ewka napisał(a): O to mniej więcej mi chodzi... nie czuł się kochany? Jeszcze nie kochałaś, a byłaś z nim? Wiem, że życie nie jest czarno-białe... w moim rozumieniu bycia razem, to jestem z kimś, bo kocham. Jeśli tego nie ma, to zawsze widzę w tym "układ".
Wiele rzeczy powinno mieć status "powinno"... ale jest jeszcze samo życie, w które brniemy, o "powinno" zapominając - więc Tobą leczył przeszłość i możliwe, że uleczyłby, gdyby nie jeden telefon.
Trzymaj się Matylda i jeszcze raz przepraszam, że tak to widzę.[/color]
[/color]
Ewuś,
Nie przepraszaj, nic się nie stało. Wiadomość wysłałam, bo chciałam wyjaśnić pewne kwestie.
Na początku miał prawo czuć się niekochany. Ja tak bardzo bałam się związku, że trochę dałam mu w kość. Ale tak było tylko na początku. Z resztą on znał moją przeszłość i wiedział o moich obawach. Później było zupełnie inaczej. Zaproponowałam mu nawet, żeby zamieszkał ze mną (i tak też się stało).
A może jest w tym trochę mojej winy, może powinnam bardziej okazywać moje uczucia? Nie wiem. Wiem na pewno, że łatwo mi to nie przychodzi, i musi minąć trochę czasu zanim się zaangażuję. Ale jak się rozkręcę, to chyba jest dobrze
Zgodzę się, że "jestem z kimś, bo kocham". Ale zanim do tego "jestem z kimś" dojdzie, trzeba drugą osobę poznać, prawda? A jak ją poznać? No trzeba się z nią spotykać, spędzać czas, itd. Ja innego wyjścia nie widzę. Więc nie do końca jest tak, że kocha się od początku. Na początku co najwyżej może być zauroczenie, które następnie zamieni się w miłość, albo w coś innego.
Tak więc, ja również przepraszam. Byłam rozżalona i smutna. I chyba zbyt emocjonalnie podeszłam do Twojej wypowiedzi.
Ale tak to już jest - emocje...
Pozdrawiam.