pukapuk napisał(a):Właśnie to ostatnie nie umiejętność radzenia sobie w życiu i kontaktach z osobami bez problemu . Takie patrzenie na wszystko i wszystkich przez pryzmat trzeźwienia. Pozdrawiam
zgadzam się z Bunią,że każdy żyje i działa w swoim rytmie i wszystko ma swój czas... jest w tym jedno "ale" -czy ta osoba zauważa to, że trudno jej żyć samodzielnie bez wsparcia grupy,bez mitingów, terapeuty ...czy działa kompulsywnie w napięciu od razu reagując szukaniem wsparcia na zewnątrz [telefon do kogoś z grupy, do terapeuty itp.] ...jeśli to zauważa, to myślę że to dobrze ...że tę osobę to uwiera i czuje że coś jest nie tak...
gdy tak ostatnio się zastanawiałam nad tym tematem w ogóle, doszłam do wniosku, że faktycznie samo trzeźwienie może stać się zastępczą kompulsją nałogu ...to tak,jak z odcięciem pępowiny ...oznaką tego,że jestem już silna i świadoma w trzeźwieniu [a przede wszystkim w sobie!] jest fakt, że umiem sama ze sobą rozwiązywać kwestie ciśnienia, emocji, rozterek ...że po prostu wiem.. nawet podczas największej burzy emocjonalnej wiem co z tym fantem zrobić... jednak to nie jest jakiś sztucznie stworzony stan umysłu na zasadzie wmawiania sobie czy usiłowania czegoś ...jest to stan wewnętrznej równowagi, spokoju, zgody na to że fakty są jakie są ...przedstawiając obrazowo to mam przed oczami mewę spokojnie unoszącą się na powierzchni falującego morza ...albo wędrującego w zamieci śnieżnej bezdomnego psa idącego przed siebie pomimo wszystko [ tak mi przed oczami się pojawiło]
chodzi o to,żeby [Orm Embar bodaj pisał gdzieś o tym] nie tworzyć kolejnego napięcia typu "ćpałam,teraz nie ćpam ale uzależniłam się od trzeźwienia to teraz mam z tym ciśnienie i
muszę z kolei tym się zająć" bo może okazać się to takim zamkniętym kręgiem ...chodzi o pewien rodzaj wyluzowania, swobodnej nie napiętej uważności ...na zasadzie "struna w gitarze nie za mocno napięta, bo pęknie ...ani za luźna ,bo nie wyda dźwięku"
myślę też, że taki stan może się brać z powodu nie odnajdywania wśród tego, co nie ma i nie miało problemu nałogu -siebie i swojego miejsca w tym trzeźwym życiu ...nie ma czego się chwycić, nie ma żadnej ucieczki bo: 1.albo jest nudne ..2.albo nie rozumie trzeźwiejącego ...3.bo nie ma jakiejś równie podniecającej alternatywy
... 4. albo coś tam [wpisać dowolne co komu tam
] ....cały sęk w tym, aby wyluzować w swoich przesadnych wymaganiach wobec siebie, ale przede wszystkim wobec chęci naginania rzeczywistości ...rzeczywistość jest jaka jest i tyle
można zachwyt odnaleźć w czymkolwiek zwykłym ...jeśli tylko się zechce to coś w ogóle zauważyć
wiem,że łatwo o tym mówić/pisać
...ale tak to widzę i sama ze sobą w tej kwestii pracuję ...zmagać się już przestałam,bo zauważyłam całą absurdalność zmagań i walki
Pukapuku ...jak dla mnie to jest kwestia pewnego zaufania wobec życia ...nie fatalizm,ale też nie hophurra ...zaufanie na zasadzie "nie sieją nie orzą a mają bo troszczą się o siebie, bo nigdy nie zaprzeczają swej istocie -życiu, nie walczą z nią"
człowiek to zatraca w ogromnej mierze przez wychowywanie się wśród wielu zaprzeczających zasad ...dlatego jest jak jest ...tak to widzę ...ale widzę też drogę wyjścia z tego zamieszania
pozdrawiam ciepło!