tenia....
jakos mi to taka smutna rezygnacja pachnie...zgoda na codzienna bylejakosc z 'niedzielami' od czasu do czasu...
nie chodzi mi o te slynne motylki w brzuchu, nie chodzi mi o zauroczenie, po ktorym opadaja z oczu luski i widzimy, ze ksiaze na bialym rumaku jest tak naprawde miejscowym pastuszkiem na kulejacym osiolku...
...chodzi o to, zeby od poczatku widziec i odpowiednio wybrac...moze nie tego ksiecia, ale calkowicie odpowiedniego w porzadku rycerza (ksiaze troche za bardzo przyzwyczajony, ze sluzba kolo niego robi, nie dla mnie tacy...
)
chodzi mi o to, zeby wlasnie nie zgadzac sie na bylejakosc, na szara codziennosc, tylko pracowac nad soba, zeby codziennosc byla kolorowa...i wedrowac (albo pomykac
) przez zycie z kims, kto podobnie mysli i podobnie nad soba pracuje...
i tez, z innej strony patrzac, nie chodzi o to, ze ten wybranek ma byc dokladnie taki, jak jakis idealny obrazek z kolorowych magazynow...tak na najprostszym przykladzie wygladu - dla mnie idealem jest mezczyna z dlugimi ciemnymi wlosami i najchetniej z jakims zarostem...dla innej kobiety to by bylo nie do przyjecia, bo ona tylko blondynow kocha i juz. Dla mnie swietnie, kiedy facet troszke pije i zaimprezuje ze mna od czasu do czasu - dla innej kobiety kropelka alkoholu juz goscia skresla.
i to jest wszystko w porzadku...
...chodzi o to, zeby wiedziec, czego sie chce, a gdzie przebiega granica tego, czego sie nie chce...i umiec powiedziec wyraznie - to biore, tego nie, zamiast isc na kompromisy przez cale zycie...kompromis to tak naprawde przegrana dla obu stron w pewnym sensie, a juz calkowita porazka, jesli kompromisem nazywamy ciagle ustepstwa z jednej tylko strony.
mamy prawo wybierac, mamy prawo odrzucac.
mamy pelne prawo powiedziec - zasluguje na wiecej.
mamy pelne prawo powiedziec - to, co robisz, nie jest w porzadku, to co robisz, nie zasluguje na wybaczenie.
tak po prostu.
o.