Witam serdecznie wszystkich i każdego z osobna!
Mój problem jest na tyle dla mnie skomplikowany, ze sama sobie z nim nie poradzę, może ktoś z Was sie, co powinnam zrobić/myśleć..
Rozmawiałam juz z przyjaciółmi - męskimi i damskimi dla pewności, z Mamą, ale.. No własnie ale.. każdy ma inny światopogląd..
A zatem..
1,5 miesiąca temu wyrwałam się z toksycznego związku, który trwał 2 lata, z czego ostatni rok to jakiś koszmar.. Utrzymywałam chłopaka, który zarabiał 2x tyle co ja, ale kasa jego szła na długi, nigdzie nie wychodziliśmy razem, a mimo ze wynajmowaliśmy razem mieszkanie, to wolał bawić się laptopem lub oglądać TV. W końcu znalazłam mieszkanie, wyprowadziłam się.. Odetchnęłam, postanowiłam, że koniec z facetami, bo przez nich zaznałam w życiu więcej przykrości niż szczęścia..
No i stało się, miałam gorszy dzień, samotność dała się we znaki, zamieściłam ogłoszenie w necie, ze szukam kogoś. Odezwało się całe mnóstwo samotnych. A wśród nich on..
Spotkaliśmy się, randka jak randka, bez fajerwerków, ale bylo miło W sumie stwierdziłam, ze kolejnej nie bedzie, bo jakoś tak, ale była i 2, i 3.. i tak przez ostatnie 2 tygodnie. Codziennie ze soba duuużo SMSujemy, dzwonimy, GGadamy no i oczywiscie się spotykamy. On patrzy na mnie maslanym wzrokiem, czuje, ze mnie bada, pyta o różne rzeczy, które świadczą o zainteresowaniu mną. Ciągle podkreśla jaki mam cudowny charakter, jak mu się podobają zasady, jakie mną kieruja, ze ja mu się podobam, ze codziennie o mnie myśli, co robię itd., jak wyczuje na GG, ze mam kiepski humor, to od razu dzwoni, ostatnio miałam poznać Jego Mamę, ale odmówiłam, ale nie odebrał tego źle. Kiedyś sobie zażartowąłam, ze nie wyobrażam sobie jak można być w ciąży (jakiś był film w porodem w tle), a on momentalnie zareagował, ze co bedzie jak mój mąż będzie chciał mieć dzieci. Oj, takich sytuacji jest całe mnóstwo - zawsze mnie podwozi, jak gdzieś mam jechać, pomimo ze nie proszę, trzyma ręke na moim kolanie, przytula się, zaproponował mi wspólny wyjazd na majówkę..
Wszystko pieknie i cudownie, prawda.. Eh, no własnie, ze nie, bo jest jedno "ale", jedno, ale jakże poważne..
Na początku się całowaliśmy, było przyjemnie, oboje tego chcieliśmy, po czym on po jakimś czasie stwierdził, ze dla niego całowanie to jest juz zaangażowanie, a on nie chce się angażować, a konkretnie sam nie wie czy chce, bo z jednej strony jestem cudowna, fantastyczna i idealna dla niego, ale na pierwszym spotkaniu nie było iskry, a on chciałby się zakochac od pierwszego spojrzenia. Jeśli nie poruszamy tematu związku jest idealnie, mówi, ze chce mnie poznać, troszczy się o mnie i w ogóle. Gdy ten temat wyjdzie na świat - następuje coś w stylu kłótni, ale ona szybko mija, bo on od razu obraca wszystko w żart, załagadza maksymalnie.. I jest cudnie..
Aha, i jeszcze jedno - po tym jak powiedział, ze dla niego pocałunek oznacza zaangażowanie, to na wieczór tego samego dnia pocałował mnie tak jak wcześniej, dość namiętnie..
Strasznie się miotam między tym co on mówi, a jak się zachowuje, dla mnie to są same sprzeczności. Ale skoro nie chce się angażować, to po co miałby się ze mną spotykać?
Dodam jeszcze tylko, ze jest to chłopak odpowiedzialny, ceniący drugiego człowieka, nie skory do zdrady, bo sam był zraniony, no i jest także szczery i ma bardzo optymistyczne podejście do życia.
Mam nadzieję, ze dałam Wam jakiś obraz mojej sytuacji, mam nadzieję, ze ktoś będzie w stanie mi coś poradzić, bo ja już po prostu nie wiem..