rzucił mnie z powodu "rysy"

Problemy z partnerami.

rzucił mnie z powodu "rysy"

Postprzez Moon » 12 lut 2009, o 16:26

witam mam problem... miałam :(
proszę pomóżcie... wyjaśnijcie jak mam na to patrzeć...

otóż jakiś miesiąc temu poznałam fantastycznego chłopaka i stało się to, czego nigdy wcześniej nie spodziewałabym sie po sobie - po kilku dniach znajomości wylądowaliśmy w łóżku. Myslałam że to się skończy, ale okazało się że on pisze do mnie i zaczęliśmy widywać się codziennie. Był trochę rozdarty bo twierdził że teraz nie może mieć dziewczyny, (i był tego pewny) ale nawet pewnego dnia powiedzielismy sobie, że spróbujemy, nie będziemy spotykac sie z innymi i nazwaliśmy siebie parą.
wszystko szlo dobrze, raz spotkaliśmy się na chwilę z jego przyjaciółmi i powiedział, że bardzo mnie polubili. Zawsze do tej pory spotykalismy się u niego ale nie wychodziliśmy gdzieś "na miasto".
dodam że jestem wesołą dziewczyną lubiącą zabawę ale mam też taką stronę osobowości która jest nieśmiała i bardzo rozważna, zastanawiająca się nad ważnymi tematami i nad życiem; drugi raz jestem roztrzepana i trochę zagubiona, zwłaszcza że znalazlam się ostatnio w nowym środowisku i potrzebowałam pomocy kogoś "na miejscu" której on mi chętnie udzielił.

ostatnio pierwszy raz wyszliśmy do klubu, w którym byli jego przyjaciele. Ponieważ on zajmował się organizacją przyjęcia, musiał mnie na "chwilę" czyli na dwie godziny z samego początku opuścić i zająć się biletami. Przedstawił mnie swoim dwóm przyjaciołom i zostawił. Cóż, porozmawiałam sobie z nimi chwilę, ale trudno mi bylo nawiązać z nimi taką nic porozumienia, zwłaszcza że byli sporo starsi ode mnie no i pierwszy raz ich widziałam na oczy... zaczęłam tańczyć... siedziałam tam prawie dwie godziny i mi się trochę nudziło więc ze dwa trzy razy poszłam mojemu "poprzeszkadzać" tzn. zobaczyć co u niego, zagadnąć no i powiedzieć, że muszę już spadać na inną, umówioną wczesniej imprezę (o kórej on wiedział już tydzień wczesniej że miałam na początku wpaść do niego a potem iść)
na pożegnanie przytuliłam się i pocałowałam go.

nie zauważyłam żeby cos było nie tak, dodam że trochę sobie wypiłam i moje reakcje i zdolność postrzegania nie byly zbyt wyostrzone i wyczulone. nie było jednak tak że się zataczałam lub było mi niedobrze albo że robiłam jakieś głupoty. Normalnie mogłam chodzić i tańczyć tylko mój humorek był "bardzo dobry"

poszłam na tamtą imprezę a jak mi się znudziło zadzwoniłam że wrócę i wróciłam i wtedy odwiózł mnie do domu, w tym czasie byłam już dość zmasakrowana tymi nocnymi wędrówkami, było mi zimno i byłam zmęczona.

myslalam że wsystko jest w porzadku, ale on następnego dnia zachowywał się chłodno i jakby mu nie zależało na mnie. nie odzywaliśmy się dwa dni do siebie, ja czekałam na jego ruch. w końcu napisal i oznajmił że musimy porozmawiać.

Kiedy do mnie przyszedł, wiedziałam że na nic dobrego się nie zanosi, ale podejrzewwałam że chodzi o coś innego, więc kiedy wyłuszczył sprawę piątkowego wieczoru byłam zszokowana, bo w życiu bym nie wpadłam że o coś takiego może się rozchodzić.

Powiedział mi że w piątek zobaczył inną "mnie" niż do tej pory i ta "ja" mu się nie podobała.
Że źle wspomina tamten wieczór i że straciłam dla niego twarz jako kobieta.
Na początku był szok, potem się zbuntowałam bo w moim zachowaniu nie potrafiłam dopatrzyć się jakichś karygodnych zachowań... owszem trzeźwa nie byłam, ale generalnie pamiętam co robiłam i mogę stwierdzić, że ani nic głupiego nie powiedziałam do jego znajomych, ani nie wiem, nie wywaliłam się na środku, ani żadna taka akcja...
Poprosiłam go żeby mi wytlumaczył - ale on powiedział, że to nie było nic konkretnego, tylko takie małe drobne zdarzenia, zachowania które jak zebrał do kupy to generalnie się mu nie spodobały.
A to że byłam już w bardzo "dobrym humorze", a to że go przytuliłam i pocałowalam, choć on nie akceptuje takiego zachowania publicznie (nie wiedziałam o tym), a to że on miał już schodzić z kasy i iść się bawić, a ja - nie wie czy specjalnie czy nie - akurat wtedy mu powiedziałam, że wychodzę.
A to właśnie że wyszłam, i chodziłam sama po nocy, a to niebezpieczne, że jestem nieodpowiedzialna i bezmyślna.
A to, że zadzwoniłam z obcego numeru i chciałam wracać teraz a on nie miał jak po mnie podjechac w tej chwili - i że zdecydowałam się z powrotem wracac do niego sama w nocy;
a to że niby jego znajomi powiedzieli mu, że bardzo fajnie im się ze mną rozmawiało i że jestem bardzo sympatyczna - ale on wie, ze przeciez nie powiedzą mu prawdy;
a to że ogólnie w życiu jestem roztrzepana i wszystko załatwiam na ostatnia chwilę;
a to że sobotnia wycieczka była nieudana i miałam pretensje że nie mozemy znaleźć kibla (bzdura, zadnych pretensji...) a on nie lubi narzekania
a to że w piątek chciał jeszcze zostać w klubie a ja chciałam wracać...

Ogólnie, ze w piątek została na mnie taka "rysa" której on nie moze zmazać i powinniśmy przestać się spotykać.
Dla mnie to był szok, najpierw trochę ironicznie to wzięłam, że jak moze reagować w ten sposób i tak restrykcyjnie na ten wieczór. Ale on był nieugięty. Nasza rozmowa trwała 3 godziny i nie doszliśmy do żadnego porozumienia. On mnie nie chciał zrozumieć, a ja jego nie potrafiłam... ale w miarę naszej rozmowy dotarło do mnie coś okropnego - przez ten głupi miesiąc, choć z założenia mieliśmy się nie angażować, bo on miał inne plany, ja bardzo się w nim zakochałam... właśnie wtedy doszło to do mnie, ze nie chcę spędzać czasu bez niego, że chcę ciągle przy nim przebywać i doświadczać nowych rzeczy, że jestem ślepa nie tylko na innych męzczyzn, ale i na przyjaźnie które mogłabym teraz nawiązywać bo na to jest teraz pora w moim życiu (wyjechałam na wymianę)
Że to inne nic mnie nie interesuje, jeśli ma być bez niego...

Powiedziałam mu to - ale on zdawał sobie z tego sprawę. Spytałam co do mnie czuł - do piątku. Odpowiedział, że poznawał mnie. Że nic nie wykluczał, był ciekawy mnie. Ale po tamtej imprezie coś w nim "pękło" i już... nie chce mnie dalej poznawać. Że ta rysa która pozostała, może zostać polakierowana, spłycona, ale nie zniknie i zawsze będzie. I że walka podjęta przeze mnie byłaby tylko walką z mojej strony, bo on by się nie wysilał.
Nie zgadzałam się, przyznałam że ja nie widzę nic w moim zachowaniu strasznego ale jeśli mu to nie odpowiada, nigdy więcej nie będę się w ten - opisany z mozołem - sposób zachowywać, że nie jest to dla mnie problem, że jeśli coś mu nie pasowało, mógł mi powiedzieć wtedy, że dla mnie podstawa jest rozmowa i ja chętnie się dostosuję, skoro jest związek to jest już "my" a nie "ja" i że trzeba się do partnera dostosowywać.

On mi na to, że kazdy jest odpowiedzialny za swoje czyny i nie zamierza mnie wychowywać, bo to jest po prostu "męczące", nie chce mnie zmieniać ani nie chce żebym ja się zmieniała "na siłę", dla niego, bo mam się zmieniac dla siebie.
Nie rozumiem takiego podejścia, przecież dla mnie nie byłoby problemem, żebym zachowywała się następnym razem bardziej "stonowanie", picie alkoholu tez nie jest dla mnie ważne (co więcej od tygodnie czyli od naszego rozstania, z obrzydzeniem myśle o alkoholu i nie mogę na niego patrzeć, bo co on nawyrabiał najlepszego)
Ponadto mam dopiero 21 lat i ciągle ewoluuję, zmieniam się na lepsze i wiem to i nie mam nic przeciwko takim zmianom...
ale on nie chce w tym uczestniczyć... straciłam twarz dla niego... najgorsze jest to, że przecież nie zrobiłam nic strasznego - ale dla niego to było takie straszne właśnie... on mi na to, że skoro się nie rozumiemy, to tym bardziej potwierdza że trzeba się rozstać.

Poza tym on mi mówił wczesniej że jest "złym człowiekiem" i nie zamierza się zmieniać, choć ja mu nie wierzyłam i myslałam, ze może go zmienię... że mogę nazywać go egoista i draniem - trudno.
Powiedziałam że nie będę go tak nazywać, skoro sam do tego doszedł.
Nawet miałam wrażenie, że trochę się chełpi tym, ze mógłby byc takim draniem... bez sensu.

Dla mnie jest niepojęte, że on nie moze mi wybaczyć tego, jak zachowywałam się w piątek, choć obiecałam, że już tak nie będzie, jeśli mu sie to nie podoba... to nie jet zabieranie mojej "integralności" czy charakteru, bo ja mam wiele twarzy i wiele zachowań, ale niektóre są dobre a niektóre złe, a złe są po to, by je eliminować, więc mogłabym wyeliminować to wg niego "złe", moze ma rację, może źle się zachowywałam... ale on nie chce tego przyjąć :(

Nie wiem, jak to si stało, że tak bardzo mimowolnie się zakochałam w nim w tak krótkim czasie...

Dodam, że on też lubi wypić i nawet opowiadał mi, jak ostatnio porzygał się u koleżanki - ale jak dodał, potem zadzwonił i powiedział "przepraszam" a ja nie rozumiem że źle zrobiłam, a teraz to za późno bo widzi, że przyznaję się do błędu tylko by ratować to co było między nami, nie dlatego ze to rozumiem, ale dla niego wyłącznie.
Jego przyjaciele też nieraz zaliczają "wpadki" - ale on stwierdził że ZACHOWYWALI SIĘ INACZEJ NIŻ JA

Pomocy... on już definitywinie zakończył ten związek... chce utrzymywać kontakt koleżeński, bo mówi że nie przeszkadza mu moje zachowanie jako koleżanki, ale nie chce takiego widzieć u swojej dziewczyny i nie chce ryzykować, że takie cos przydarzy mu się w przyszłości.
I jeszcze zapytałam czy tak łatwo może skreślić to co było między nami przez ten miesiąc, że przecież poznał moja prawdziwą twarz przez ten miesiąc, to byłam ja i taka jestem. Taka też będę a to co było w klubie nie powtórzy się. Czy naprawdę chce tak skończyć i skreślić ten związek?
To się usmiechnął i powiedział że za bardzo NIE MA CZEGO kończyć.

Prosze powiedzcie, czy miał rację... czy to normalne, że tak szybko można się zrazić... juz od tygodnia się obwiniam. Zastanawiam się, czy jeszcze raz z nim nie porozmawiać, powstrzymują mnie resztki godności.
Choć i tak chyba za bardzo się przed nim płaszczyłam podczas tej rozmowy, a nic to nie dalo.
Avatar użytkownika
Moon
 
Posty: 41
Dołączył(a): 12 lut 2009, o 14:24

Postprzez Abssinth » 12 lut 2009, o 16:35

uciekaj .

przeciez to psychopata, nie wymagajacy nic od siebie, a z Ciebie chcacy zrobic niewolnice.

TY mu na to pozwalasz, blagasz o przemyslenie jego bufonowatych wymyslow nie wiadomo z jakiego horroru wzietych....dajesz sobie wmowic, ze cos jest z Toba nie w porzadku, chcesz juz sie dla niego zmieniac....

Twoja intuicja mowi Ci dobrze - za bardzo sie przed nim ponizylas podczas rozmowy, ja to ponizenie widze wyplywajace z kazdego slowa Twojego postu...

szacunek dla siebie samej. prosze....zadbaj o siebie, do pana tresera niewolnic sie nawet nie odzywaj....dla wlasnej higieny psychicznej.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez Moon » 12 lut 2009, o 16:46

dziękuję że ktoś przeczytał ten przydługi post...
wiem wiem że się poniżam, ale problemem jest to, że on nawet tego nie pragnie... tak jak pisałam, odrzucił mnie, ja się tylko zastanawiałam, czy istnieje coś co mogłabym mu powiedzieć, żeby zmienił zdanie... żeby spojrzał na to inaczej, żeby zapomniał...
to naprawdę porzadny facet, inteligentny i zabawny, przyjaciele go lubia, wszystko potrafi załatwić... to ze mi pomagał od początku, nie było związane z naszym związkiem... onj to robił od siebie, po prostu pewnego dnia tak się zdarzyło że nas poniosło...
a on andal mógłby być mi przyjacielem... tylko ze ja chcę czegos więcej

nie mogę sie pogodzić, że "straciłam dla niego twarz jako kobieta" tak za jednym zamachem, tak naraz... że to taka straszna rysa, której on z umysłu nie potrafi usunąc :(
leżę i rycze od tygodnia.
Avatar użytkownika
Moon
 
Posty: 41
Dołączył(a): 12 lut 2009, o 14:24

Postprzez timszel » 12 lut 2009, o 16:53

Moon napisał(a): tak jak pisałam, odrzucił mnie, ja się tylko zastanawiałam, czy istnieje coś co mogłabym mu powiedzieć, żeby zmienił zdanie... żeby spojrzał na to inaczej, żeby zapomniał...
.


po co??
przecież od razu widać, ze ma nierealne oczekiwania i w dodatku jest tak bezczelny, że wina za to, ze mu w sercu nie stukneło obarcza Ciebie.

Moja mama mówi: jak nie pokocha brudno to i czysta trudno - i ja w to wierzę :?

nie neguję tego, ze jest inteligentny i fantastyczny - być moze jest, ale dla innych
Ciebie tłamsi i wpedza w poczucie winy

Powtórze za Abssinth: uciekaj!
timszel
 
Posty: 28
Dołączył(a): 12 gru 2008, o 14:54

Postprzez Moon » 12 lut 2009, o 17:15

to on uciekł... ja zostałam samotnie w miejscu.

Zapewne już się do niego nie odezwę, Boże daj siłę by się powstrzymać od tego 8) ale to już drugi raz w ciągu roku jak chłopak mnie rzuca, z tym że poprzednim razem po prostu sie pokłóciliśmy o pracę i nie naprawiliśmy tego... takie milczenie, zerwanie bez zerwania... ja bardzo chciałam wrócić do niego, byłam zakochana, ale powstrzymałam się przed kontaktem. bardzo bolało, ale nie pisałam.

wcześniej nigdy nie zdarzało mi się zakochać, a teraz dwa razy w ciągu niecałego roku. i niestety, wygląda na to, że w obu przypadkach jednostronnie :(
Avatar użytkownika
Moon
 
Posty: 41
Dołączył(a): 12 lut 2009, o 14:24

Postprzez tenia554 » 12 lut 2009, o 17:26

O rany.Uciekaj.bo to nie ty masz problem,tylko ten dziwny osobnik.A napewno ktoś kto ma poważny problem ze sobą.Szkoda marnować czasu i życia.Nie zrobiłaś nic złego,nie musisz się zmieniać bo coś się komuś nie podoba i bądż sobą.A niech idzie swoją drogą,bo będziesz miała kłopoty.Pozdrawiam.
Avatar użytkownika
tenia554
 
Posty: 1291
Dołączył(a): 29 mar 2008, o 13:02
Lokalizacja: wrocław

Postprzez mahika » 12 lut 2009, o 17:35

a, no moze to nie zakochanie tylko zauroczenie a to co najlepsze przed tobą, no poczytałam to co napisałas i az mi oczy wyszły O.o tak na chwile :)

Luzik, masz najomych, przyjaciół, baw się dalej, trafisz na swojego, psychopatom podziękuj...

zraniony ksionże... :mrgreen: heh...

:roll:
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez bunia » 12 lut 2009, o 18:03

Otrzasnij sie i nie trac czasu i zycia......na szczescie chodza po ziemi bardziej normalni.
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez Moon » 12 lut 2009, o 18:27

chciałabym takiego spotkać... niestety teraz to już się boję, bo tu była taka sytuacja że on był naprawdę normalny, zachowywała się NORMALNIE i czule, i dbał o mnie, i pomagał mi, i wspaniale nam się gadało. I w życiu, w życiu nie pomyślałabym, że taka osoba mogłaby tak zareagować na nieszczęsne jednorazowe zachowanie w klubie.

Poniekąd go rozumiem, bo pewnie każdemu tak się zdarzyło, że spodobał mu się ktoś, a potem cos innego nie podpasiło i partner stracił swój urok.
Ale ja nie wiedziałam, ze on jest taki delikatny :(

fakt faktem, wychodzę z ludźmi, staram się, ale jak z nimi jestem i tańczę w klubie to i tak czarne myśli i rozpacz... nie potrafię się bawić, cieszyć z chwili, nie widzę sensu w tym wychodzeniu.

czy zdarzyła Wam się może podobna sytuacja, że wszystko szło dobrze, a nagle buum, bo coś partnerowi sie odwidziało? tak że na przykład "straciliście twarz" w jego oczach ale tylko jako partner, a jako kumpel/kumpela nadal jesteście ok i ten kto rzucił chce utrzymywać kontakt koleżeński?

jak się wyraził, mnie pozostawił rozpoczęcie kontaktu, pocałował w policzek, uśmiechnął się i elegancko wyszedł.
Avatar użytkownika
Moon
 
Posty: 41
Dołączył(a): 12 lut 2009, o 14:24

Postprzez mahika » 12 lut 2009, o 18:35

wiesz, miesiac to ktróciutko, mi sie zdarzało spotykac z kims miesiąc dwa, a potem jednemu sie odwidziało, po jakim czasie rozeszło sie po kosciach. tylko ze sex wtedy nie było.... wydaje mi sie ze przez to podchodzisz teraz bardziej emocjonalnie, zblizył Cie do niego a jego nie. nie wiem, nie byłam w takiej az sytuacji.
wcale nie jest fajny, mimo ze takiego siebie przedstawił. Tylko najgorsze jest to ze obarczył cie poczuciem winy i gryziesz sie ze mogłas nie robic tego czy tego...
ale czy było by łatwiej gdyby ci nie nagadał jaka jestes taka smaka?
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez smerfetka0 » 12 lut 2009, o 18:41

tak...po roku bycia ze soba, wspanialej rocznicy itp, w srode (jeszcze pamietam) mowil ze mnie kocha (i bylo dobrze..zadnych problemow w sumie powaznych) a w czwartek rano napisal "Koniec. nie kocham cie". jak to sie skonczylo nie wazne ale z perspektywy czasu i teraz jak w tym momencie mamy normalny kontakt - byl dla mnie nie mily, opryskliwy i porzucil meni w chamski sposob bo "wiedzial ze tak mniej i krocej bedzie bolalo i szybciej strace nadzieje"... i teraz jak minelo duzo czasu wiem ze w sumie dobrze zrobil (ale to moje subiektywne podejscie) tak zrywajac i nie rozczulajac sie nad tym rokiem.
nie wiem. moze i ten twoj chcial zeby "mniej bolalo".
ale nie wnioskuj za duzo. z tego co widze slabo go znasz. miesiac? bo ja po 4 latach znajomosci i roku razem nie spodziewalabym sie czegos takiego. no ale coz:) ludzie sa rozni:*
a ty nie zalamuj sie! prysznic, makijaz, paznokcie, i ze znajomymi sio z domu wyjsc! zeby nie myslec! zajmij sie czyms co lubisz. na sile do towarzystwa! nie staraj sie byc sama! przynajmniej nie na poczatku.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Postprzez blue66 » 12 lut 2009, o 18:56

ale czy warto zmazać "tą rysę"... "rysę", która istnieje tylko dla niego!!!


a jesli by chciał żebyś się poniżała dla niego to co??? trwałabyś przy nim???

może trochę ochłoń... przemysl to co CI tu odpisują...
pozdrwaiam ciepło
blue66
 
Posty: 68
Dołączył(a): 8 gru 2008, o 15:34

Postprzez Abssinth » 12 lut 2009, o 19:00

ze co? ze on fajny?


hmmm
ja nawet nie wiem od czego zaczac, bo tak naprawde kazde zdanie, jakie on Ci powiedzial, SMIERDZI ZALOSNA MANIPULACJA i tyle.

zaczne moze od przyjaciol - ze mu nie powiedza, jesli Cie nie polubili - kto ma takich przyjaciol, ktorzy klamia nawet w tak malo istotnych sprawach, jak poznanie nowej osoby?

ze wyszlas z knajpy jak on wlasnie schodzil ze stanowiska - powiedzialas mu tygodnie wczesniej, wiec to on sie powinien postarac zeby byc dostepny.

ze zadzwonilas do niego z nieznanego numeru - czy on Cie ma na wlasnosc, ze masz do niego dzwonic tylko z wyznaczonych numerow?

etc etc etc
nawet mi sie nie chce jedno po drugim obnazac czystej durnoty jego argumentow....

i po tym nagle mu sie przestalas podobac?

powiem Ci, co by mu sie podobalo - gdybys siedziala w niego wpatrzona, nie tanczyla, najlepiej nie rozmawiala z jego przyjaciolmi, jak posluszna suczka czekala na niego az zejdzie z pracy i zacznie byc moze laskawie miec czas dla Ciebie....a pewnie i tak by sie wtedy cos znalazlo....

otrzasnij sie kobieto, on juz z Ciebie niewolnice, posluszna suczke zrobil - wiesz - jak sie psa kopnie, to zaskomli, zaplacze, a potem i tak do nogi przybiegnie i sie bedzie lasic....tak wlasnie jak Ty chcesz robic dla jakiegos nic nie wartego dupka!

nikt Cie dziewczyno nie uszanuje jak sie sama nie poszanujesz - to mi zawsze babcia powtarzala i do ciezkiej i jasnej, niesamowita miala racje...
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez mahika » 12 lut 2009, o 19:17

oooo uuuuu abss :)

nieźle powiedziane :]
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Postprzez Moon » 12 lut 2009, o 19:24

no właśnie, przestałam się mu podobać.

Nie wiem, czego ode mnie oczekiwał, wydaje mi się raczej, że miał pretensje, że NIE nawiązałam kontaktu z jego przyjaciółmi. To znaczy nawet mi tak powiedział, że "nie odnalazłam się w 'jego' towarzystwie"
to jak cholerny egzamin, tylko nie wiedziałam że to egzamin...

najgorsze jest to, że nie byłam w pełni trzeźwa i na pewno niektórych faktów nie zanotowałam, olałam, nie zwróciłam uwagi, być może części nie pamiętam po prostu, więc jakbym miała kasetę i przeanalizowała teraz to co się działo, i teraz bym nie znalazła niczego szczególnie nie na miejscu, to od razu całe uczucie pewnie by uleciało - bo wiedziałabym, ze jestem obwiniana o nic.
jednak nie mam tej kasety, nie wiem czy mogę na moim postrzeganiu do końca polegać i nie mam w rękach w tym momencie broni.

To jest okropne uczucie, gdy ktoś Cię źle osądza, negatywnie, a nawet nie wiesz, czy ma racje czy nie.



ale to było coś takiego: co źle robiłam?
"nie da się tego tak opisać..."
źle tańczyłam?
gadałam coś głupiego?
coś zrobiłam?
podrywałam innych facetów?
"och, gdybyś coś takiego zrobiła, to już na miejscu bym ci podziękował"
no więc co??
"nie potrafię ci tego wytłumaczyć. te mnóstwo drobnych elementów... po prostu zobaczyłem inną ciebie i nie spodobało mi się to"

jak się zapytałam cała przerażona czy zachowywałam się wg niego nieco wulgarnie, odpowiedział : "chyba tak, ja to mogłem tak odebrać"

no i jeszcze: "nie zmieniaj się, nie osądzam że źle robisz, mi to po prostu nie odpowiada ale moze innemu będzie odpowiadać"

to jest straszne... straszne mieć taką opinię od osoby, na której bardzo ci zależy
:x nawet jakbyśmy nie mieli już być razem, wolałabym żeby powiedział że tego nie czuje i nie poczuje, ale ta "rysa" i ta "strata twarzy"
poczułam się jak szmata.
Avatar użytkownika
Moon
 
Posty: 41
Dołączył(a): 12 lut 2009, o 14:24

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 103 gości

cron