Piszę z nadzieją, że po napisaniu tego posta będzie mi choć trochę lżej. Studiuję, niedługo koniec nauki. Mam wrażenie, że niczego nie umiem. Kolega zaczął pracę w zawodzie, który jest odległy od tego czym się na codzień zajmuję (co nie znaczy, że nie lubię tego co robię) - zazdroszczę mu. Chciałbym robić to co on.
Inna rzecz - nie potrafię żyć między ludźmi, boję się ich, nie umiem nawiązywać kontaktów. Jestem sam, nie umiem się przed nikim otworzyć. Tłumię w sobie wszystkie problemy, topię smutki w alkoholu. Nie ufam ani sobie ani innym.
Nie chcę tak dalej żyć, nie wiem jak długo dam radę to wszystko dalej ciągnąć. Coraz częściej myślę, że odejście stąd załatwiłoby moje wszystkie problemy. Imponują mi ludzie, którzy potrafili powiedzieć "STOP" i przerwać swoje życie - to nie są tchórze, to są wzory odwagi. Ja niestety jeszcze do tego nie dojrzałem, ale mam nadzieję, że już niedługo.
Przepraszam, że to wszystko piszę, ale nie wiem co innego mogę zrobić żeby sobie choć na chwilę ulżyć.