wyszlam ze zwiazku w ktorym kochalam za bardzo

Problemy z partnerami.

Postprzez smerfeta » 31 sty 2009, o 17:46

witam Was. Dziękuję za słowa otuchy, wiem, że moja sytuacja jest bezsensowna i ciężko co kolwiek mi poradzić.

A jest taka właśnie przeze mnie... Nie rozstaliśmy się , ten koszmar trwa od kilku dni, ciągłe kłótnie, obietnice bez pokrycia, o których wiem, że są całkiem puste, a jednak nie potrafię się od niego uwolnić. Przyrzeka, że już nigdy więcej nie weźmie, a następnego dnia znajduję w jego rzeczach działkę... Nie potrafię się rozstać. Obiecuje, że skończy z tym, musi mieć tylko parę dni wolnych, a ja widzę jak przychodzi do domu naćpany....Dalej nie potrafię się rozstać. Proszę go, żeby się wyniósł jeśli ma odrobinę honoru, a on po chwili wraca i pyta się czy to koniec

Nie moge już tego wytrzymać, jego ciągłego wracania i pytania się czy to już ostatecznie, nie mogę przez niego normalnie funkcjonować... Nie potrafię w po raz setny go błagać. Kiedy wszystko się kończy, najem się tabletek uspokajających i jest na moment spokój on myśli, że jest tak jakby nic się nie wydarzyło....

Nie wiem już co robić, mam taki plan, że kiedy go nie będzie zadzwonię po kogoś z dużym autem kto zabierze jego rzeczy i więcej mie nie zobaczy.....
Avatar użytkownika
smerfeta
 
Posty: 37
Dołączył(a): 28 lis 2008, o 01:36

Postprzez Samara » 1 lut 2009, o 04:06

smerfeta napisał(a):Proszę go, żeby się wyniósł jeśli ma odrobinę honoru, a on po chwili wraca i pyta się czy to koniec.
(...)
Nie wiem już co robić, mam taki plan, że kiedy go nie będzie zadzwonię po kogoś z dużym autem kto zabierze jego rzeczy i więcej mie nie zobaczy.....


Właśnie tak zrób. Właśnie tak. To jest zajebisty plan. Nie możesz kierować się w tej sytuacji sercem - musisz się kierować tylko i wyłącznie rozumem. Pomyśl - czy dalsze bycie z tym człowiekiem może przynieść ci coś dobrego? Czy przynosi ci wewnętrzny spokój, stabilizację, radość? Jestem pewna, że żadnej z tych rzeczy nie masz i nie zanosi się na to. Dlatego naprawdę, musisz to skończyć. Będzie Ci ciężko, przemęczysz się okrutnie, ale to jedyna droga. Z tej sytuacji naprawdę nie ma innego wyjścia... Przynajmniej ja go nie widzę.

Mówisz o tym, że on nie ma odrobiny honoru. Więc ty go miej. Miej honor aby odejść i szacunek by ratować samą siebie.


kasiorek43 napisał(a):Powiem Wam jeszcze, że jak tak na to wszystko patrze, to wychodzi mi na to, że my, które kochamy za bardzo nie znamy miłości prawdziwej i zdrowej. Zastanawiam się czy ja w ogóle potrafię kochać tak normalnie i dochodzę do wniosku, że nie, bo nikt mnie tego nie nauczył. Kieruję się nabytymi odruchami i popadam w uzależnienie od drugiej osoby. To akurat mnie bardzo przerasta.


Ano to jest niestety prawda. Nie znamy tej miłości, ale to wcale nie znaczy, że nie umiemy... Co to znaczy "umieć" kochać... A gdzieś tego uczą? bo jesli tak to ja chyba się zapiszę na jakis kurs... Kasiorek, myślę, że na pewno umiesz. To, że ci teraz nie wyszło, nie znaczy wcale, że nie umiesz...
Ja też nie miałam żadnych wzorców - całe życie napatrzyłam się piekło małżeństwa moich rodziców - na ojca skurwiela który zdradzał moja mamę z kim popadnie. Jednak ja taka nie jestem i nie będę. To był wzorzec, a raczej taki anty wzorzec - dzięki temu wiem, czego bym nigdy nie zrobiła. Też o miłości nie wiem w zasadzie nic - o tym jak to jest w ogóle być związku - nie mam zielonego pojęcia, bo nigdy nie byłam... Też kiedy przypomnę sobie siebie jeszcze ten rok temu - byłam uzależniona od tego człowieka całkowicie. Teraz gdy sobie o tym myślę, to mnie samą to przeraża. Ale to już za mną. Dziś choćbym go spotkała na ulicy - nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Dobrze, że dziad został w tej warszawie - nie będzie już żadnych okazji do spotkania się gdziekolwiek.
I też nie wiem co niesie przyszłość. Ba, czy w ogóle cokolwiek niesie... Ktoś mi ostatnio powiedział: "zobaczysz, poznasz jakiego normalnego chłopaka, wszystko ci sie ułoży". A co jesli nie spotkam? Tyle lat nie spotkałam to dlaczego teraz miałoby być inaczej? Czasem jestem już tak zrezygnowana...

Od dwóch dni jestem już w domu. Za warszawa nie tęsknię wcale, no może poza moją najlepszą pod słońcem współlokatorką z akademika - złota dziewczyna. Odprowadziła mnie na dworzec, spłakałyśmy się obie, no masakra była. Ale oprócz Kasi to nie czuję braku niczego.
Jakoś dziwnie mi. Jestem w moim mieście, wreszcie. Ale ciągle chyba nie dociera do mnie, że jestem tu już na stałe, a nie jak dotychczas na chwilę. Ciesze się, że tu jestem, a raczej staram się cieszyć, ale jeszcze jakoś nie umiem wykrzesać z siebie radości. Na razie zajmuję się wszystkim co tylko pozwala przestać myśleć - rozpakowuję walizki, sprzątam. Moją dzisiejszą "atrakcją" było pranie :/ no i jeszcze spacery z psem... Chciałam gdzieś wyjść, pogadać z kimś - moi znajomi albo pracują albo się uczą - sesja niestety. W sumie nie dziwie się, więc nie mam czelności być nachalna. Może jutro pójdę do knajpy z koleżanką, może jakoś się "rozruszam".

Bo póki co, czuję się strasznie osamotniona.
Samara
 

Postprzez Księżycowa » 4 lut 2009, o 22:55

---------- 12:33 01.02.2009 ----------

A widzisz moją dzisiejszą atrakcją będzie sprzątanie :wink: .

Smerfeto zgadzam się z Samarką. Pokaż mu, że masz swój honor i swoją godność. Co prawda w niektórych przypadkach to trudne, bo on wraca mimo zerwania. Np. u mnie... ale jak pomyślę o swojej złamanej karcie sim i innych rzeczach po takim czasie. Naprawdę dystans wychodzi na dobre. Niezależnie czy jeszcze w tym tkwisz, czy już nie. Więc życzę powodzenia i daj znać co postanowiłaś...

anpt przepraszam, ale do kogo kierowałaś swój post, bo jeśli do mnie, to nie chciałabym Cię, jak to się mówi - olać a nie jestem przyzwyczajona do pozytywnych słów, więc przepraszam za takie pytanie.

Cały czas czytam ,,Kobiety......." powiem szczerze, że cała sytuacja staje się po prostu skomplikowana. K stara się jak może, spędza ze mną mnóstwo czasu. A będąc z nim przez ten właśnie czas wiem, że to wszystko, to tylko na chwilę... Nadal ma swoje wejścia i albo obraca je w żart, albo zachowuje po prostu normalnie. Jakby nic się nie stało. Najgorsze, że nie widzi problemu... Nie widzę swej przyszłości z nim. Nie czuję bezpieczeństwa, nie mogę mu zaufać. A najgorsze jest to, że nie potrafię być przy nim sobą. Wczoraj to odczułam. Ostatni raz byłam w pracy i nie mogłam wyjść. Wszyscy mnie zatrzymywali i to było takie miłe... :) . A K po mnie przyjechał i długo musiał czekać, bo wszedł do sklepu. Wiecie, że poczułam się drętwo. Wystraszyłam się, że będzie zły. Nie był, ale ostatnio czuję się przy nim jakbym była zła. Jakbym poznawała swoje złe strony. Jakbym była egoistką. Nie krzyczy już i rzadziej wpada w furie, ale czy to nie jakaś kolejna zagrywka? Czuję się nie pewnie, jestem zdystansowana. Na jego temat, to tyle. Nie przejmuję się już tak, bo opadło wszystko ze mnie jest mi bardziej obojętny. Niby się zmienił, ale to nie to. Nie ma tej bliskości, która jest potrzebna i zastanawiam się czy ona by coś zmieniła. Chciałabym wtedy. Ale to raczej nie jest możliwe.

Jeśli o mnie chodzi, to patrzę a siebie i swoje życie osobno i chyba na dobre mi to wychodzi. Po cichutku myślę o jakichś zamiarach, staram się powoli regenerować, ale też daję sobie czas i przede wszystkim skupiam się na psychoterapii. Oczywiście pluje sobie w twarz za zawalenie szkoły i prawa jazdy, niestety tu się nic nie zmieniło - nadal uważam, że się do tego nie nadaję... I to mnie akurat dołuje... ale wiem, że teraz nie mogę, że to nie jest dobry moment, że teraz to nie wyjdzie. Będę musiała jakoś wytłumaczyć się instruktorowi od prawka i to mnie przeraża, bo chyba jest zły o to przeciąganie. :bezradny: .

A propo domu, to ja akurat chciałabym się wyprowadzić. Duszę się tu. Szczególnie, gdy widzę zachowanie ojca. Tak chciałabym, by był inny. Nigdy nie miałam z nim kontaktu i to już się nie zmieni. Ja już chyba nie potrafię. Czuję się strasznie zakłopotana i skrępowana.

Nie wiem co to dalej będzie. Jutro zaczynam pracę w nowym miejscu i strasznie się denerwuję. Mam nadzieję, że jakoś mi pójdzie...

Co się stało z Inką i onelove? Dajcie znać co u Was. Jak się trzymacie....?

---------- 21:55 04.02.2009 ----------

Wątek chyba padł a szkoda, bo bardzo mi go brak. Coś mi ciężko nadal. Najgorsze, że nie widzę wyjścia z sytuacji. Jakby wszystkie drzwi wokół były pozamykane.
A on? Hmmm... jesteśmy niby razem, ale właściwie osobno. Nie przypomina mi to związku. On pojawia, za chwilę go nie ma. Nie mam poczucia pewności i stabilności. Nie mamy wspólnych celów... Można by długo wymieniać a o bliskości i czułości nie ma co wspominać.

Dziewczynki brak mi Was. Piszcie co słychać... Może ktoś się dołączy??
Księżycowa
 

Postprzez inka » 7 lut 2009, o 15:32

kasiorku moj drogi, melduje sie ze jestem ;). Nie bylo mnie chwile, bo teraz jestem zajeta (choc nie mam zbyt wielu zajec ;/) zamiataniem w swoim zyciu, konstruowaniem nowych planow na zycie i podejmowaniem decyzji co dalej. A mysle nad wyprowadzka do innego miasta, musze tylko troche kasy uskladac, bo jestem splukana i znalezc w miare spoko prace tam, to podstawa. Ex luby sie odezwal ostatnio, napisal mi zyczenia na urodziny, podziekowalam i na tym sie skonczylo. Zaczynam dochodzic malymi kroczkami do wniosku ze zakonczenie tego to byla jedna z najlepszych decyzji w moim zyciu. Bo inaczej to dalej bym sobie torowala droge do szczescia, a teraz przynajmniej mam na to szanse.

Najgorsze, że nie widzi problemu... Nie widzę swej przyszłości z nim. Nie czuję bezpieczeństwa, nie mogę mu zaufać. A najgorsze jest to, że nie potrafię być przy nim sobą.

Wiesz co ja mam wrazenie ze Ty jestes nieszczesliwa, a zwiazek przeciez powinien uskrzydlac, dodawac sil. Myslisz juz o sobie bez niego, ale jednak nie powiedzialas jeszcze ostatniego slowa. Ja nie wiem czy cokolwiek da sie jeszcze zrobic z tym zwiazkiem, majac jakies doswiadczenia na koncie musze stwierdzic ze mysle ze nie i w dodatku nie warto, szkoda zycia. Nie potrafisz byc soba przy nim bo chyba ciagle czujesz sie zagrozona, a jak czlowiek ma sie otworzyc, ciagle spodziewajac sie czegos zlego, bo chyba nauczylas sie ze po nim mozesz sie spodziewac wielu rzeczy. Ja Ci nie bede mowic co masz robic, bo Ty najlepiej wiesz co jest dobre dla Ciebie. Ale ja bym na twoim miejscu temu panu powiedziala juz dziekuje ale juz nie chce..Kurcze trzymam bardzo kciuki za Ciebie, zobacz niedlugo przyjdzie wiosna, wszystko znowu obudzi sie do zycia i zycze Ci zebys ten obudzila sie do nowego lepszego zycia, bo na takie zaslugujesz :*
Avatar użytkownika
inka
 
Posty: 111
Dołączył(a): 15 wrz 2007, o 20:15
Lokalizacja: Zagłębie/Śląsk

Postprzez Księżycowa » 8 lut 2009, o 00:00

Ineczko miło, że wróciłaś! :) .

Właśnie dziś coś się ze mną stało. Wczoraj znów dał mi tylko wszystko, co najgorsze i tym razem powiedziałam, a właściwie napisałam mu, że nie chcę go więcej widzieć, że nie ma przyjeżdżać, tylko ewentualnie po resztę swoich rzeczy. Dziś dzwonił, ale nie odbierałam ani razu, nawet wyłączyłam tel. Chciał się jutro zobaczyć, ale powiedziałam, że nie ma mnie i po rzeczy może wpaść w poniedziałek. Najbardziej się boję, że zabierze mi króliczka, bo niby kupiliśmy go razem, ale ja nie chcę mu go oddawać. On i tak nie będzie mógł się nim zająć. Poza tym z moim się już przyzwyczaiły do siebie. Nie wiem jednak jakie akurat tym razem będzie jego nastawienie. Widzę, że znów chce mnie ogłupić, sam zdecydować, że zostaje, ale gdy zaczął o czymś ze mną rozmawiać, przerwałam powiedziałam, żeby przestał, że to już koniec. Powiedział, że i tak jutro przyjedzie. Napisałam, że nie ma mnie i w poniedziałek. Znów wydzwaniał - nie odebrałam...

Jeżeli chodzi o mnie, to staram się brać za siebie, ale powoli. Wczoraj wpadłam w wir sprzątania. Później kąpiel i spać. Dziś zadbałam o paznokcie, zrobię sobie maseczki. Takie małe SPA sobie urządzam. Potrzebuję samotności i odpoczynku. Czasu na zrozumienie u poukładanie tego wszystkiego. Przede wszystkim chcę być ,,zdrowa". Spotykać ,,zdrowych" facetów i stworzyć zdrowy związek a najpierw koniecznie muszę zająć się sobą, zadbać o siebie i pokochać siebie.

A od 12 marca rusza nowa grupa początkowa tańca w jednej ze szkół tanecznych w moim mieście i mam zamiar się zapisać. Wrócić do tego, co mnie pociąga a z czego przez niego zrezygnowałam. Mam nadzieję, że wytrwam w postanowieniu, że uzbieram dostatecznie dużo wiary w siebie, by to zrobić. Co jeszcze? Czytam tą książkę i coraz bardziej rozumem, że to nie była żadna miłość, tylko rodzaj ucieczki, uzależnienia... Każde z nas potrzebowało kogoś do usprawiedliwienia. Wstrząsnęło to mną. Przecież na samym początku byłam szczęśliwa i on był ok. Nie zauważałam nic podejrzanego... Dla mnie to szok, tyle dowiaduje się o sobie.

Powiem Wam, że boję się go. Nie wiem na co wpadnie, ale wiem, że do samochodu już nie wsiądę.

Cieszę się Inko, że się zbierasz, że dajesz radę. Trzymam za Ciebie kciuki i wierzę, że Ci się uda i ciekawi mnie też co u dziewczyn.
Już myślałam, że nasz temat padł, ale mam nadzieję, że jeszcze trochę pociągnie :wink: . Pozdrawiam Ciepło.
Księżycowa
 

Postprzez limonka » 8 lut 2009, o 00:30

kochany kasiorku,
sledze watek choc razdko pisze..ciesze sie BARDZO ze w koncu zrozumialas ze tak dalej zyc nie mozna, ze to chore i toksyczne i zaczynasz mowic pierwsze NIE:):) TO PIERWSZY KROK DO OZDROWIENIA:) trzymam za ciebie kciuki!!!!

ps.powodzenia w tancu KONIECZNIE sie zapisz:):) buziaki dla dzielnej kobitki:)
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez Księżycowa » 8 lut 2009, o 00:50

Limonko miło, że obserwujesz cały czas moją sytuację. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale na jednym już się chyba raz odezwałaś na moim wątku. Dziękuję za zainteresowanie i mam nadzieję, że będzie lepiej. Pozdrawiam Ciebie Kochana :buziaki: .
Księżycowa
 

Postprzez inka » 8 lut 2009, o 20:50

kasiorku jestem z Toba i mocno trzymam kciuki zebys sie nie ugiela :*. Masz racje trzeba sie zajac soba, zadbac o siebie, bo my teraz jestesmy najwazniejsze nie jacys tam beznadziejni faceci. Zaslugujemy na cos wiecej od tego zycia. Ja nie wracam juz do ksiazki, przeczytalam raz i zrobila na mnie takie wrazenie ze nie chce sie juz wiecej tak sparzyc, a do tej pory jak glupia trwalam w tym ogniu, straszne. Nic sie nie boj jestesmy z Toba.
Kurcze wydaje mi sie ze aktywny tryb zycia sprzyja temu zeby wyjsc z tego dolka, dlatego jestem za wszelkimi aktywnosciami. Ja mam zamiar zaczac chodzic na silownie. Jutro zaczynam staz, to w koncu sie zajme czyms, bo to siedzenie w domu nie wplywa na mnie zbyt dobrze.

Dziewczyny ja juz skonczylam 25 lat aaaaa ;)

p.s gdzie jestescie dziewczynki, co tylko my tu z kasiorkiem i samarka tylko zagladamy, ujawniac sie ;)
Avatar użytkownika
inka
 
Posty: 111
Dołączył(a): 15 wrz 2007, o 20:15
Lokalizacja: Zagłębie/Śląsk

Postprzez Księżycowa » 10 lut 2009, o 11:41

---------- 22:30 09.02.2009 ----------

100 lat i wszystkiego naj Inko.

Jestem w jakimś dziwnym stanie. Wczoraj przepłakałam pół nocy a dziś czuję straszną pustkę i jego brak. Najchętniej poprosiłabym go, żeby poszedł się leczyć, żeby się postarał. Ale przecież to nie możliwe. Czuję się winna, ta zła, ta okropna a on wydaje mi się taki biedny... Może to ja zawaliłam? Ale co miało znaczyć ciągnięcie za włosy, szarpanie i wyzywanie? Może go po prostu sprowokowałam? Nie, co ja gadam? Sama nie wiem. Czuję się winna. To wszystko moja wina, gdyby nie moje problemy. Czuję się taka żałosna i samotna. Czuję, że nic nie osiągnę, że do niczego się nie nadaję, że nikogo już nie pokocham. On dla mnie jest najukochańszą osobą pod słońcem. Rozumiem książkę i to wszystko co jest w niej napisane, ale czuję coś innego... Nie wiem co robić...

On proponuje ograniczanie kontaktów i tym podobne rzeczy. Ale co to za związek? Sensowną propozycją byłoby leczenie i ograniczenie kontaktów a tak... To jaki to ma sens??

---------- 10:41 10.02.2009 ----------

I powiem Wam, że po wczorajszym koszmarnym dniu pracy, potrzebowałam kogoś, kto będzie przy mnie, bo czułam się tak beznadziejnie. Szłam do domu na przystanek, z którego dopiero za 30 min odjeżdżał kolejny autobus i ryczałam ja wół. A on proponował wielką ugodę i wiecie co? Nawet nie zadzwonił zapytać jak minął mi ten dzień. A przecież tak dobrze wiedział, że po przeniesieniu ciężko iść mi do pracy. I co? To jest ten, któremu tak zależy? Dziękuję albo terapia, albo trudno. Jest i przykro, że muszę to zrobić, ale to będzie koniec, choć boli jak cholera. Na każdego wczoraj ktoś czekał, na mnie nie... Jego znów nie było, gdy go potrzebowałam. Na co to są dowody? Na nic dobrego na pewno.

Dziewczynki jak Wam się wiedzie?
Księżycowa
 

Postprzez onelove » 10 lut 2009, o 22:15

chociaz nie ma mnie tu od pewnego czasu, to wierzcie mi, nadal cierpie., ni mamy kontaktu ze soba w ogole....ostatnio on pytal mojego brat czy moglby wpasc na weekend do nas tak jakby zapomnial, ze ja mieszkam z bratem..bo on jest z innego miasta oczywiscie..czy on oszalal? mysli, ze juz mi przeszlo i potrafie przebywac w jego towarzystwie z powodu glupiego widzimisie? albo sie pogodzil z tym rozstaniem juz i nie zdaje sobie sprawy jaka mi przykrosc zrobi, albo mu wrocilo po tym jak przelecial nowa dziewczyne i porownal ja ze mna i zatesknil..tak czy siak pytanie od niego skierowane do brata spowodowaly, ze nie moge przestac znowu o nim myslec..zwlaszcza ze sa walentynki niedlugo..ma tupet..
Avatar użytkownika
onelove
 
Posty: 34
Dołączył(a): 4 sty 2009, o 02:54
Lokalizacja: Sillezjah

Postprzez Samara » 11 lut 2009, o 14:43

Ja też jestem, żyję i mam się (w miarę) dobrze :) nie piszę bo rzadko zaglądam do komputera i to też raczej tylko na chwilę, ale czytam wszystko na bierząco ;)

Ja już od 2 tygodni w domu, jakoś się z tym wszystkim oswajam, już niemal prawie zupełnie zapomniałam o tym, że w ogóle byłam w tej warszawie, to wydaje mi się tak odległe jakby minęły nie 2 tygodnie, a conajmniej z pół roku. Przestałam się już zadręczać sprawą zawalonych studiów - trudno, do licha, zamartwianie się i myślenie o tym i tak już niczego nie zmieni. Zresztą, samych studiów, miejsca itd nie żal mi wcale - nie wiem jak ja bym tam wytrzymała 5 lat studiów :P wieć może nie ma tego złego... Teraz całą energię staram się skierować na przyszłość. Choć przeszłość nadal stoi po wielkim znakiem zapytania i jest dość "mętna" to i tak wygląda dużo bardziej atrakcjynie niż niedawna przeszłość ;) w domu atmosfera całkiem dobra, jest normalnie, a bałam się, że mama mnie zatłucze za te studia. Wiadomo, zadowolona nie jest, ale zrozumiała co i jak, bo sama też kiedyś borykała się z depresją. Nie jest źle ;) uspokoiłam się też znacznie, jestem spokojniejsza wewnętrznie.
O panu x nie myślę wcale, czasem pod wpływem jakiejś rozmowy z kimś o nim (np z koleżanką czy ostatnio z Inką na gg;)) pomyślę o tym wszystkim co się stało przez dłuższa chwilę, analizuję, dostrzegam teraz swoje idiotyczne zachowania, jaki człowiek zaślepiony był... Ile to było takich sytuacji kiedy to on zawalił, a to ja go potem przeraszałam, zamiast odwrotnie. Teraz to wszystko widze na trzeźwo i widzę, jak bardzo samą siebie oszukiwałam, jakie największe kity sobie wciskałam i naprawdę w to wierzyłam. To jest przerażające, jak człowiek czasem może się dac zniewolić przez takie byle co. Więc czasem myślę o swoich zachowaniach, o poszczególnych sytuacjach. Ale nie dołuje mnie to jakoś specjalnie, oczywiście, czasem wstyd mi przed samą sobą, ale generalnie staram się tego nie rozpamiętywać. Natomiast o nim samym nie myślę wcale. Nie brakuje mi go ani na milimetr, po prostu nic, nul. Ten człowiek dla mnie nie reprezentuje sobą żadnej wartości... I tak sobie ostatnio pomyślałam - czy jest coś czego mi szkoda tracić w związku z tym, że zakończyłam z nim swoją znajomość? I znałam jedną rzecz: szkoda mi tego, że jednocześnie tracę kontakt z jego bratem, który był bardzo fajnym człowiekiem z którym się świetnie dogadywałam ;) także jak widać, jedyna rzecz której mi żal nie dotyczy nawet jego samego bezpośrednio...
Także jak widać, nie piszę, bo w zasadzie nie mam nawet o czym - nic się u mnie nie dzieje nowego. Dziś wpadła mi w ręce ksiązka "Chcę być kochana tak jak chcę" i w międzyczasie będę ją czytać. W domu mam remont, przemeblowanie i ogólne "odgruzowywanie" więc jest się czym zajmować - nie ma czasu na zbędne myslenie ;) roboty huk, ale dobrze, raz, że jest się czym zająć, a dwa, że nowy wystrój to zawsze coś nowego w życiu. W zeszły piątek byłam w psychiatry, dostałam leki te które brałam kiedyś, a w ten piątek idę jeszcze raz, jest nadzieja na wolne miejsce na terapii :) więc może jakoś to będzie :) Teraz tylko jeszcze czekam na koniec sesji żeby wreszcie pójść z kumplami na piwo, no i czekam na wiosnę ;)))

Kasiorek co do twojej "sprawy"... Piszesz o tylu złych rzeczach które przynosi ci związek z tym kolesiem, a bardzo rzadko pojawia się coś dobrego... Może to jest właśnie coś nad czym powinnac się zastanowić. Widzę jak ciągle się miotasz, jedngo dnia tak, drugiego dnia już inaczej. Zadnego poczucia stabilizacji, spokoju. Wiem jak to jest, sama to przerobiłam, wiem jakie potrafi być to męczące. Sama przeciez piszesz, że boisz się go. Co jak co, ale takie odczucia w ogóle nie powinny miec miejsca...
Albo po prostu potrzebujesz jakiegoś "punktu zwrotnego", jakiejś sytuacji która ostatecznie otworzy ci oczy, która przekona ciebie o konieczności zmiany, czegoś co doprowadzi cię do ostateczności (ja tego własnie potrzebowałam, sama nie umiałam siebie przekonać, bo byłam zbyt narwana). Albo musisz to sobie sama powoli przeanalizować, przemyśleć, czytając tą ksiązkę itp. Jest tez taki jeden sposób, jesli nie jestes jeszcze do końca przekonana. Moja kumpela mi to kiedyś poleciła. Wypisz sobie na kartce po dwóch stronach wszystkie dobre i złe rzeczy które dała ci ta znajomość. Tylko wypisz konkretne sytuacje, a nie twoje odczucia. Konkretne sytuacje kiedy ten koleś zachował się jak dupek i kiedy nie, te dobre i złe, kiedy cię bardzo zawiódł i kiedy nie, kiedy pomógł ci w jakiejs potrzebie itp...
Ja tez tak kiedyś zrobiłam, i byłam w szoku kiedy po stronie tych dobrych rzeczy zapisałam 1. Słownie - JEDNĄ sytuacje kiedy to mogłam na niego liczyć. Potem byłam w jeszcze większym szoku, kiedy i tą jedną rzecz musiałam wykreslić, bo zdałam sobie sprawę, że tą pomoc otrzymałam nie od niego, ale bardziej od jego brata...
Smutne, ale prawdziwe.

Tyle ode mnie, postaram się częsciej tu cos skrobać, a tymczasem wracam do remontu ;) pozdrawiam!!!!
Samara
 

Postprzez Księżycowa » 12 lut 2009, o 01:02

Droga Samarko cieszę się, że Ci się układać zaczyna. Masz racje nowe wnętrza dają z siebie coś nowego... Sama chodzę z myślą remontu pokoju, albo wyprowadzki. Wolałabym to drugie, ale nie wiem czy finansowo dam radę. Zobaczymy jak to będzie...

Ogólnie odebrałam dziś papiery ze szkoły i będąc w tym pomieszczeniu chciało mi się tylko płakać. Kojarzy mi się z nim... Składaliśmy papiery razem a teraz w tym samym miejscu odbieram je sama... Nie muszę chyba nic więcej mówić na ten temat. Jeden wielki żal i smutek czułam. Dopadło mnie tyle uczuć, z którymi ciężko mi było w ogóle wstać z łóżka. Przypominają mi się wszystkie najlepsze chwile. Jaki był wtedy dobry i dlatego ja się czuję jakbym to wszystko popsuła... Z drugiej strony, gdybym była taka okropna, to by nie był ze mną dalej, tylko po prostu by mnie zostawił prawda? co? Robił z siebie tego dobrego, żeby mi pokazać jak to in wszystko dla mnie znosi? Oj chyba nie ma takich facetów... Albo ja jestem taka furiatka, że oprócz niego nikt mnie nie zechce. Sama już się czasem gubię...

A a propo niego, to wiecie co? Od ostatniego czasu, czyli od poniedziałku jak pisaliśmy, co upierałam się wtedy, że musimy to zakończyć nie odezwał się. Napisał, że nie może pisać, bo ma wyjazd i prowadzi, ale prowadzi chyba do dziś to auto, bo się nie odezwał. Oczywiście ciężko mi jest. Byłam z kimś tyle czasu i nagle go nie ma. Pustka i więcej wolnej chwili dla siebie. Wszystkie wspomnienia wracają a ja czuję się niespokojna. Jakbym podświadomie czekała aż on się odezwie, chociaż wiem, że nie będziemy razem. Może czekam aż powie, że w końcu coś z tym zrobimy? Nie wiem... Wiem tyle, że on na ten pomysł nie wpadnie. No i pozostała jeszcze jedna kwestia - jego rzeczy, które u mnie zostały. Co prawda niewiele, ale jest też jego bluza i co teraz? Nie wiem jak się zachowa. Czy oleje te rzeczy, czy pewnego dnia zrobi mi niespodziankę. A wiadomo, że spodziewać się mogę jednego jak i drugiego...

Ciężkie to wszystko i teraz mnie jeszcze bardzo boli. Już trzy noce przepłakałam i jeden poranek. Ale nie mogę, coś mi mówi, że nie tak powinnam czuć się w związku i nie tak powinien on wyglądać...

Bardzo się cieszę, że temat się cały czas trzyma. Jakoś mi lepiej, że mam gdzie się wygadać...

Onelove wiem jak to boli. Cały czas przez to przechodzę. Widzę, że jesteś w podobnym stanie do mnie. Wiesz jest mi ciężko i choć ciągle bije się z myślami i czuję się kompletnie słaba, że już mam ochotę napisać do niego. Przypominam sobie jak się zachowywał i co wyprawiał. Trochę pomaga.
Księżycowa
 

Postprzez limonka » 12 lut 2009, o 04:10

:pocieszacz: :slonko: kasiorku bedziesz jeszcze przez jakis czas miala te mieszanke w glowie...z czasem na pewno sie ulozy:)wiedz jedno NIE ZASLUGUJESZ NIGDY na takie OKROPNE TRAKTOWANIE...niech nikt ci tego nie da wmowic!!! :)
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez inka » 13 lut 2009, o 00:16

tesknie..........tak tesknie za nim, minelo juz prawie poltora miesiaca, a ja poczulam tesknote za nim za jego cieplem, za jego cialem, pocalunkami, za tym co tak naprawde nie bylo prawda tylko oszustwem z jego strony.
Przez te poltora miesiaca zylam tak jakby go w ogole nie bylo, czulam pustke, czulam sie zalamana, ale bylo tak jakby go w ogole nie bylo, albo byl ale bardzo bardzo dawno temu. A dzis sobie przypomnialam o jego istnieniu, jedna nuta w radiu, to nawet nie jakas nasza piosenka bo takich nie mialam z nim, ale cos mnie tknelo. Masakra, jest mi po prostu ciezko bez niego, nie wiem moze mialam jakis komfort psychiczny ze mimo wszystko on jest, zadowalam sie tymi ochlapami i bylo ok. A ostatnio mi sie nawet snil, ze widzialam go w parku calujacego sie z jakas dziewczyna, straszne to bylo :(. Ale glupia jestem, facet mnie nigdy nie kochal, wykorzystywal a ja za nim placze :(
Avatar użytkownika
inka
 
Posty: 111
Dołączył(a): 15 wrz 2007, o 20:15
Lokalizacja: Zagłębie/Śląsk

Postprzez Księżycowa » 15 lut 2009, o 22:28

---------- 01:04 13.02.2009 ----------

Inuś kochana! :pocieszacz: . Kryzys chyba Cię dopadł. Posłuchaj mnie. Ja zrozumiałam, że zadowalamy się tym, co jest nawet jeśli jest nie dobre, bo nie znamy innej formy miłości. I wiesz co? Na każdy moment kryzysu myślałam, że teraz chciałabym zobaczyć jaki jest dobry związek z facetem, który może teraz by mnie nie interesował ze względu na nabyte odruchy, ale moja Pani Doktor powiedziała, że gdy ktoś się zjawi będziemy nad tym pracować. Analizować zachowanie tej osoby, żeby dojść z tym jakoś do ładu. Chciałam w jakiś sposób wzbudzić w sobie ,,ciekawość" na coś nowego. A już jak dodałam sobie, że dobrego i wytłumaczyłam, że to, co było, to było złe. Pomogło bardziej. W każdym razie po jej słowach zrobiło mi się lżej. Poczułam, że ona jest, że mi pomoże ogarnąć to wszystko, że jest cierpliwa. Wiem, że tak musi, ale chyba dobry z niej terapeuta, jeśli tak zaczynam czuć.

A tamten dzień zaczął się okropnie. Z resztą pisałam o tym... Inuś przepraszam, ale chyba mi umknęło, czy chodzisz na terapię?? Nie gniewaj się, ale mam masę na głowie ostatnio i wszystko mi z niej wylatuje. Jeszcze problemy w pracy ech...

Też zdarza mi się tęsknić. Tym bardziej, że on zaczął się odzywać, ale zaraz dotyka mnie jego zachowanie i sposób myślenia... Kochanie trzymaj mi się i odezwij koniecznie Buziaki :pocieszacz: Mam nadzieję, że w jakimś stopniu pomogłam, chociaż może to, co napisałam było trochę skomplikowane.

Miło, że tak jedna drugą wesprze w trakcie kolejnego kryzysu. Dziękuję :kwiatek:

---------- 02:09 15.02.2009 ----------

Jak Wam dziewczyny minęły Walentynki?

Ja Wam powiem, że w życiu nie miałam gorszych.

K przyjechał wczoraj po mnie do pracy. Oczywiście był miły, kochany i zakręcił sprawę jak zwykle. Jakby nic się w ogóle nie stało. Co prawda rozmawialiśmy, a z tej rozmowy i obserwacji wywnioskowałam, że K dobrym humorem i super osobowością ucieka od swych zmartwień, czym po drodze mnie krzywdzi i nie zdaje sobie z tego sprawy. Jak już mu to powiedziałam, to się do tego nie przyznał. On nie ma problemów - powiedział. Mówił, że mogłabym być cały czas taka, jaką widział mnie w pracy. Zadowolona i uśmiechnięta. Po pierwsze jaka mam być w pracy? Nikt nie musi wiedzieć, że moje życie w chwili obecnej, to nic ciekawego a po drugie zauważyłam, że bez niego jestem zupełnie inną osobą - pewniejszą siebie, szanuję się a przynajmniej zaczynam. Długo wczoraj rozmawialiśmy, co moim zdaniem i tak nie miało sensu, bo nic z tego nie wyszło.Bez terapeuty ani rusz, a on nie godzi się na to. Czyli co za tym idzie nic się nie zmieni i dobrze o tym wiem. Zaproponował rzadsze widywanie się, ale do czego ma to doprowadzić? Dla mnie problem się tylko zamaże, a jak przyjdzie co do czego, to znów wróci nie rozwiązany. Nawet z moją Panią Doktor o tym rozmawiałam. Tłumaczyłam mu to, ale nie przemawiało. Czego więc on chce? A może się mylę?

A co do Walentynek? Nie dostałam nawet kwiatka. Ani grama wyznania miłości. Był miły, kochany. Naprawił mi telewizor. Mieliśmy pojechać do kina, to jak zobaczyliśmy jaki korek do wjazdu pojechaliśmy sobie do centrum. A co tam? Wyszło na to, że pojechaliśmy tylko po preparat do prania kurtki...!!!

Wszędzie było mnóstwo kawiarni. Patrzałam na szczęśliwe pary trzymające się za ręce. On nawet nie zaproponował kawy i ciastka. Z resztą nie o te materialne sprawy chodzi. Nie czułam tych Walentynek tak, jak w zeszłym roku przy nim. I utwierdziłam się w przekonaniu, że ,,to" , co jest między nami nie jest niczym trwałym. I albo w trakcie mojej przemiany, o którą się staram się zmieni, albo zakończy. Potraktował ten dzień jak każdy inny. Było mi cholernie przykro. Mimo, że nie jestem jeszcze gotowa powiedzieć mu w twarz, że między nami koniec, to wiem, że to nie jest to, czego oczekuje od osoby, z którą będę.

Wieczór zakończył się kebabem, bo był głodny i zapaloną świeczką zapachową przeze mnie, bo lubię takie gadżety.

Tą obojętność na ten dzień, rozumiem obojętnością na moje uczucia i pragnienia. Przygasłam na chwilę, ale jak spytał o co chodzi, to odpowiedziałam, że to jest zmęczenie, bo wiem, że by nie zrozumiał.

Dzisiejszy dzień jest naprawdę przykry, a właściwie był, bo już po 00.00, ojciec się znów napił i zaczął się lekko awanturować. K już e domu a ja znów się boję, tego, co słyszę...

Nie wiem jak mam tą jego pomoc z tym telewizorem rozumieć i to jego zachowanie w związku z Walentynkami. Może jestem dziecinna. Ja uprzedziłam go, że nic dla niego nie mam i może dlatego tak to wyglądało... Nie czułam jednak, żeby prezent dla niego w tej sytuacji był na miejscu i chyba w moją stronę jest to samo.

---------- 21:28 ----------

A dziś odwrotnie, nic nie rozumiem. Zabrał mnie na kolacje a potem do kina... Straciłam orientacje i chyba lepiej zostać przy postanowieniach z książki. A jednak jest odruch ,,zatracenia się" w tym, w nim... Widzę to i staram się nad tym panować, patrzeć na siebie i swoje życie na sprawę osobną od jego życia i niego samego. Ale miał swoje odruchy przesadzania i czepiania się... Co za życie... Zobaczymy czy pokocha mnie taką, która żyje i kocha też siebie...

Co u Was dziewczyny??
Księżycowa
 

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 388 gości