witajcie.. jestem tutaj po raz pierwszy i szukam pomocy... od pół roku przeżywam koszmar.. popełniam nieświadome błędy, których nie zauważam...
kiedy moi przyjaciele uświadamiają mi co robiłam/robię, nie chce mi się wierzyć... czasem mam wrazenie że oszukuję sama siebie.. dryfuje gdzieś w innym świecie, i jak to ktoś powiedział, nie potrafię odróżnić jawy od świata rzeczywistego... Robię zamieszanie wśród ludzi, nie wiem czy świadomie czy nie.. uczęszczam do grupy teatralnej.. pół roku temu zerwał ze mną mój chłopak, który też uczęszczał do tego teatru.. od wtedy się zaczeło... nie pojawił się u mnie bunt związany z moim uczuciem do niego... w teatrze zrobiłam zamieszanie z rolami... on ma rolę postaci głównej, ja przypadkowo mogłąm grać jego dziewczynę... obiektywnie wyglądało na to, że wzięłam tę rolę ze względu na niego.. nie wiem sama czy w tej sprawie się nie łudzę, ale tak nie było... Nie kocham Go już, choć ludzie widzą to inaczej.. i tuatj też nie wiem czy się nie oszukuję.. moje czyny świadczą podobno o czym innym.. nadal się nim opiekuje, dbam o niego.. ale to wkońcu mój przyjaciel.. bardzo bliski zresztą.. mówiono mi, że szukam jakiejkolwiek drogi, zeby się do niego zbliżyć.. wydaje mi się że nie, ale moi przyjaciele obserwują mnie uważniej niż mogłabym się tego spodziewać.. nie mam pojęcia jak odbić sie od dna.. boje się że wykończę psychicznie przyjaciół którzy są cały czas pod napięciem przeze mnie, a ja.. ja to boje się troche też o siebie.. popełniam błędy, ale gdyby tego jeszcze było mało, gdybym je zauważała i starała się z nich wyjść, byłoby dobrze.. a ja wchodzę na spirale, która nie zaprowadzi mnie na dobry szczyt.. boje się że stracę bliskie mi osoby przez to.. boje się że tym ciągłym strachem o jutro, o kolejne błędy, powoli zabije swoją psychike... mój organizm jest już dosć wyczerpany.. na okrągło myślę, nie śpie po nocach.. a potem trzeba żyć chwilą.. dniem.. tylko jak ? jak się nie wie, gdzie znajduje się jakakolwiek droga.. czy choćby ścieżka mała, która pomoze odnaleźć tę dobrą strone.. cierpie, strasznie.. staram się tego nie pokazywać, ale ból często wykrzywia mi twarz.. już nie wiem jak sobie radzić... nie wiem.. błądze w jakiśch ciemnych korytarzach, jak dotąd, bez wyjścia... kurcze no...