No i stalo sie...
Wczoraj odszedl ode mnie moj chlopak.
Twierdzi,ze nie potrafi byc w zwiazku i nie chce,zebym ja przez niego cierpiala.
I im wczesniej to zrobi tym lepiej dla mnie...
Tylko,ze ja sie powaznie zakochalam...
Teraz bardzo cierpie,wiem,ze jego juz nie ma... nie ma dla mnie...
Zabral ze soba cieplo,ktore od niego otrzymywalam,wsparcie,spokoj...
Jest dla mnie Tym jedynym,znamy swoje tajemnice,plakalismy razem ,smialismy sie,wyglupialismy sie tez wspolnie..
Byl moja oaza wsrod tego zaganianego,zwariowanego swiata...
Nie potrafie sobie powiedziec,ze jego juz dla mnie nie ma..
Widzial we mnie i przyjaciolke i kobiete.
Nie wiem,moze to dziwne,ale od wczoraj nie moge sie za nic zabrac,o niczym innym myslec,rozproszyc mysli,choc robie wszystko,co moge... Ksiazki,film,rozmowy, na niczym sie nie moge skupic...
Mam paskudny nastroj,strasznie mi smutno,czuje sie przygnebiona....Okropne uczucie...
Boje sie tylko,zeby znowu nie dopadla mnie depresja...
Chce sie wyzalic,moze jak to napisze ,wyrzuce sz siebie to bedzie mi choc troche lepiej...
Nie wyobrazam sobie bycia z nikim innym,on wiedzial jak sprawic,by wywolac u mnie usmiech,nawet przez lzy,potrafil pocalowac tak delikatnie ,potrafil patrzec w moje oczy jak nikt inny...
Jej,tyle juz przykrych wydarzen przezylam,tylu ludzi mnie zranilo...
Tym razem mialo byc inaczej...
Zaufalam i znowu sie zawiodlam......
Wiem,wiem,znam te wszystkie madrosci,ze kazde doswiadczenie czegos nas uczy,zmienia nas,formuje nasza osobowosc.
Ale w tym wypadku nie moge tego zastosowac,poprostu nie moge...