Obecnie wiele zlych rzeczy dzieje sie w moim zyciu.Ale najgorsza a przynajmniej najbolesniejsza jest strata Ukochanego.Zanim sie poznalismy bylismy przyjaciolmi.Potem tak jakos wyszlo ze zostalismy para (2,5roku).Przez ostatni rok mieszkalismy ze soba.Dla mnie zamieszkanie z facetem mialo duze znaczenie.Ja zblizylam sie o wiele bardziej do niego.Oczywiscie klocilismy sie,docieralismy.Ale klotnie nasze nie byly spowodowane tym ze mieszkamy ze soba tylko jak zawsze- o pierdoly.Jestem Doroslym dzieckiem alkoholika.Zawsze przywiazuje sie do ludzi.I bylam zawsze strasznie zazdrosna o kazda jego kolezanke czy byla dziewczyne.I wydawalo mi sie ze wytrwamy do konca roku akademickiego (oboje studiujemy),lecz pewnego dnia poklocilismy sie o pierdole.On wpewnym momencie chcial sie pogodzic a ja bylam tak wsziekla ze odmowilam.Nastepnego dnia on musial wyjechac.Ja rowniez ale kilka godzin pozniej.Wyslalam mu smsa z przeprosinami (to byl piatek).Odpisal dwoma slowami:Kocham Cie.Przez weekend sie nie widzielismy.W niedziele oboje wrocilismy do mieszkania.Przeprosilismy sie i przytulilismy.Lecz pojawila sie pewna sprawa o ktorej nie ma sensu sie rozpisywac,ale znow bylam zazdrosna.Zaczelam sie go pytac czemu mu nie wystarczam.Czego jeszcze chce ode mnie w naszym zwiazku,zeby nie musial sie kontaktowac z jakimikolwiek dziewczynami.Zapytalam o ta dziewczyne.Odpowiedzial ze ona nie ma nic z tym wspolnego.Ze chodzi o jego uczucia.Powiedzial ze po ostatniej naszej klotni zaczal sie powaznie zastanawiac i doszedl do wniosku ze nie wie czy mnie jeszcze kocha.Cios w samo serce.Postanowilismy ratowac nasz zwiazek, i przez 2 tyg bylo nam razem dobrze.Zero klotni.Same pozytywne emocje.Na weekend sie rozstalismy i niestety po weekendzie powiedzial mi ze mnie nie kocha.Nadal probowalam ratowac nasz zwiazek.Bez skutku.Zostawil mnie.Teraz ja musze mieszkac sama w Poznaniu.Pracowac i sie utrzymywac.A on w swoim rodzinnym miescie.Spotykamy sie czasem (raz na 1-2 tyg).Czasem seks wchodzi w gre.On mnie przytula.Czasem pocaluje.Ale nadal twierdzi ze mnie nie kocha.Podczas rozstawania powiedzial mi kilka przykrych rzeczy na temat mojego charakteru..Ze potrzebuje czasu na poukladanie sobie tego wszystkiego.Ze to moze dlatego zemieszkalismy ze soba i ukisilismy sie we wlsnym sosie.Widujemy sie tak zadko.Czasem rozmawiamy na gg.Piszemy smsy.Ale z jego strony one sa takie oschle.Mam mieszane odczucia.Raz mysle ze moze wszystko bedzie ok.A raz wiem ze nie bedzie ok i ze pora zapomniec.Mam ogromne hustawki nastrojow.Ciagle o tym mysle (2 mies) i chodze podenerwowana.Najgorsze jest to,ze jak pytam go czy mam jakies szanse wogole u niego odpowiada ze nie wie.Jak daje mu ultimatum:wracamy do siebie albo zrywamy kontakt na zawsze,to twierdzi ze nie chcialby stracic ze mna kontaktu.
Poprostu nie wiem co robic.Mam przez to jego niezdecydowanie takie mieszane nastroje.Tak bardzo go kocham.On mnie tez bardzo kochal.Powiedzial mi ze kiedys (na okolo mies przed naszym rozstaniem) nawet planowal sie oswiadczyc.A teraz ja nie mam wakacji bo musze pracowac.A on wczoraj wyjechal na kikal tyg nad "nasze" jezioro.Beze mnie.Z kuzynem i jego dziewczyna.To bardzo boli.
Co robic?