Antonja napisał(a):Obecność drugiej osoby nie zlikwiduje własnych wewnętrznych problemów. Dlatego myślę, że samotność nosimy w sobie niezależnie od tego czy jesteśmy z kimś, czy autentycznie jesteśmy akurat sami.
moratar napisał(a):Rady może nie dam, ale wiem co czujesz.
Mając 32 lata nie miałem nikogo, absolutnie nikogo.
Nie miałem znajomym, nie miałem żadnych przyjaciół, nie miałem się do kogo odezwać, nie miałem sensu życia, mieszkałem też sam i czasem wyłem z samotności do scian. Chciałem skonczyć ze sobą i tym bezsensem istnienia.
Czasem było tak że przez tydzien wogóle nie wypowiadałem żadnego słowa.
Mając 29 lat nie mogłem sam wytrzymać, więc zaczołem korzystać z usług prostytutek, aby choc przez chwile móc dotknąć kobiety, poudawać że jest fajnie. Niektóre miały orgazmy, niektóre bardzo fajnie udawały że im zależy.
Mając 23 lata już wiedziałem że coś jest nie tak.
Uciekłem w swiat komputerów, unikałem ludzi, bałem się ich, moze nie tyle bałem co czułem się zle w towarzystwie innych ludzi jeśli ja miałem coś mówić. Czyli w grupie jak ktoś coś nawijał to było ok, ale jeśli ja miałem coś powiedzieć to czułem się skrępowany i nieswojo.
Mając 17 lat byłem zakochany ale zostawiłem dziewczyne bo bałem się że mnie skrzywdzi, zrani bardziej niż samotność mnie raniła.
Mając 14 lat byłem zakochany w fajnej dziewczynie a ona prosiła abym chodził z jej brzydszą przyjaciółką abym się z nią całował i uprawiał sex to wtedy może bedzie ze mna chodzić, jeśli najpierw jej przyjaciółka mnie "przetestuje"
Mając 10 lat starszy brat nakrył mnie jak waliłem konia.
Mając 6 lat onanizowałem się przy pornosach taty "schowanych za regałem", nawet nie wiedziałem o co chodzi, ale robiłem tak jak na filmach..., stad rysa na psychice na całe życie...
Szukaj pomocy bo warto nie być samemu.
Warto kochać.
Może na początek kup psa i gadaj do niego. Może idz do psychologa, aby znaleźć przyczyne problemu i ją rozwiązać, ja nie musiałem ktoś mi zrzucił miłość mego życia na mnie i siekneła mnie w łeb aż mi zachuczało w mej póstej lepetynie i się zakreciło. Od kilku miesięcy czuję się jakbym ciągle był na haju.
Dziś jedna kobieta jest sensem mego życia nic innego się nie liczy, jestem jak pies wierny i kocham nad życie bo mnie uratowała od ciemnych myśli które chodziły mi po głowie. Ale nie powiedziałem jej że taki byłem... bo się boje że sie wystraszy, pozatym nie ważne co było - ważne co jest, tymbardziej że wcześniej nie było nic, poprostu byłem martwy przez 32 lata. Nie byłem, nie żyłem, teraz żyje.
Czego i tobie życze abyś żył.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 521 gości