Nie daję sobie rady, wpadam w histerie... POMOCY

Problemy związane z depresją.

Nie daję sobie rady, wpadam w histerie... POMOCY

Postprzez Natika » 9 gru 2008, o 09:53

Sama nie wiem jak zacząć, może przytoczę sytuację z wczorajszego dnia. Niby było dobrze, do czasu. Zaczęłam atakować w rozmowie przez telefon mojego narzeczonego, że mu nie ufam, że jest beznadziejny, że sie nie stara, że z pewnościa tak naprawde chce miec kogos innego. Choc to nie prawda, ja brne w to wszystko i czuje sie okropnie.

To wynika z wielu czynnikow. W zeszlym roku zaczelam terapie, ktorej nie dokonczylam, bo poczulam sie odrobine lepiej. Teraz moja terapeutka juz nie przyjmuje w przychodni, wiec nie moglam wznowic terapii.

Wstydze sie tego co robie, co mowie. Czasami jestem potworem, znecam sie psychicznie nad osoba, ktora mnie kocha. W nocy wpadlam w szal, plakalam, czulam niemoc, chcialam umrzec, bo wtedy wszyskim byloby latwiej, lepiej, lzej... mi tez... nalykalam sie mnostwa srodkow uspokajajacych i to mnie odurzylo, sprawilo, ze juz nie moglam za bardzo nic zrobic. Lezalam nieruchomo i patrzylam w sufit, a w glowie krazyly mi takie mysl: jestes do niczego, nic nie masz w zyciu i nic nie bedziesz miala, skoncz z soba, tak bedzie lepiej... Ale ja do konca nie mam odwagi zeby to zrobic. Wiem, ze powinnam sie leczyc, ale jakos ciezko mi sie do tego zabrac. Wstydze sie tego wszystkiego...

Pewnie to co opisalam wydaje sie bez sensu... najgorsze jest to,ze ja sama z soba czuje sie koszmarnie, wiec nie ma sie co dziwic, ze innym tez tworze pieklo. On jest dla mnie dobry, a ja go za kazdym razem krytykuje, zniechecam. Teraz nie chce ze mna rozmawiac... nie dziwie sie, tez bym nie chciala. Wstaje rano, codziennie i nie umiem sie cieszyc. Kazdy dzien to dla mnie meka, kazda chwila... Czy ktos mnie rozumie? Tak mi wstyd...
Natika
 
Posty: 9
Dołączył(a): 26 lis 2008, o 22:06
Lokalizacja: Wielkopolska

Postprzez wuweiki » 9 gru 2008, o 14:03

Natiko, rozumiem Ciebie na tyle, na ile potrafię :pocieszacz:

ja sama z soba czuje sie koszmarnie, wiec nie ma sie co dziwic, ze innym tez tworze pieklo.


jest w tym sporo prawdy....jeśli we mnie płonie ból,cierpienie,nie mogę ze sobą wytrzymać, to wyrzucam to na zewnątrz.... a zwłaszcza na bliskich...dlatego,że w nich szukam ukojenia,pocieszenia... wołam o pomoc

Czy rozmawiałaś ze swoim narzeczonym o tym,co Ciebie trapi? nie mam na mysli uwag wobec niego....ale bliską,szczerą rozmowę na temat Twojego wewnętrznego bólu,problemów,tego jak się ze sobą czujesz... czy wie o terapii?

napisałaś,że Twoje zachowanie wobec narzeczonego wynika z wielu czynników,a podajesz tylko jeden -siebie.... a ja myślę,że to nieprawda.... to,że masz problemy z czegoś wynika,nie bierze się z powietrza....

trudno cokolwiek powiedzieć o tym,bo tylko oskarzasz siebie w Twoich słowach,które tu napisałaś....a to nie jest tak,że Ty jesteś źródłem tego,że teraz cierpisz.... Twoje cierpienie ma jakieś przyczyny....
może napisz o tym,za co krytykujesz swojego narzeczonego, jakie bodźce wywołują Twoje zdenerwowanie.... chcesz o tym napisać?
I nie masz się czego wstydzić,choć wiem,że czujesz wstyd.... myślę,że odczuwasz go bo sama siebie bardzo nie lubisz i oskarżasz.... ale myślę, że mam dobrą wiadomość :) ...to,że wyszłaś z tym do osób na forum,do ludzi... odważyłaś się napisać, oznacza, że chcesz to zmienić i że MOŻESZ!
Uściski ciepłe Natiko :kwiatek2: ... ja wierzę,że nie ma spraw nie do rozwiązania :) i ten pierwszy krok -wyjście ze swoim problemem do innych,otwarcie się na zmianę,CHĘĆ ...to krok najważniejszy,choć nie ostatni
:serce2:

I moim zdaniem wróć do terapii! jeśli nie ma Twojej terapeutki, zwróć się po pomoc do innego terapeuty... domyslam się,że przy dotychczasowej terapeutce czułaś się bezpiecznie, teraz jakby trzeba zacząć od nowa... ale czy to nie dobra wiadomość? :) zawsze możesz zacząć OD NOWA! :)
uściski!
wuweiki
 

Postprzez Natika » 9 gru 2008, o 20:59

Dziękuję, jestem szalenie wdzieczna za odpowiedź i za te slowa...:)
Smile Bo niestety czesto wydaje mi sie, ze ja sama jestem jakas dziwna, a inni ukladaja sobie w zyciu tak, jak tylko tego chca...

Jesli chodzi o Twoje pierwsze pytanie, to tak, rozmawialam z narzeczonym i on wie co sie ze mna dzieje. Wie o terapii. Ale momentami nie wytrzymuje ciaglego mojego niezadowolenia, a chwil radosci, niestety bardzo rzadkich... Bo jak mi jest zle, to on tez musi czuc sie jak najgorzej... mimo wszystko chce mi pomoc i naprawde duzo znosi, ale niestety nie potrafi tego zrozumiec. Tego mojego krytycyzmu wobec siebie, zniechecenia, ciaglego niezadowolenia, poszukiwania problemow, czy dowodow jego nieszczerosci. Wiesz... czasami denerwuje mnie jego jedno slowo, ktore czuje jakby bylo wymierzon w moja osobe. Tak jakby caly czas chcial mi udowodnic, ze jedtem beznadziejna. Meczy mnie takie myslenie, ale nie umiem tak po prostu wziac sie w garsc i zaczac myslec inaczej.

No i dochodzi do tematu terapii... wlasnie, ja nie chce od poczatku wszystkiego walkowac, bo zawsze jak wchodzilam do gabinetu, to wydawalo mi sie, ze moj problem jest taki malutki i nic nie znaczacy. Ale wiem,ze nie ma innego wyjscia, bo inaczej wykoncze siebie i bliskie mi osoby. Po prostu zwaruje. I wiem, ze przyczyna nie lezy we mnie, ale to ja sie tak czuje, a nie inaczej, a nie osoba, ktora do tych mysli doprowadzila...

Dziekuje raz jeszcze, pozdrawiam goraco. Ciesze sie,ze moglam napisac na forum, poczuc sie odrobine lepiej i uwierzyc w to,ze to nic zlego sie leczyc

:)
Natika
 
Posty: 9
Dołączył(a): 26 lis 2008, o 22:06
Lokalizacja: Wielkopolska

Postprzez wuweiki » 9 gru 2008, o 21:15

Bardzo się cieszę, że pomimo obaw wiesz, że terapia jest ważna :slonko:

wiesz....tak pomyślałam...a może porozmawiaj z narzeczonym na temat wspólnej wizyty u terapeuty ..aby mógł zrozumieć,zadać pytania terapeucie odnośnie swoich wątpliwości ...nie po to,żeby jemu robić terapię...bo może się obruszyć ...ale właśnie po to,żeby mógł Ciebie zrozumieć

jednak to w dalszym etapie... nadal uważam,że najpierw zacznij od siebie

życzę Ci odwagi i wszystkiego dobrego :kwiatek2:
wuweiki
 

Postprzez Natika » 9 gru 2008, o 21:42

Już wczesniej myslalam o wspolnej wizycie, ale nie mam odwagi mu tego proponowac. On tylko mial taki pomysl, ze moze sam tez powinien isc na terapie. Ale narazie musze zaczac od siebie. Najgorzej isc pierwszy raz...

Pozdrawiam goraco i raz jeszcze wielkie dzieki :)

Moze jutro obudze sie z checia do zycia? ... :)
Natika
 
Posty: 9
Dołączył(a): 26 lis 2008, o 22:06
Lokalizacja: Wielkopolska

Postprzez wuweiki » 10 gru 2008, o 11:35

Natiko,jeśli Twój narzeczony miał taki pomysł,to warto myślę to rozważyć... piszesz,że to narzeczony,więc domyślam się,że planujecie wspólną przyszłość...więc tym bardziej warto... póki jeszcze jesteście w chwili,gdy ta życiowa decyzja o wspólnym na dobre i na złe nie została w jakiś sposób przypieczętowana :)

pierwszy krok jest najtrudniejszy,to prawda... ale to chyba dobra wiadomość jest ;) no bo później juz łatwiej...

taka przypowieść mi się przypomina Anthony'ego de Mello:

UZDROWIENIE
Mistrz zapytał kogoś, kto przyszedł do niego z prośbą o pomoc:
- Czy rzeczywiście pragniesz uzdrowienia?
- Gdybym nie pragnął go, to czy zadałbym sobie trud przyjścia do ciebie?
- Oczywiście. Większość ludzi tak postępuje. Dlaczego? - Nie szukają uzdrowienia. To zbyt bolesne. Szukają ulgi.
Do swoich uczniów Mistrz powiedział:
- Ludzie, którzy pragną uzdrowienia tak, byleby nie łączyło się ono z cierpieniem, podobni są do tych, którzy opowiadają się za postępem, pod warunkiem, że nie trzeba będzie dokonać żadnych zmian
.


życzę Tobie siły,odwagi i chęci,Natiko i kibicuję gorąco ! Pozdrawiam serdecznie! :slonko:
wuweiki
 

Postprzez Natika » 11 gru 2008, o 18:45

Dziekuje, Twoje slowa naprawde pomagaja :)

Ale dzis znow jestem pelna obaw, watpliwosci. Dzis mamy sie spotkac, bo wszystko co dzialo sie wczesniej, to niestety tylko poprzez rozmowy telefoniczne, ktore konczyly sie koszmarnie... Wiem, ze powinnam najpierw pomyslec o sobie, ale zaczynam sie bac, ze miedzy mna a Nim stwarza sie mur... co prawda nikt nie mowil, ze w zwiazku jest latwo...

Czuje sie winna. Nie chce sie tak czuc...

Pozdrawiam cieplo, prosze o kciuki, bo sie przydadza, i teraz i jak pojde do psychologa. :)
Natika
 
Posty: 9
Dołączył(a): 26 lis 2008, o 22:06
Lokalizacja: Wielkopolska

Postprzez isiaaa20 » 7 sty 2009, o 21:02

i ja rozumiem to co czujesz;* walcz o siebie;*
isiaaa20
 

Postprzez wuweiki » 7 sty 2009, o 21:06

Natiko co u Ciebie?
wuweiki
 

Postprzez Natika » 8 sty 2009, o 11:39

Dzięki, że pytasz :) A u mnie? Oj, było ciężko. Po świętach, tym magicznym czasie, wybrałam się z ukochanym na impreze, wypiłam zbyt dużo, zaczęłam mieć pretensje o wszystko, no i stalo sie... Dałam mu w twarz, w sumie bez powodu, bo nic wtedy nie zrobil, nic zlego nie powiedzial... Ponizyłam go przy wszystkich znajomych... Czulam sie nikim...
Myslalam,ze to juz ostateczny koniec wszystkiego, ale jednak wybaczyl. Chyba musi mnie mocno kochac.

Ja zastanawiam sie skad u mnie taka agresja, zeby kogos uderzyc? Koszmar...

Teraz zaczyna mi sie ciezki okres na studiach, nie mam za bardzo czasu o niczym innym myslec, jak tylko o nauce. Wszystkie "swoje sprawy" odlozylam na pozniej. Jak zawsze...

Mam jednak nadzieje, ze ten nowy rok przyniesie mi duzo dobrego, wiecej sily i checi do zycia.

Pozdrawiam :)
Natika
 
Posty: 9
Dołączył(a): 26 lis 2008, o 22:06
Lokalizacja: Wielkopolska

Postprzez wuweiki » 8 sty 2009, o 13:46

Natiko super że się odezwałaś :usmiech2:

z tego, co o sobie napisałaś zauważyłam,że bierzesz mocno do siebie czyjeś słowa,oceny,zachowania ...potrafię to w jakiś sposób zrozumieć bo sama tak mam :usmiech2: i to jak! :lol: ....pojawia się wtedy we mnie ogromna ilość emocji/myśli/emocji/kolejnych myśli/emocje wybuchają ...jak wulkan ..i wtedy pojawia się agresja ...kiedyś mój przyjaciel powiedział -są ludzie którzy wyładowują emocje ekstrawertycznie i tacy co introwertycznie -czyli -jedni na innych,zazwyczaj najbliższych ..inni na sobie ...a przeważnie i tak i tak jednocześnie...agresja i autoagresja to tak samo destrukcyjne siły a ich źródło moim zdaniem jest właśnie w tej bezsilności wobec natłoku myśli i emocji ...więc choć emocje są nam przez naturę przypisane,bo spełniają swoją ważną funkcję to jednak gdy one zaczynają nami rządzić -to zaczyna się show ;) ...no i w tym cała sztuka,aby uczyć się uczyć ..uczyć i nauczyć jak sobie z tym nadmiarem emocji radzić ...u osób nadwrażliwych emocjonalnie nie jest to łatwe,ale możliwe :usmiech2: ... jeśli się to zrozumie i chce się podjąć tej pracy nad emocjami -to na początku małymi kroczkami a później coraz to łatwiej przychodzi nam nie uleganie ich destrukcyjnej sile ...gdy jednak nie mamy sił lub nie znajdujemy sposobu jak się za to zabrać, wtedy po prostu potrzebna jest pomoc np. terapeuty -psychologa ...nie po to aby za nas coś zrobił, ale po to aby na zimno, "zewnętrznym okiem" podpowiedział jakieś wskazówki lub metody ...ostatecznie i tak całą reszta zależy od nas ...i nie ma co się załamywać niepowodzeniami bo każdy proces wymaga i czasu, i cierpliwości, i uważności :usmiech2:

Pozdrawiam Ciebie Naticzko ciepło i życzę w tym nowym roku jak najwięcej chęci i sił do życia i dbania o siebie ...i dostrzegania jak najwięcej jasnych jego stron
uściski! :kwiatek2:
wuweiki
 

Postprzez Natika » 10 sty 2009, o 14:01

Emocje, emocje, ach te EMOCJE ;) No niestety tak sie czasem zdarza, ze nie wytrzymuje. Ale chyba lepiej rzucic jakims przedmiotem nie robiac nikomu krzywdy, niz dac w twarz. Sama siebie sie teraz boje. Bo nie wiem, czy to sie znow nie powtorzy. Ja chyba nad tym nie panuje. Oczywiscie nie wtedy kiedy jestem swiadoma tego co robie, a niestety po wypiciu kilku piw jest z tym gorzej.

To wszystko jest dla mnie zbyt trudne, tak ogolnie, chcialabym byc idealna, dobra, kochana, pomocna, lubiana... A wydaje mi sie,ze jest inaczej, bo czasem sie postawie gdy mi cos nie pasuje, bo powiem komus wprost, jesli robi mi przykrosc. Z jednej strony jest mi z tym dobrze, bo zawsze uwazalam,ze lepiej miec mniej przyjaciol, ale prawdziwych, a nie kilkudziesieciu znajomych, ktorzy nie pomoga wtedy, gdy sie o to poprosi.
Jakas taka jestem, dziwna chyba, co? No i jeszcze jedno, ja musze kochac, a jak kocham to tak mocno, mocno, ze czasem musze powiedziec sobie stop, zeby nie zmeczyc ta moja miloscia drugiej osoby.

Bardzo to dla mnie wazne, ze moge napisac wszystko co czuje, ze czytasz, ze rozumiesz. To mi pomaga :) Dziekuje :)

Pozdrawiam goraco i sciskam mocno, wszystkiego dobrego w nowym roku zycze :)
Natika
 
Posty: 9
Dołączył(a): 26 lis 2008, o 22:06
Lokalizacja: Wielkopolska

Postprzez wuweiki » 10 sty 2009, o 18:04

:slonko:
wuweiki
 

Postprzez bulkaZmaslem » 20 sty 2009, o 13:52

ja rozumiem to doskonale bo mam bardzo podobną sytuację. Może oprócz terapeuty, bo nie chodzę i leków, bo ich nie używam. Jestem czasem totalną furiatką, wyżywam się na bliskich, oni się obrażają, a ja juz po chwili zdaję sobie sprawę jaka jestem głupia.... wszystko to bierze się z mojego rozgoryczenia życiem, niechęci do wszystkiego, do samej siebie... nie wiem czemu ale wystarczy jakaś błahostka, żeby wyprowadziła mnie z równowagi i żebym miała powód do wyżycia się na kimś... nienawidzę tego, a przez to nienawidzę siebie.
bulkaZmaslem
 
Posty: 6
Dołączył(a): 19 sty 2009, o 22:33

Postprzez Natika » 7 lut 2009, o 20:16

---------- 18:46 07.02.2009 ----------

Znów to samo... ten sam ból, beznadzieja... tylko, że teraz tracę wszystko. Oddalam sie coraz bardziej od Niego, On ma dosyc moich wiecznych humorow, niezadowolenia, placzu, braku checi do zycia... Do psychologa oczywiscie sie nie wybralam, a to za malo czasu, a to niby lepsze samopoczucie. Ale to siedzi we mnie, gdzies gleboko i wychodzi w najmniej odpowiednim momencie...

Chcialam zrobic sobie cos zlego... tak zeby kazdy wiedzial,ze dzieje sie ze mna cos niedobrego. Wolam o pomoc, ale nie dostaje tego o co prosze. A moze inaczej, dostaje, ale nie umiem tego dostrzec. Mam dosyc siebie, swojego odbicia w lustrze. Dzis nastapilo apogeum! Juz nawet On mnie nie rozumie, a moze boi sie bardziej niz ja? Powiedzial,ze jesli mysle o zrobieniu sobie czegos zlego, to jestem slaba... Wielkie odkrycie, pewnie,ze jestem slaba. Jestem do niczego! Po co mi to wszystko... po co ja mecze soba innych? Nic nie warta... Umiem tylko uzalac sie nad soba... Jedyna rzecz, ktora robie perfekcyjnie...

Co ja mam robic? Potrzebuje kogos, kto poprowadzi mnie za reke... a takiej osoby nie mam... sama nie dam rady...

---------- 19:16 ----------

Dodam jeszcze,ze najbardziej boje sie tego, ze On mnie zostawi... ze znajdzie sie ktos, kto nie bedzie mial takich problemow jak ja... Powinnam zmienic myslenie, ale tak sie nie da z dnia na dzien. Chyba,ze jestem w bledzie? Prosze, niech mi ktos pomoze...
Natika
 
Posty: 9
Dołączył(a): 26 lis 2008, o 22:06
Lokalizacja: Wielkopolska

Następna strona

Powrót do Depresja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 440 gości

cron