leze wlasnie w szpitalu, (lekki zabieg chirurgiczny),ale za duzo czasu na myslenie o rozstaniu, skonczonym zwiazku, zyciu. wczoraj gdy wybudzilam sie z narkozy podobno ryczalam jak bobr i wolalam jego imie. potem zadzwonil zapytac jak sie czuje( od srody dzwoni ale nie odwiedzil), podobo mu powiedzialam zeby przyszedl mnie odwiedzic. Wpadl do szpitala wieczorem, nie gadalismy o nas, tylko tak ogolnie o pracy, szpitalu . Dzis juz tylko sms "jak reka? dobrze sie goi?"
Bylismy razem 2,5 roku , rok mieszkalismy razem, 2 m-ce temu wzielismy razem kredyt, kupilismy mieszkanie, zaczelismy remont, wybieralismy razem rzeczy do mieszknia. Miesiac temu w sobote poszlismy na impreze do mojej przyjaciolki. Siedzimy przy stole on do niej nagle slowa "sloneczko podaj mi cos tm", zwrocilam mu uwage ze nie podoba mi sie to. przeprosil, po czym po chwili stwierdzil, ze zrobil to dla swietego spokoju. powiedzialam, ze pogdamy w domu. Kilkanascie minut pozniej gdy moja przyjaciolka weszla do pokoju i wzrocila sie do niego "kochanie" powiedzialam, zeby nie przeginała. Po sytuacji ktora miala miejsce kika chwil potem powiedzialam, zeby zamowil taksowke, a mianowicie stali w kuchni i kpili sobie ze mnie.
Wrocilismy do domu, poszlam spac na kanape. Rano wstal, ubral sie pojechal do swojej mamy zlozyc zyczenia z okazji dnia kobiet. wrocil i nadal milczal. W poniedzialek gdy wrocilam do domu jego rzeczy nie bylo, a mama (u ktorej mieszkalismy przez miesiac na czs remontu) powiedziala mi ze Artur wychodzac owiedzial, ze sie ze mna rozmowi z mieszkania.
We wtorek po pracy widzielismy sie w przelocie, stwierdzil ze mu sie przelalo, ze jestem chorobliwie zazdrosna, ze ma dosc klotni ze nie chce ze mna byc.
Pakowal rzeczy.
W czwartek gdy wrocilam do domu przepakowywal nasze pudla wybierajac swoje rzeczy. Ukucnelam przy nim i powiedzialam, ze nie chce rozstania. Mial to gdzies, powiedzial mi prosto w oczy ze ma dosc, nie chce ze mna byc, pomylil sie.
zapomnialam dodac ze w niedziele dzwonila do niego moja przyjaciolka, utwierdzila go tylko w przekonaniu ze przesdzam, ze nic zlego nie zrobili. Nie dzwonila do mnie tylko do niego.
tydzien pozniej bylismy w banku zaptac o opcje z kredytem.Poprosil o spotkanie na ktorym nie padly zadne slowa przepraszam, tylko ciagle wrzucanie ze ja to,ze ja tamto, ze go ograniczam.
Tylko w takim razie po co bral ze mna ten kredyt, po co w sobote mowil o ślubie, dzieciach i milości?
to wszystko tak cholernie boli.