No nie wiem dziewczyny, ale takie mechanistyczne warunkowanie zachowań potrafi niekiedy wyjaśnić bardzo wiele.
Kiedyś kobiety dobijające do pięćdziesiątki stawały się po prostu marudne, a mężowie mogli się wymieniać uwagami, która ma większe huśtawki nastrojów. Teraz to nazywa się przekwitaniem i są na tę okoliczność przewidziane odpowiednie farmaceutyki.
Ostatnio natrafiłem na badania, które mówiły, że jesteśmy genetycznie warunkowani do tego, aby podejmować ryzyko, lub go unikać. To potem ma przełożenie chociażby na to, jaką karierę dla siebie dobieramy... I tak jedni zostają księgowymi, a drudzy poskramiaczami lwów:) (na pewno też ma to niemały wpływ na zawierane związki)
Oczywiście, to straszne uogólnienie, ale odnosząc to do opisanej tu sytuacji, uświadomiłem sobie, że zawsze będę odczuwał brak tych kilku/kilkunastu początkowych miesięcy związku, bo odkąd pamiętam potrzebuję silniejszych emocji i bodźców, aby odczuć coś na podobnym poziomie, co osoba posiadająca "poprawnie skalibrowane receptory":) Chyba nie chcę, żeby moje życie wyglądało jak odwieczna pogoń szaleńca, za nieosiągalnym.
Łatwo powiedzieć, trudniej uczynić...
BTW: To wspaniale, że poznajemy wciąż głębiej pobudki ludzkich zachowań, ale czuje się przez to mniej jednostką rozumną/duchową, a bardziej maszyną. Smutne... i wygodne:)
ewka napisał(a):Sboja, masz zadziabisty awatar;))))
BTW2: ewka, to prawda, ale nie widziałaś jeszcze mojego kota w sombrero