Kocham mojego chłopaka ponad wszystko. Moi znajomi są nawet zdania że jestem od niego uzależniona. Jesteśmy razem już od 5,5 roku razem, od prawie 2 lat mieszkamy razem. Zawsze chciałam żeby się zaangażował jednak on nie jest osobą która wierzy w instytucję małżeństwa, czasem o tym wspominałam ale przechodziło bez echa.
Wspominał mi że ma znajomą przez net z którą przyjemnie mu się rozmawia, przyznam, że jestem osobą zazdrosną, ale zagryzłam zęby. Po jakimś czasie mieliśmy poważną rozmowę, że ma wątpliwości co do naszego związku, że nie chce mnie skrzywdzić rozstaniem bądź zdradą. Wpadłam w panikę, zaczęłam wariować, sprawdziłam jego rozmowę z tą "znajomą", bo poczułam z jej strony zagrożenie. To było może automatyczne skojarzenie z nią. Nie znalazłam jednak żadnych podstaw, ale przyznałam się mu że go sprawdzałam. Była niesamowita awantura na temat braku zaufania... co jakiś czas sobie dogryzaliśmy, to ja z zazdrości to on mnie że jestem niepoważna.
Na wyjazd firmowy nie mogłam z nim jechać ponieważ dostałam nową pracę i nie miałam dnia wolnego by z nim pojechać. Było mi przykro ponieważ akurat wypadały walentynki. Po powrocie w niedziele był rozdrażniony i pokłóciliśmy (skrytykowałam go na temat prowadzenia samochodu i skończyło się awanturą o wszystko), w poniedziałek oznajmił że musimy poważnie porozmawiać, byłam spanikowana bo myślałam, że chodzi właśnie o to. Natomiast on powiedział mi że mnie zdradził. Znajoma z którą rozmawiał przez internet okazała się koleżanką od niego z pracy. Wpadłam w furię, na pewno wyobrażacie sobie jaki ból poczułam. Błagał o wybaczenie, prosił bym go nie zostawiała, zrezygnował z pracy, przysięgał że tego nie planował, że przez wynikłą sytuację i bardzo tego żałuje.
Ta "znajoma" upiła się troszkę, on nigdy nie pije, poszedł ją odprowadzić, a ona się przed nim rozebrała i zaczęła go zachęcać. Nigdy nie był z żadną kobietą oprócz mnie i tłumaczył że nie oparł się ciekawości. Powiedział mi że teraz jest zupełnie pewien wszystkich uczuć które do mnie żywi, że mnie kocha i właśnie ze mną zawsze chce być i chce mieć ze mną dzieci.
Na prawdę chcę mu dać drugą szansę. Niestety nie umiem sobie z tym poradzić. Nie umiem sobie poradzić z pytaniem "dlaczego", choć wiem dlaczego (z ciekawości) - to go nie tłumaczy. Oboje są winni tego co zrobili. Czuję się potwornie zraniona. Boli mnie gra przed znajomymi i rodziną że nic się nie zmieniło. Mam te przypływy myśli, czarne wyobrażenia. Teraz mówi, że miałam racje kiedy mówiłam mu, że nie ufa się koleżanką, bo nie istnieje czysta przyjaźń między kobietą, a mężczyzną.
Zdecydowałam się już, dam mu drugą szansę, ale nie umiem zapomnieć, nie umiem sobie z tym poradzić. Jak odbudować zaufanie. Stałam się wredna i zaczęłam mu wytykać, przez co mieliśmy już parę kłótni. Wiem, że jego też boli co zrobił, bo zawsze brzydził się kłamstwem, a wszystkie kłamstwa były przez nią. Nie powiedział mi że z nią pracuje, bo nie chciał żebym była zazdrosna (dla mojego dobra) i że naprawdę do tego momentu kiedy się to stało nic między nimi nie było. Wierzyć w to że mówi, że już wie że jestem tą jedyną i że za nic nie chce mnie stracić.
Pomimo tego czuję się rozbita, mam kompleksy, boję się czy na pewno będzie dobrze. Wracam do tego myślami, choć nie chcę. Przekłada się to na sex, ale nie w ten sposób, że nie chcę się z nim kochać, a wręcz przeciwnie. Chcę się z nim kochać stale, codziennie. Może to też efekt tego, że chcę sobie coś tym zrekompensować. Pragnę czułości i ciągłych zapewnień, ale on twierdzi że nie jest w stanie się zmienić z dnia na dzień. Nigdy nie był typem romantyka, a kocham może usłyszałam kilka razy w ciągu tych lat. Ja co jakiś czas wpadam w depresję, a on denerwuje się że jego starania nie pomagają. Ciężko mi sobie z tym poradzić. Chciałabym to wykrzyczeć, ale nie chcemy by ktokolwiek się dowiedział. Nie potrafimy o tym ze sobą rozmawiać. Jego boli to jak strasznie skłamał, a mnie to co zrobił i krąg się zamyka.
Czuję się potwornie, tak bardzo chcę o tym zapomnieć, albo zrozumieć. Chcę dać nam szansę na prawdę bardzo.