macie całkowitą rację.
blue66, bardzo trafnie go opisałaś. Z mojej strony była chęć postrzegania związku jako "my", a dla niego liczy się wciąż tylko jego "ja".
- Powiedział, że nie ma zamiaru się zmieniać - stwierdził, że podczas naszej poprzedniej rozmowy, kiedy tłumaczył mi, że jest "złym człowiekiem" nie mówił tego ot tak, ale ja wtedy nie traktowalam tego poważnie albo myślałam, ze go zmienię.
- Potem jeszcze tekst o tym, że walka byłaby tylko z mojej strony... "on nigdy nie walczył... nie! raz walczył - kiedy kochał dziewczynę a ona miała wyjść za innego. Wiedział, że gdyby chciał, to mógłby sporo namieszać. ale zacisnął wtedy zęby i walczył ze sobą, i od sierpnia ona jest szczęśliwą mężatką"
tak, niech zajmie się swoją karierą i niech znajdzie kogoś, kto mu będzie pasował. Mam wrażenie, ze będzie to taka sama sztywniara jak on.
Muszę spojrzeć na siebie i moje priorytety - tylko muszę je najpierw odnaleźć... nigdy nie przemyslałam moich priorytetów... co jest dla mnie najważniejsze, czego ja chcę i czego oczekuję od życia i od partnera.
Problem w tym, że od zawsze miałam problem ze znalezieniem partnera. Kiedy komuś się podobałam, on absolutnie nie podobał się mnie, a jeśli byłam w stanie spojrzeć na kogoś przychylnym okiem, ten ktoś zupełnie nie zwracał na mnie uwagi. Dlatego moi znajomi uważają mnie za osobę za bardzo wybredną, a to jest wada. Wiadomo przecież, że jak ktoś za dużo wybiera i przebiera, to w końcu zostaje sam. Przez większość życia byłam więc sama. Zaczęłam się bać, ze nigdy nikogo nie znajdę, jak tak dalej pójdzie.... no tak, mam tylko prawie te 22, ale nie widziałam możliwości zmiany sytuacji, jak do tej pory zawsze było tak samo.
Kiedy poznalam X, wydał mi się cudem, bo po pierwsze spodobał mi się od razu z wyglądu, po drugie świetnie mi się z nim gadało... drugiego dnia znajomości przesiedzieliśmy w moim pokoju, gadając o wszytskim, 10 godzin - od 7 wieczór do 5 rano. To było coś wspaniałego... normalny, INTELIGENTNY facet który potrafi zrobić tak, że czas spędzony z nim nie uważam za stracony, jak miałam w przypadku z większością facetów.
Plus to co zaszło między nami... weszliśmy od razu w taki zaawansowany etap, głęboki. To sprawiło, że poczułam się z nim bardziej związana, że znam go od dawna, nie od kilku dni. Nagle było między nami tyle bliskości - której tak mi brakowało.
Co więcej, starał się, chciał żebym była zadowolona, chciałam jechać na wycieczkę nad morze (kawałeczek stąd) - jechaliśmy, chcialam jechać na zakupy czy żeby przyjechał po mnie bo nie chce mi się iść na piechote - zaraz był. Widziałam, że mu zależy, że zaczyna mi się tłumaczyć ze swojego życia (np. upewniać że koleżanka to tylko koleżanka, choć ja o nic pretensji nie miałam
)
opowiadał mi szczegóły ze swojego dnia na uczelni, opowiadał o swoich znajomych, wszystko takie szczere, proste i piękne. Nie było żadnych kłopotów. Plus tego jest człowiekiem honorowym i wiem, że nawet teraz jakbym miała kłopoty i poprosiła go o pomoc, to - chyba - pomógłby mi od razu.
To dlatego taki szok przeżyłam i bunt, gdy zdarzył się ten piątek i ta reakcja... bo zupełnie go nie poznałam w tym co mówił... no może przypomniały sie te frazy o tym, jakim to jest "złym człowiekiem"
bół jest w tym, że on nie chce asystować w moim "rozwoju osobistym" i przemianach, bo to zbyt "męczące". nagle wszystko straciło dla niego znaczenie...
sorry że tak męczę ten temat, chciałam to sobie ostatni raz podsumować i zrozumieć... no i podsumowałam, ale dalej nie zrozumiałam, dlaczego
tak, zimna kalkulacja, ślepe zapatrzenie w siebie i tylko czubek własnego nosa. On i jego postrzeganie rzeczywistości.
Ach, jak chciałabym żeby nie ułożyło mu się z żadną laską... niech do niego dotrze, że samego siebie też trzeba zmieniać i naginać
No a ja znów zostaję sama ze swoją wybrednością. Dziwne to tylko ze jak z rzadka znajdę partnera to już moje priorytety (zresztą nie określone na poziomie świadomym) nie mają znaczenia... bo wiem, że chcę z kimś być i że trudno jest, bym do faceta poczuła pociąg i wielu od razu odrzucam, więc jak już poczuję to staram się, żeby to trwało i chcę się dostosować.