---------- 10:15 13.02.2009 ----------
nie chcę liczyć ani na kawałek domu ani na kawałek emerytury - pracuję zarabiam umiem zadbać o własny byt i chcę to zapewnić mojej przyszłej zonie - jak wyjeżdzamy gdzieś np na wspólny urlop, do rodziców narzeczonej, nic mi nie przeszkadza tzn. mam wewnetrzny spokój ze czegos nie zrobiłem albo zle to zrobiłem bo wiem ze nikt mi tego nie skontroluje np. matka ale jak jestesmy w domu to "boję się" ale w domu nawet jesli cos zostawię na później to matka przyjdzie zrobi to za mnie i jeszcze mi wypomni ze zle to zrobiłem (mimo ze za chwile to zrobię sam). wiem ze trochę to zakręciłem ale prosty przykład: ja z narzeczona jemy obiad po 1 daniu wynoszę naczynia do zlewu i je zostawiam - aby za chwilę 5-7 minut umyć całość ja albo moja narzeczona. W tym momencie wchodzi mama do kuchni (nie pomagaja tłumaczenia ze za chwilę to zrobimy tylko zjemy drugie danie) i zaczyna zmywać po nas naczynia - mam dosyć takiego traktowania. Nie jestem małym dzieckiem które treba prowadzić za rękę całe zycie. Tylko szukam odpowiedzi skąd u mnie tyle "wdzięcznosci" matce. wiem że kazda matka dla swojego dziecka chce najlepiej ale chyba nie może wybierać mu życia, narzeczonej, zony itp. Wkurza mnie to że nawet jesli sam posprzątam w domu to ZAWSZE jest źle bo nie tak jakby mama to zrobiła mam tego dosyć dlaczego. Jak miałem 21 lat zmarł mój tato, 13 lat miał sparalizowana połowę ciała po wylewie widziałem jego chorobę starałem się zrozumieć jego złość ze swojej niemocy. Przez ostatnie 2 lata zycia taty opiekowałem się nim sam (mama pojechała za granicę zarabiać) radziłem sobie prowadziłem cały dom prałem gotowałem, sprzatałem i wszystko było ok DLACZEGO TERAZ JAK ROBIĘ TO SAMO (wiele nauczyła mnie narzeczona) to jest źle. Dlaczego jak kiedyś zmywałem naczynia to było dobrze a teraz matka poprawia po nas wszystko. Ciągle tylko pokazuje że ona wszystko robi najlepiej - ostatnio zauważyłem na obudowie monitora w naszym pokoju ślad palca po kurzu (nie jestem jakimś brudasem) ale też nie ganiam ze ściereczką codziennie - razem z narzeczona pracujemy, wracamy późno czasami nie chce nam się nawet iść na spacer - dlaczego matka wszystko kontroluje pokazuje wszystkim ze jesteśmy niezaradni zyciowo dlaczego nie pozwoli zyc własnym zyciem - przecież to nasze zycie jak go sobie ułozymy tak będziemy żyli. W tej chwili boję sie tego gadania nie potrafię powtarzać jak zdarta płyta ze to moje zycie i chcę życ po swojemu - nie mam już na to siły. Mam dosyć ciągłej krytyki, ciągłego sprawdzania nas. A z drugiej strony nie potrafię odszczeknąć odgryźć się. NIE POTRAFIĘ, CHCĘ ALE NIE POTRAFIĘ wolę dusić to w sobie spuścić wzrok przemilczeć i nie powiedzieć ani słowa bo wszystko co powiem zawsze jest inaczej interpretowane.
---------- 10:18 ----------
tenia554 napisał(a):Mnie zainteresowała sprawa domu.Jeśli matka zapisała Ci go w testamencie,to może zmienić swoją decyzję,jeśli przekazała go darowizną to aby Cię wydziedziczyć musiałaby mieć mocne argumenty przeciwko tobie.A to nie jest łatwe,bo musiałaby udowodnić w sądzie.Nie mniej jednak to ona póki żyje jest właścicielką tego domu.Ale to nie oznacza że może Was tak traktować.I wiele zależy od twojej postawy.To nie twoja dziewczyna powinna się z nią wykłócać,tylko ty powinienieś poczynić ustalenia ze swoją matką i ograniczyć jej wtrącanie się do waszego życia.
Trochę to inaczej wygląda mieszkaliśmy kiedyś w wynajetym domu własciciel chicał go sprzedać a rodzice postanowili kupić ten dom z racji ze skonczyłem 18 lat oni dali kasę ale to ja byłem stroną kupującą dlatego to moj dom ale tylko na papierze.