mąż odszedł po raz drugi

Problemy z partnerami.

Postprzez ewka » 16 lut 2009, o 01:24

undset1 napisał(a):no własnie, przykro mi to pisać, ale w chwili obecnej jestem na etapie w którym wydaje mi się, że ta miłość nie minie,.

Chyba tak się zawsze wydaje w takiej sytuacji, Undset. I wcale nie znaczy, że nie minie.

:cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez undset1 » 17 lut 2009, o 13:18

dzis sypie a to przynosi tak wiele wspomnień...

kiedy moja julcia była jeszcze w brzuszku stawalismy w taki zimowy dzień jak ten przy oknie a maż głaskał mój wielki juz brzuch...

on na pewno tego nie pamięta

A co jeśli miłość nie mija Ewciu...., co jesli zostajemy z tym na zawsze ..??
własnie przeczytałam wątek Oli - kochani tylko juz lecę w dół teraz ..: :cry:
undset1
 
Posty: 142
Dołączył(a): 7 gru 2008, o 20:04
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez Szafirowa » 17 lut 2009, o 13:31

Undset - jeśli nie przemija, to przysycha - ból staje się mniej dokuczliwy, mniej szarpiący, nie przenika już tak dotkliwie.
Czas i doświadczenia czynią nas innymi ludźmi, a co za tym idzie - przez inny pryzmat czujemy, doświadczamy.
Czas, tylko czas.

Dlaczego po przeczytaniu wątku Oli 'lecisz w dół' ??
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez blue66 » 17 lut 2009, o 13:57

To był już 3 raz kiedy mnie zostawił... powiedział : nie kocham! Nie chcę!

Nie spałam nie jadłam w głowie karuzela a jego słowa ciągle odbijały się głuchym echem i jakby odtwarzane w zwolnionym tempie ... 7 lat naszego związku wyrzucił jak papierek po po niezłej czekoladce...

A ja... chwytałam się każdej mysli o nim... o nas jak brzytwy. Analizowałam kazde jego słowo, kazde zachowanie... na w pół przytomna jakby w transie czytałam ksiażki psychologiczne o facetach,o DDA ( bo on jest DDA).
Chodziłam jak cień człowieka.... koło jego domu kiedy wracał z pracy w miejscach gdzie wiedziałam że mogę go zobaczyć... cały dzień żyłam chwilą kiedy go widziałam...

Śnił mi się co noc... czułam że jestem nikim.

Choć nie byliśmy małżeństwem, choc nie mamy dziecka myślę,że wiem co czujesz...

Czy miłość mija... może nie... ale z czasem cichnie ...
Dziewczyny piszą Ci tu czas... niestety tylko on może pomóc...
W jednej z książek przeczytałam wtedy, że nie da się odejść od kogoś bez cierpienia, jeśli odchodzi się w drugi związek to raczej nie ma szans, poczucie straty przychodzi co prawda później ale ze zdwojoną siłą... bardziej boli...
To jest czas Twojego cierpienia... musisz przez to przejść krok po kroku, ale dasz rade... któregoś dnia wstaniesz i poczujesz że boli mniej... że słońce chyba świeci jaśniej... teraz musisz przejść przez to cierpienie... jak Zizi...jak wiele kobiet...

Wtedy karmiłam swoją rozpacz myślami o nim... dziś myśl o nim nie boli choć jeszcze dziwnie ściska w żołądku...
Ale nie da się opuścic żadnego z kroków... nie da się przeskoczyć tego... trzeba przejść przez to wszystko samemu.. przez to pragnienie dotyku... uśmiechu ... przez tą mysl „ wybaczę wszystko obyś tu był...”

Czas czas czas...
Niepotrafię nic mądrzejszego napisać... czytam Twój wątek od początku i bardzo się wzruszam... bardzo bym chciała żebyś była już kilka kroków do przodu...
:pocieszacz:
blue66
 
Posty: 68
Dołączył(a): 8 gru 2008, o 15:34

Postprzez undset1 » 17 lut 2009, o 21:17

lecę w dół bo...

zaczyna mi się śni, budzę się z jego dotykiem i jego ustami na sobie, niemal czuję zapach
wstaję i czuję jadłowstręt, światłowstręt, życiowstręt ... a tu córeczka uśmiechnieta przybiega i przytula się a ja czuję, że przeze mnie nie może przytulić się do ojca i matki razem, że już tego nigdy nie zazna:((

lecę w dół bo czytam wątek oli i widzę że minąl u niej rok a nadal strasznie kocha - ROK to dla mnie jak lata świetlne w chwili obecnej :( To jak zmierzenie się z wyrokiem, na który nikt cię nie przygotował.

Zaczynam analizować, krok po kroku przemyśliwać co mogę jeszcze zrobić a czego już nie mogę i wciąż dochodzę do tego samego strasznego i przygnębiającego wniosku - ŻE NIC NIE MOGĘ....
Chyba tego właśnie świadomośc tak strasznie rozrywa mnie na kawałki - świadomość stania w miejscu, choć czas płynie przecież, świadomośc własnej niemocy wobec mojego życia i rzeczy które mnie spotykają.

Zadawanie sobie tego pytania - CO ROBIĆ BY ZATRZYMAĆ TEN ROZWÓD, BY ZATRZYMAĆ JEGO??? nie pozwala mi normalnie kroczyć pośród ludzi. Idę i myślę, siedzę i myślę, jadę i myślę, płaczę i myślę.

Wołam o jakąś odpowiedź ale z nikąd nie mam odpowiedzi - i wiem że na te pytania nikt mi jej nie udzieli :(((

Czuje jak cenny czas bycia razem, bycia odziną, bycia przy wspólnym stole przelatuje mi przez palce, przecieka choć mocno je zaciskam, niemal do krwi...

Nie chcę ciagle czuć ze żyję tylko dlatego ze odczuwam ból...
Bo tylko tyle terz odczuwam - nic oprócz bólu i niemocy :(
undset1
 
Posty: 142
Dołączył(a): 7 gru 2008, o 20:04
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez iwox » 17 lut 2009, o 21:50

Kochana! Uwierz, to z czasem naprawdę mija; powoli, bardzo powoli, ale mija. Nie wierzyłam w te wszystkie rady, a byłam w podobnej sytuacji. Doskonale wiem co czujesz, ten żal, którego nie da się opisac, ta niemoc. Przechodziłam przez to samo i ... przeszłam, zyje, oddycham, a wydawało mi się, że to koniec świata. Wszyscy Ci radzą naprawde bardzo mądrze, czas, czas, czas. to takie banalne powiedzenie, ale naprawde bardzo prawdziwe. I kolejne prawdziwe" nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło". Zdaję sobie sprawę, że nie widzisz teraz światełka w tunelu, ale ono się w końcu pojawi. daj czasowi czas. Trzymaj sie dzielnie, wiem ze sobie poradzisz.
PS. Mi osobiście troche pomagało czytanie książek oraz dużo snu
Pozdrawiam
iwox
 
Posty: 59
Dołączył(a): 13 paź 2007, o 21:02

Postprzez undset1 » 18 lut 2009, o 21:33

Podobno istnieje moment w którym przełamuje się dusza. Pęka jak kość w udzie. Można naginać ją tylko do pewnego momentu, a potem pęka. Czy myślicie,że serce usłyszy ten trzask i tak kończy się miłość??

bardzo bym chcaiał ten trzask usłyszeć, moze dziś wieczór?? :( nawet dzis wieczór :(
undset1
 
Posty: 142
Dołączył(a): 7 gru 2008, o 20:04
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez woman » 19 lut 2009, o 12:42

undset, przytulam Cię mocno

bardzo mi przykro, że tak cierpisz :(

czasem trzeba "umrzeć" z miłości aby potem narodzić się na nowo

:pocieszacz:
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Postprzez Filemon » 19 lut 2009, o 13:24

undset, czy według Ciebie miłość, to... choroba?! bo ja czytając Twój wątek właśnie widzę, jak pakujesz się w chorobę = depresję (takie przynajmniej jest moje osobiste wrażenie)

coś tu nie gra - wielkie, piękne, wartościowe uczucie, które... zniszczy Ciebie a być może również Twoje dziecko??! (siłą rozpędu, niczym lawina...)

coś tu nie tak - być może miłość to jedno a cały ten wór z rozmaitymi innymi uczuciami i emocjami, który jakby dźwigasz na plecach, czy też ciągniesz za sobą i który zaczyna Ci ciążyć ponad siły i ściągąć Cie w przepaść ku zgubie, to może jednak nie jest miłość...? - tylko jakiś Twój poważny wewnętrzny problem, z którym warto by się zmierzyć (być może w asyście jakiegoś pomocnika...?), zanim Cię to rozwali jeszcze bardziej...

nie daj się i walcz - dla siebie, o siebie i dla dziecka... bo MOIM OSOBISTYM ZDANIEM... to co się z Tobą zaczyna dziać, to nie jest żadna miłość... :-/ za to coraz bardziej zaczyna to przypominać chory stan ducha, w który się człowiek zapada i męczy...

przepraszam z góry, ale obecnie bywam tu dosyć rzadko i mogę nie mieć możliwości ewentualnego odpisania przez najbliższe dni...

pozdrawiam Cię serdecznie i trzymam kciuki!
Avatar użytkownika
Filemon
 
Posty: 3820
Dołączył(a): 2 gru 2007, o 20:47
Lokalizacja: Matka Ziemia :)

Postprzez undset1 » 19 lut 2009, o 21:58

jeszcze jestem na tyle przy zmysłach by wiedzieć że to co przeżywam jest chore :)

masz rację drogi filemonie - najgorsze w tym wszystkim jest jednak że nie tak łatwo uwolnić się od tego cięzaru - zalega na plecach, przytłacza - jakby ktoś położył coś olbrzymiego na naszych barkach a my nie możemy tego zrzucić...

walczę .. jak mogę ... i jak potrafię - również przy pomocy tego forum - inaczej nigdy by mnie tu nie było :(

a czy to miłość - nie wiem - może trochę chora lae jednak chyba miłość ... :(
niestety dla mnie :(
undset1
 
Posty: 142
Dołączył(a): 7 gru 2008, o 20:04
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez ewka » 19 lut 2009, o 22:58

Człowiek ma siłę jak koń... to, co nie do wyobrażenia okazuje się do przeżycia. I nawet się ten pokurczony zdarzeniami człowieczek odradza, nabiera sił, uśmiech wraca... trzeba "tylko" to wszystko najpierw wyboleć.
:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez undset1 » 20 lut 2009, o 21:39

przeczytałam watek wspomnieniowo - przykro że aż tyle zlamanych losów..

dzisiaj jechałam bardzo wcześnie do pracy i odwróciłam głowę w kierunku mocno wschodzącego słońca - i choć pomyslałam o nim... pomyślałam też jak przyjemnie grzeje twarz :)

To pierwsza od dawna optymistyczna myśl... tyle malych kroczków jeszcze choc wydaje mi się ze drobię w miejscu
Dzięki waszym czasem mocnym, czasem miłym słowom jest lżej :)

a niedługo pewnie trafia do mnie papiery rozwodowe - złożone 4 lutego. Numer 429/2009. Czy to ozacza że tyle osów w ciągu miesiąca w jednym mieście złożyło papiery rozwodowe ??? załamka :(
undset1
 
Posty: 142
Dołączył(a): 7 gru 2008, o 20:04
Lokalizacja: Gdańsk

Postprzez Szafirowa » 21 lut 2009, o 14:05

Nie, to oznacza, że tyle odbyło się spraw na wokandzie Sądu Rodzinnego od początku roku.
Nie tylko wyłącznie rozwodów.

Piękne jest to co napisałaś o słońcu, myślę że Twoja dusza poruszyła się i wyciąga się teraz w Tobie w stronę ciepła, światła, słońca ...
Avatar użytkownika
Szafirowa
 
Posty: 774
Dołączył(a): 21 maja 2007, o 22:30
Lokalizacja: Wro

Postprzez ewka » 21 lut 2009, o 22:45

Grzeje... i coraz bliżej wiosny :kwiatek2: :kwiatek2: :kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez undset1 » 22 lut 2009, o 20:02

hm... nie wiem czy chce wiosny :(
mieszkam na osiedlu z mnóstwem młodych par z dziećmi - wylezą jak robaczki do słońca - :( :) wtedy będzie ciężej

nie wiem czy to jakiś przełom ale pomału zaczynam myśleć inaczej...
mąż mojego brata też się rozwodzi - to jego czwarte małżeństwo - chłopaki się teraz bardzo kontaktują, wspierają no bo w końcu obaj sie rozwodzą - wcześniej ich kontakty określiłabym jako mniej niż poprawne...

mam kontakt z moją szwagierka - cierpi i powtarza to co ja kilka miesięcy temu .. a ja powtarzam to co mówiłyście wy...

dziś kiedy nadchodzi tęsknota wyobrażam sobie męża ze ściągnietymi gaciami przed uczennicą, z którą mnie zdradzał... i choć to drastyczne - bardzo pomaga..

i wiecie... myślę, że może on nie dawal rady z ładna :) kobietą, której w życiu wszystko przychodziło łatwo, która go utrzymywała.. może potrzebuje jakieś miernoty wpatrzonej w niego jak w obraz... ???

sama nie wiem,,, wiem że dzis pierwszy raz pomyślałam, że na mnie nie zasłużył, że juz mu sie nie należę, i że nigdy nie poprosze by wrócił

mineły dwa tygodnie odkąd chciałam rozwalić ten zasrany samochód - od tamtej pory nie piszę, nie dzwonie - koniec upokorzeń...

napisałam do niego list, jest w nim wiele miłości i tęsknoty... ale noszę go tylko w torbie i wiem, juz teraz wiem, ze nigdy go nie wyślę :(
undset1
 
Posty: 142
Dołączył(a): 7 gru 2008, o 20:04
Lokalizacja: Gdańsk

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 272 gości