Zazdrosc,zaborczosc i niskie poczucie wlasnej wartosci

Problemy z partnerami.

Zazdrosc,zaborczosc i niskie poczucie wlasnej wartosci

Postprzez Applee » 21 lip 2007, o 16:05

Witam serdecznie,

Jestem tu nowa i ciesze sie, ze trafilam w to miejsce. Minione kilka godzin spedzilam na czytaniu Waszych postow... Ucieszyl nie fakt, ze wspieracie sie nawzajem. Moze i ja odnajde tu pokrewna dusze?

Mam 24 lata i od roku jestem zwiazana z..miloscia mojego zycia. Przynamiej tak to wygladalo na poczatku. Od pol roku mieszkamy razem. On przeprowadzil sie do miasta ktorego nie cierpi (Wawy) ze wzgledu na mnie. Szukal pracy i powoli..odnalazl sie tutaj...a ja sie zgubilam.
Moj mezczyzna z wyksztalcenia jest pedagogiem specjalnym, ktory wprost uwielbia dzieci i chce z nimi pracowac. I tu pojawia sie pierwszy problem. AP jest w wiekszosci zenska uczelnia stad moj ukochany po prostu ma wiele kolezanek... Nie umiem sobie do konca z tym poradzic. Nie umiem tego zaakceptowac bo widze, jakie sa reakcje kobiet na jego widok. Ma w sobie to "cos", taka delikatnosc i otwartosc na innych, ze przyciaga do siebie ludzi. Cieszy mnie to, ale z drugiej strony doluje. To nie jest tak,ze jestem zazdrosna o kazda kolezanke (znam je) ale sa i takie, ktore niestety, pomimo ze wiedza ze mezczyzna jest zakochany, manipuluja, pisza, dzwonia i kombinuja...Ostatnia sytucja: "rozmawialam" (wliczajac klotnie) z nim na temat jedej z jego dobrych znajomych. Kilka lat temu, cos pomiedzy nimi zaiskrzylo, lecz on nie chcial byc z ta osoba. I teraz ta osoba...zaczyna mieszkac w naszym zwiazku. Dzwoni, ciagle potrzebuje jakiejs pomocy badz wyglasza na moj temat jakies dziwne opinie, ktore moj facet mi przekazuje. Mnie to przeroslo.. I zaczelam sie zastanawiac nad sensem naszego bycia razem. I co? nagle okazuje sie, ze ta kobieta(28l na karku jak widac nie swiadczy o dojrzalosci)daje wyraznie mu do zrozumienia, ze chce czegos wiecej. On ze zdziwieniem pzreciera oczy i bum. "Przeciez traktowalem ja jak kolezanke". "Mialas racje"...mialam...a on wmawial mi przez 4 miesiace, ze jestem niedojrzala emocjonalnie i mam jakies problemy z przeszloscia.(de facto mam...) Meczy mnie to, bo nie czuje sie bezpieczna w tym zwiazku. Czesto one sa powodem naszych klotni...wowczas pada wiele przykrych slow, ktore jeszcze bardziej obnizaja moje poczucie jakiejkolwiek wartosci. Jestem zazdrosna...i wprost zaborcza. Nie umiem sobie z tym poradzic. Gdy z nim rozmawiam, on zapewnia mnie, ze dla niego licze sie tylko ja i ze nic mi nie zagraza. i co z tego, skoro ja tego nie czuje? Czulam..do pewnego momentu, a potem poczulam sie jak kropelka wody w morzu. Zdaje sobie sprawe, ze pzreasadzam, ale wizje w mojej glowie nie daja mi spokoju. Powoduja ze z dnia na dzien czuje sie gozrej z sama soba. Tak jakbym nie mogla sobie ufac do konca, nie mogla wierzyc w to co czuje. A czuje zazdrosc, zagrozenie...ciagle.I zawsze tak bylo. Po prostu "tak mialam".
Podjelam kolejny raz decyzje dotyczaca psychoterapii....Od wrzesnia. Potrwa to dlugo.I nie wiem co w miedzyczasie.To jest najgorsze! bede nadal meczyc sie ze swoiimi myslami, nadal bede nierozumiana...krytykowana..a to boli..

Poradzcie, prosze, podtrzymajcie mnie na duchu. Czuje sie u progu cierpliwosci...Uwieziona w otchlani swoich chorych mysli
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez bunia » 21 lip 2007, o 16:56

Witaj.....doskonale Cie rozumiem....i pomyslec jak kobiety moga byc okrutne wobec siebie....ehh.
Mimo wszystko postaraj sie wlaczyc logike....ona mowi,ze tak na prawde facet jest zwiazany z Toba i we wlasciwy sposob odpiera "ataki" wiec powinnas byc dumna i powinno to podniesc Twoja samoocene a nie przeciwnie.....pozatym ryzyko jest zawsze i nie ma polisy ubezpieczeniowej ....do kazdego zwiazku moze dostac sie jakis jad ale w Waszym przypadku wynika,ze nie jest on "smiertlny".
Postaraj sie wyciszyc.....bo nawet jesli Twoje reakcje sa uzasadnione i naturalne to moze Twoj partner poprostu zmeczyc sie tym.
Mam rowniez nadzieje,ze terapia pomoze Tobie przelamac lek i wizje rozpadu zwiazku....bo chyba to tak wyglada.
Glowa do gory i nabierz powietrza......nie wszystkie chmury przynosza burze.
Pozdrawiam i trzymaj sie :wink:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez szachistka » 21 lip 2007, o 17:19

Wiem jak bardzo meczace potrafia byc takie obawy. Z tego co piszesz ja zrozumialam, ze Twoj partner zachwuje sie poprawnie a problem tkwi w Tobie. Skoro ten problem zwiazany jest z Twoimi natretnymi myslali to moze postaraj sie po prostu swoja glowe czyms zajac:) Czytaj ksiazki, wychodz na spotkania, uprawiaj hobby itp itd. Staraj sie nie miec czasu na zbedne refleksje bo niestety mozesz wymyslic jakis problem. Pozdrawiam serdecznie
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez Applee » 22 lip 2007, o 10:19

witam,
Dziekuje Wam obu za odpowiedzi:) Akurat tak sie zlozylo, ze w ostatnim czasie "odparl" atak...ale co z tego, skoro na horyzoncie pojawiaja sie nowe kobiety?
To naprawde jest dla mnie przykre, jesli dowiaduje sie od niego badz od jego znajomych o kolejnych kolezankach. Mam niska samoocene i trudno zaakceptowac mi fakt, ze polowka poznaje kobiete i po prpostu :wymiana maili, smsy. Tym bardziej boli, ze nie zawsze to one pierwsze pisza...tylko on. To mie BOLI najbardziej! I sprawia mi ogromna przykrosc. Jesli mu o tym mowie, ze to zawsze uslysze cos "na uspokojenie" albo nerwowa reakcje. Albo zostawia mnie sama gdy gdzie wychodzimy, bo "on woli sie bawic"...Obserwuje jak zachowuja sie zakochane pary i to ani troche nie przypomina mojego zwiazku...
Poza tym zauwazylam ze sie zmienia...albo raczej moze zawsze taki byl a ja to odkrywam dopiero. Typ zlosnika,potrafi zrobic mi wielka przykrosc, gdy uzywa moich slow powiedzianych w dobrej wierze ( o problemach, o rodzienie) przeciwko mnie. Jakby lamal mi serce z pelna premedytacja.

Chcialabym byc w normalnym zwiazku z pelna miloscia i zaufaniem, zaangazowaniem obu stron. A teraz jestemw ukladzie, gdzie ja moge wiele zrobic i poswiecic dla drugiej osoby a ona dla mnie .... raczej niewiele.

Czasami, gdy dopadaja mie mysli takie jak teraz, zastanawiam sie czy nie lepiej odejsc i przestac meczyc siebie. I z jedenj strony chcilabym to zrobic i uwolnic sie od wlasnych mysli, a z druiej wiem,ze nie mam tyle sily..i ze moglabym sobie to pozniej wypominac do konca zycia.
Boli mnie w srodku a mysli, glownie te sprawiajace smutek siedza w mojej glowie. z dnia na dzien jest coraz gorzej..
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez ewka » 22 lip 2007, o 10:45

silence napisał(a):Czasami, gdy dopadaja mie mysli takie jak teraz, zastanawiam sie czy nie lepiej odejsc i przestac meczyc siebie.

Od swoich my¶li nie uciekniesz... dopadać Cię będ± bez względu na partnera (tak my¶lę), bo zawsze będ± jakie¶ kobiety obok. Terapia, to bardzo dobry pomysł.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Applee » 22 lip 2007, o 10:53

pewnie masz racje...jestem po konsultacjach...terapia dopiero od wrzesnia a co w miedzyczasie? wykanczam sie...czuje to. Mecze juz nie tylkko siebie ale i jego.:( Kobiety obok-ok. Ale samodzielne zaczynanie znajomosci, gdy dziewczyna...sie" na mnie gapi..."? Ktora kobieta pozwolilaby, zeby partner mowil i postepowal w ten sposob? uwazacie ze to jest ok? Bo ja nie bardzo...
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez ewka » 22 lip 2007, o 11:07

Napisała¶ w swoim pierwszym po¶cie tak:

Ma w sobie to "cos", taka delikatnosc i otwartosc na innych, ze przyciaga do siebie ludzi.

I my¶lę, że to jaka¶ cecha, która zjednuje mu ludzi i jakie¶ nowe przyjaĽnie - taka natura. Może j± też w jaki¶ sposób niewła¶ciwy wykorzystywać... tego nie wiem, ale też nie ma chyba sensu zakładać, że każda pojawiaj±ca osoba staje się dla Ciebie zagrożeniem. My¶lę, że nie zaszkodzi zadbać o sobie, rozwijać swoje zainteresowania... i nie za bardzo skupiać się na nim. Pozorne "oddalanie" może więcej pomóc, niż ¶lepe uwielbienie - nie jest to może łatwe, ale skuteczne i może pomóc Ci teraz i w ogóle w życiu. Tak my¶lę.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Applee » 22 lip 2007, o 11:12

probowalam... oczywiscie, ze probowalam.. tzn. chodzi mi o to oddalanie sie... Tylko wtedy moge co najwyzej uslyszec, ze "mam muchy w nosie" albo ze juz mi na nim nie zalezy.
Narazie postanowilam na tydz wyjechac...On i tak jest zajety wiec moze taki odpoczynek nam wyjdzie na dobre?
Masz racje Ewka, ze powinnam rozwijac siebie..Zdaje sobie z tego sprawe, tylko uwierz, ze mi ze to jest wyjatkowo TRUDNE... Serce i dusza woli spedzac czas z nim... a umysl? nie wiem...
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez ewka » 22 lip 2007, o 12:50

silence napisał(a):probowalam... oczywiscie, ze probowalam.. tzn. chodzi mi o to oddalanie sie... Tylko wtedy moge co najwyzej uslyszec, ze "mam muchy w nosie" albo ze juz mi na nim nie zalezy.

Moje rozumienie "oddalania" nie polega na tym, aby wyrażać nim jak±¶ "zemstę", "ja ci pokażę", "ty mi tak, to ja ci tak"... polega na spokojnym, rozs±dnym i przemy¶lanym okre¶laniem swojego terenu, na którym ON nie jest niezbędny - w sposób, któremu nie da się NIC zarzucić. Rozumiem, że TRUDNE... ale na dotychczasowych zasadach też wygl±da na niełatwe.

Tydzień rozł±ki, to jest (my¶lę) dobry pomysł
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez szachistka » 22 lip 2007, o 13:26

Podpisuje sie pod Ewk±. Aby zwiazek mogl zdrowo funckjonowac niezbedny jest pewien dystans miedzy partnerami. Kazda ze stron musi miec swoj wlasny swiat a takze ten wspolny, ktory tworza oboje. Inaczej nie da sie funkcjonowac bezkonfliktowo. Z tego co piszesz nalezysz do osob, ktore kochaja - ja bym to okreslila - "za bardzo". To fantastyczne, ze oddajesz sie swojemu partnerowi calym sercem, soba, wszystkim. Ale widac nie jest to najlepsze rozwiazanie skoro ktos z Was dwojga nie czuje sie z tym bardzo dobrze. Jesli brakuje Ci takiego samego oddania ze strony twojego partnera to moze zacznij wiecej Ty myslec o sobie, skoro nie robi tego on. Byc moze wtedy wszystko dojdzie do rownowagi. Aczkolwiek mi takze byloby przykry gdyby moj partner nawiazywal znajomosc z kazda dziewczyna jaka tylko mialby szanse napotkac na swojej drodze. Tak sie sklada, ze moj obecny mezczyzna chyba taki wlasnie jest. Gdybym dokladnie wiedziala, jak ta sprawa u niego wyglada mysle, ze nie raz i nie dwa czulabym sie zazdrosna. Poniewaz jednak staram sie nie wnikac w te kwestie, nie wypytuje: "co bys zrobil, gdyby..." jak na razie zyje sobie spokojnie w nieswiadomosci:D Jestem pewna, ze moj partner jest mi wierny a co robi w zyciu osobistym - to juz jego sprawa. Moze sprobuj czegos takiego? Przestan sie interesowac tym, co robi Twoj mezczyzna gdy Cie nie ma przy nim, nie wypytuj go i niech Ci sam nie opowiada. Byc moze dzieki pozbawieniu sie podstaw do snucia smutnych refleksji bedzie Ci latwiej nie czuc sie zle. Pozdrawiam serdecznie
Avatar użytkownika
szachistka
 
Posty: 201
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 12:46
Lokalizacja: Sopot

Postprzez Applee » 22 lip 2007, o 14:28

zdaje sobie sprawe ze macie racje. Wiem o tym dobrze, ale jakos nie mpge przelozyc tego na swoja osobe i na swoj zwiazek. Mam problemy wynikajace niestety, z nieszczesliwego dziecinstwa. Teraz to sie ujawnia ze zdwojona sila. Dlatego wiem,ze musze pojsc na psychoterapie.
Przeraza mnie to, ze osoba, ktora kocham, tak naparwde sprawia ze nie moge ufac sobie, wierzyc w swoje przeczucia, emocje...N I E M O G E bo to jest zdaniem jego zle i tylko niszczy nasz zwiazek. Nie mamy po 17 lat, niby oboje jestesmy dojrzalymi ludzmi, a jednak..
Jesli naparwde mam myslec o sobie, to powinnam odejsc...Pierwsza, zanim on to zrobi. Udreka dnia codziennego zaczyna mnie przerastac:( Nie kocham siebie, nie akceptuje, boje sie, czuje sie jak dzikie zwierze w klatce...A do tego ktos mi wmawia ze jestem malo dojrzala..albo wykorzytsuje moje slowa, opowiesci przeciwko mnie. I to osoba ktora mnie kocha...Nie chce gdybac, ale wyobrazcie sobie,ze mowicie czyms dla Was waznym, o czyms, co bylo przykrym doswiadczeniem...a potem w klotni slyszycie te slowa ..
powoli trace szacunek do siebie... jak ja mam sie rozwijac skoro czuje blokade?
pzrede mna najtrudniejszy 6ty rok na a.medycznej. jak mam leczyc ludzi skoro nie moge uleczyc wlasnych mysli?ehh...szkoda gadac:(
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez ewka » 22 lip 2007, o 16:40

Czy Twoje przeczucia i emocje mog± niszczyć zwi±zek? Czy to jest jego wymysł, aby Ci dopiec... czy może rzeczywi¶cie tak być? Jak s±dzisz?

Czy to on sprawia, że nie możesz sobie ufać, czy może sprawiaj± to problemy z nieszczę¶liwego dzieciństwa?

Obarczasz go win±... być może słusznie, ja tego nie wiem - ale czy jeste¶ pewna, że jest winien temu wszystkiemu? Może w jaki¶ sposób go to przerasta?

Jeste¶ pewna, że powinna¶ odej¶ć? Nie poczekasz na pierwsze, pozytywne wyniki terapii? Nie poczekasz, aby to zapętlenie, w jakim teraz utknęła¶... minęło? To poważna decyzja i być może nie będziesz mogła jej cofn±ć - jeste¶ pewna, że powinna¶?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez Dorku » 22 lip 2007, o 18:10

Kochana, to o oczym piszesz, to zwykła zazdro¶ć. Paskudne zjawisko, które potrafi niszczyć jak mało co. Też jestem osob±, do której lgn± ludzie , w różnym wieku i różnym stanie. Niestety mój eks nie był w stanie zdzierżyć, że tak jest.... rozpieprzył nasz długoletni zwi±zek, bo z biegiem lat coraz mniej ma się sił, by znosić wyimaginowane fobie partnera.

Warto byłoby się zastanowić, czym jest Twoja zazdro¶ć?
Brakiem zaufania? nisk± samoocen±? brakiem poczucia własnej warto¶ci?

Takie rzeczy nie bior± się znik±d, więc terapia jak najbardziej!

Ja bym spojrzała na problem kobiet dookoła niego w innym aspekcie: tyle ich, a on jest ze mn±! i już jest się z czego cieszyć, zamiast narzekać.
Dorku
 
Posty: 343
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 20:51
Lokalizacja: Mazowsze-kraina łagodności....

Postprzez Applee » 26 lip 2007, o 15:01

Kochane,
wlasnie chodzi o to, ze ja wina obarczam jego gdy czuje w srodku rosnace emocje...POtem przychodzi chwila opanowania...spokoj...niepewnosc.. i zaczynam odwracac sytuacje, bo pojawiaja sie wyrzuty sumienia i obawa, ze on odejdzie..
Ja niczego nie jestem pewna. Codziennie gdy sie budze i zasypiam wmawiam sobie usilnie, ze zmienie sie, przestane w "taki" sposob myslec, wezme sie za siebie.. I nic mi z tego nie wychodzi...
Wyjechalam na tydz sie zrelaksowac i nabrac sil...A jedyne co robi9e, to mysle.Rozmawiam z przyjaciolmi, ktorzy daja mi rezczywiscie cenne rady..ale ja ich jakos nie przyjmuje do siebie, bo kocham jego...Chore jest to, ze kocham osobe ktora sprawia mi [przykrosc. Ktora mowi, ze nie ma sobie absolutnie nic do zarzucenia i ze problem tak naparwde mam ja.
Przeczytalam ksiazke "Lek przed bliskoscia.." i wiem, ze jestem DDA. I obawiam sie,ze to nigdy sie nie zmieni.
Pozdrawiam serdecznie
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez madzik » 26 lip 2007, o 16:38

Mój zwi±zek trwał ponad 3 lata.Mój chłopak poszedł na studia pedagogiczne - jak wiadomo większo¶ć kobiety, wła¶ciwie same kobiety...i od tego czasu zaczęło się psuc..moja zazdrosc zepsuła wszystko, zniszczyła....z czasem mi przeszła ale On był ju tak przewrazliwiony, ze kazda wzmianka o jakiejs dziewczynie to byla g niego jakas aluzja,ze mnie zdradza itp itd....
A z Twojej strony to jest własnie zazdro¶ć...podłe uczucie, niszczycielskie....:(
madzik
 
Posty: 4
Dołączył(a): 2 lip 2007, o 14:08

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 285 gości

cron