Wiem ze to nie ma zwiazku z zwiazkami ale mam nadzieje ze nie bedziecie mi mieli za zle.
Mam problem. Nie umiem go zdefiniowac dobrze ale to chyba jest lek przed przyszloscia.
Skonczylam niby studia na poczatku czerwca zdajac sesje i egzaminy zawodowe.
Zostalo mi juz tylko pisanie pracy mgr i obrona.
Tylko ze moze to glupie ale ja nie chce sie chyba obronic...
Bo od 2 miesiecy mimo ze siedze przed praca mgr i komputerem cale dnie napislam zaledwie kilka zdan.
Tak jest dzien w dzien, siedze przed ksiazkami i patrze w ekran bezczynnie godzinami.
Nie gram w gry, nie przegladam internetu...poprostu siedze i patrze i rozmyslam.
Czasmi pisze cos na forum lub w grupe dyskusyjnej ( tu nawet sporo) ale reszta czasu to rozmyslanie.
Problem jest podwojny dla mnie bo jestem juz zapisana na studia podyplomowe za ktore musze zaplacic a nie szukam pracy...
To znaczy niby szukam ale tak naprawe nic nie robie. Kolezanki probuja mnie u siebie w pracy przepchnac ale kiedy zapada decyzja i powinnam sie pojawic ogrnia mnie strach. Ze wyjde na idiotke ze nic nie umiem, ze nie mam czasu isc do pracy bo musze sie obronic i tak dalej... Mam wraznie ze unikam deklaracji i nie chce siew nic pakowac ani zobowiazywac.
Dodatkowo przyszlo zaproszenie abym pojechala na stypedium za granice na univerek. A ja niby mam ochote i tak dalej ale w sumie studia podyplomowe i moze bede miec prace wiec nie bede sie deklarowac i tak dalej...Stan faktyczny jest taki ze na dzien dzisejszy nic nie mam i ze nic nie robie a jednoczesnie jak cos sie pojawia to to odrzucam.
Nie bardzo umiem sobie z tym poradzic...najhcetniej zapomnialabym o calych studiach i uciekla gdzies.
Z drugiej strony nie moge uciec bo moze bylemu sie cos odmieni i bedzie ze mna??? Na wszelki wypadek lepiej nic nie planowac.
Boje sie i coraz bardziej wstydze tego jak ktos dzowni do mnie lub pyta co u mnie. Jestem jedna z najlepszych studentek
i mam opinie ambitnej zaradnej osoby, wiec kiedy mowie ze nie pracuje i nie jestem obroniona ludzie nie chca mi wierzyc.
Proboja mi z tym pomoc nacikajac na mnie, lub kontrolujac albo pomagajac bezposrednio.
To chyba nie wszystko jeszce nawet jesli znajde prace tutaj to z moim wyksztalceniem powinnam jechac zagranice chocby po to aby zarobic na podyplomowki ktore kosztuja bardzo duzo i trwaja wiele lat.. ( kazdy widzi jak jest w sluzbie zdrowia u nas i ile placa)
Ja nie mam zadnych zobowiazan tutaj wiec logicznie powinnam wyjechac jak reszta mojego roku i zaczac cos odkladac na dalsze szkolenia. A jednak sie boje...przyszlosci i samodzielnosci i samotnosci.
Boje sie podajac decyzje i zobowiazac lub zaczac zyc samodzielnie.
Nie chodzi tu nawet o chlopaka bylego bo on jest zwiazany z inna i raczej nie ma szans aby sie z nia rozstal a wazniejsze on sie dla mnie nie nadaje bo ma swoje problemy ktorych ja rozwiazywac nie zamierzam.
Poprostu nie wiem co dalej i ja mam znalesc sile motywacje i odwage w dokonczeniu tego rozdzialu w zyciu.
Co o tym myslicie?