chcę skupić się na tym co jest teraz....macie lekarstwo na przeżycie świąt ?
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Postprzez Księżycowa » 11 kwi 2009, o 12:00

Życzę Wam powodzenia w święta. To chyba najgorsze. gdy nie ma czym wypełnić czasu w takiej sytuacji. Przede mną jeszcze jutro dziesięciolecie... Hmmm... nie mam ochoty na pytania Co się stało? Czy nie żałujesz? Nic nie zrobię trzeba iść... Zamierzam zacząć robić również notatki... Dziś rano rozmawiałam z kuzynką. Ona twierdzi, że dobrze zrobiłam, bo później miałabym problemy z nim. Stwierdziła, że wystarczająco dużo przykrości zdążył mi sprawić. Coś mi to dało, nie wiem co, ale przynajmniej tyle, że jestem zdolna dziś wyjść na zakupy, które muszę zrobić jeszcze przed świętami.
Mnóstwo rzeczy mi się z nim kojarzy, nawet ten cholerny sklep, ale przecież nie zamknę się w domu tylko dlatego, że przypomni mi się jak to pierwszy raz się z nim spotkałam, jak przyjechał do mnie i rozmawialiśmy na dworze. Ciężko jest przyjąć do wiadomości i powoli zaczynam się z tym oswajać, choć pewnie nie raz wybuchnę płaczem na skutek wspomnień...

Dziękuję Wam za wsparcie i życzę miłego po południa. Mi zleci na sprzątaniu pewnie. Na koniec dnia postaram się zrobić sobie małe SPA. Miłego dnia Mimo wszystko :)
Księżycowa
 

Postprzez matylda » 11 kwi 2009, o 16:18

Ja nie przepadam za świętami, zwłaszcza jak jestem sama.
Ale w tym roku nie poddam się.
Jadę na wieś. Babcia ma duży ogród i mam zamiar siedzieć na słoneczku z książką w rękach. Później podskoczę do kuzynki i mam nadzieję, że jakoś zleci.

A dzisiaj byłam u fryzjera i... jak zmiany, to zmiany! Z ciemnych długich mam krótkie blond :) Podoba mi się :) Jak cholera :)
Avatar użytkownika
matylda
 
Posty: 659
Dołączył(a): 6 lip 2007, o 17:54
Lokalizacja: nibylandia

Postprzez joanka34 » 12 kwi 2009, o 13:46

Tak bardzo staram się,by iść do przodu,by nie poddać się destrukcyjnym myślom..traktuję siebie z duża troską,nie osądzam,nie krytykuję..godzę się z tym co teraz jest,akceptuję swój smutek...
Mam nad czym pracować...zerwał kontakt tak nagle,bez jednego słowa,a dziś "zaszczycił"mnie życzeniami...tak jakby nic się nie stało,nic nie wydarzyło,nikt nikogo nie zranił....jak tak można????????? tym razem zostałam przez niego tak skopana,że już nie czuję potrzeby reagowania...zostawiam to tak jak jest...za dużo robię dla siebie,by teraz to zniszczyć....tylko kurewsko to boli...
joanka34
 
Posty: 180
Dołączył(a): 26 paź 2008, o 11:03

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 305 gości

cron