Od dłuższego czasu kotłuj± się w mojej głowie przeróżne my¶li i emocje, które powoduj±, że nie potrafię obiektywnie spojrzeć na pewn± sprawę. Dlatego też pomy¶lałam, że poproszę Was o wyrażenie swojego zdania na ten temat.
Na wstępie zaznaczę, że mam 18 lat i mój chłopak również. Tak, wiem, w tym wieku życie się dopiero zaczyna....
Ale do rzeczy.
3 lata temu poznałam go. Był trudnym człowiekiem, z trudnego towarzystwa (papieroski, imprezki, narkotyki, zagmatwane dzieciństwo). Ja, należ±ca do rodziny alkoholików (mama, tata, starszy, dorosły brat - wszyscy uzależnieni). Wiadomo, chciałam czuć się potrzebna. I się poczułam. Zakochałam się w tym człowieku i pojawiła się we mnie niesamowita chęć pomagania mu w wyj¶ciu z nałogu, mimo, że na pocz±tku tego wcale nie chciał. Tak więc mimo tego, że często przesadzał w zachowywaniu się wobec mnie (on brał, ja dawałam - układ typowo toksyczny, często mnie okłamywał, albo był szczery aż do bólu.. ja nie chciałam go za wszelk± cenę stracić, bo gdy były już te dobre chwile między nami ,to rozmawiało mi się jak z nikim innym, wyczuwałam w nim mimo wszystko bratni± duszę, chociaż tak wiele nas dzieliło), ja robiłam co w mojej mocy by mu pomóc (rozmowy z nim, z jego mam±, czytanie ksi±żek psychologicznych itp.). Oczywi¶cie wiele na tym traciłam. Po pół roku zerwali¶my. Dostawałam niemalże spazmów. Drgawki, wymioty, płacz - tak strasznie przywi±załam się do niego emocjonalnie. To było straszne, jak patrzę na to z perspektywy czasu. Gdy minęło kolejne pół roku, ja już dochodziłam do siebie, spotkalismy się, od tak, na spacer, I... wrócili¶my do siebie. Wpadli¶my sobie w ramiona, popłakałam się (ze szczę¶cia?), on nagle się rozpromienił i również był szczę¶liwy. Od razu wyja¶nili¶my sobie wiele rzeczy, m.in. o zachowywanie się względem siebie. Niestety nie obiecał mi, że rzuci narkotyki.. tzn. amfetaminę tak, marihuanę - nie. Ale przez kolejny okres trwania naszego zwi±zku traktował mnie o wiele lepiej niż wcze¶niej. Ja już tego tak nie przeżywałam. Potrafiłam zachować dystans. Bardzo dużo rozmawiali¶my i to nas do siebie strasznie zbliżyło. Potem nadszedł czas, gdy znowu zaczęli¶my się od siebie oddalać, a raczej on zacz±ł mnie odtr±cać. Pomy¶lałam "cholera, znowu wci±ga". I niestety miałam rację. zerwali¶my w końu po raz drugi. Znienawidziłam go. W moich oczach był skończonym ćpunem. Szybko znalazłam sobie innego faceta, ale pod¶wiadomie doszukiwałam się w nim Piotrka. I po 3 miesi±cach tego nowego zwi±zku zerwałam, gdyż nie chciałam okłamywać jego, ani samej siebie. Ci±gle miałam kontakt z jego mam±. Okazało się, że nie zdał z jednej klasy do drugiej... ale bał się wychodzić z domu, bo rzucił rozprowadzanie trawki po osiedlu i zaczęli go przez to bić. Siedział całymi dniami praktycznie w domu, Ja byłam zajęta sob±, ale mimo tego czułam, że wci±z go kocham. I to już nie było takie uczucie jak na samym pocz±tku "muszę mu pomóc!". Zrozumiałam swoje poprzednie zachowanie, jego przyczyny i zauważyłam, że nabrałam do tego znacznego dystansu. Zaczęli¶my ze sob± rozmawiać na gg. Okazało się, że on również wci±ż mnie kocha. Ale dowiedziałam się wtedy też czego¶ nowego.. że wyjeżdża na drugi koniec Polski do o¶rodka... takiego młodziezowego Monaru. Cchiał się zmienić i to bardzo. Ja w to niezbyt wierzyłam, no bo on by chciał się zmienić? Przed wyjazdem tylko raz się spotkali¶my przez przypadek w autobusie. Nic nie muslieli¶my mówić do siebie. Ja wiedziałam, że mnie kocha, on wiedział to samo o mnie. Wyjechał. Na pocz±tku nie mógł mieć z nikim kontaktu spoza rodziny. Ale wiem też, że jedyenymi osobami z którymi w ogóle chciał mi3ć jaki¶ kontakt to ja i nasza wspólna przyjaciółka. Co się spotkałam z jego mam± to przekazywała mi różne ciepłe słowa, które były od Piotrka. Byłam szczę¶liwa, ale wyjeżdżaj±c nic sobie nie obiecywali¶my. Bałam się. Pisałam do niego listy. Dostałam od niego walentynkę (nie wiem do tej pory jak to zrobił, że pozwolili mu j± wysłać - jego mama też tego nie wie), potem list. Przyjechał na pierwsz± przepustkę. Spotkali¶my się. Było ¶wietnie, tak jakby¶my się nigdy nie rozstawali. Ale zauważyłam, że się bardzo zmienił, a ja przez ten czas mogłam zaj±ć się sob±. Traktował mnie z szacunkiem i w ogóle jaki¶ taki inny był, cieplejszy. znowu wyjechał, znowu czekanie...ale ja przestałam do niego pisać, bo nie odpisywał na listy ("po co będę pisał co u mnie, leiej ty mi mów albo pisz co u ciebie" - jego tłumaczenie). Potem kolejne nasze spotkanie, jeszcze lepsze niż poprzednie. Już nie ćpa. Od roku jest abstynentem. Zmienił się.
Dlaczego, gdy zaczynam być szczę¶liwa przy kim¶, to musi się pojawiać kolejna próba, która daje tyle w±tpliwo¶ci? Wyjechał... potem dzwonił, gdy był w domu, a ja byłam na obozie. Mamy się zobaczyć w sierpniu. To już rok kiedy go nie ma tutaj przy mnie na miejscu. Problem jest w tym wszystkim taki, że ja za rok piszę maturę. On dopiero za 2-3 lata , w zależno¶ci do jakiej szkoły pójdzie - liceum czy technikum (bo ma rok zaliczony, a w trakcie terapii, która kończy mu się w paĽdzierniku nie chodzi się do szkoły). Nie składam papierów do miasta, w którym on jest, bo tam nie ma mojego wymarzonego kierunku. Boję się co będzie, je¶li ja bym się dostała gdzie¶, gdzie jeszcze większa odległo¶ć będzie nas dzieliła. I tak przetrwać kolejne kilka lat na aż tak± odległo¶ć? Boję się tego bardzo. wiele osób mówi mi, żeby¶my się nie męczyli.. tak jak zdecydowali¶my przed jego wyjazdem.. żeby nie być razem i czekać co będzie dalej. Ale my nie potrafimy się rozstać. Każde rozstanie kończy się powrotem. Czy to po pół roku, czy dłużej. Ale niekoniecznie po kilku latach. a nie chcę go stracić. Tyle się starałam o ten zwi±zek, tyle serca w to włożyłam, on się zmienił i zaczęło się między nami układać. On już nie wróci tutaj, zostanie tam, gdzie jest, bo ma tam rodzinę. Jest w tej kwestii, jak i w wielu innych zależy od rodziców. I ja też. Nie chcę, żeby¶my się aż tak bardzo od siebie oddalili. Teraz, gdy wejdzie w normaln± rzeczywisto¶ć szkoln±, będzie miał swoich znajomych, swoj± paczkę. Będziemy mieć już swoje oddzielne życia. I prawie 500km dziel±cych nas...;/
Nie wiem czy to brak zaufania, czy mój charakter, ale po tym wszystkim nie jestem do końca przekonana, czy on byłby w stanie o nas tak walczyć, jak ja potrafiłam i chciałam. Strasznie dużo my¶li zbiega mi się w głowie, dlatego tutaj chcę je wylać, żeby mnie nie męczyły. Staram się zajmować czym¶ - spotkaniem ze znajomymi, czy innymi rzeczami, ale zawsze pojawia się ta cholerna mysl - "dlaczego Ciebie tutaj nie ma?", "ale mi Ciebie tutaj brakuje, lepiej by¶my się wszyscy bawili, jakby¶ Ty tu był". Bardzo potrzebuję teraz ruchu z jego strony. Zastanawiam się czy nie napisać do niego za jaki¶ czas i nie opisać tego wszystkiego. Chociaż poczekam do końca wakacji, bo może jednak jakim¶ cudem uda nam się spotkać, to wtedy się uspokoję trochę. A może to po prostu tęsknota? Grrr, w takim razie nie chcę już tęsknić.
Najbardziej na ¶wiecie nie lubię bezradno¶ci, a w tej chwili w tej sytuacji niewielę mogę zrobić. Mam nadzieję, że los nam to wszystko wynagrodzi...
Rozpisałam się strasznie... Ale przemówcie mi do rozumu albo dodajcie otuchy - w zależno¶ci od potrzeby. Z góry dziękuję i pozdrawiam