ten temat moze nie podchodzi pod uzależnienia, ale nie wiem gdzie go podpiac wiec tutaj piszę....
Od poczatku. Wyszłam niedawno za mąż, myślę że bardzo szczęślliwie gdyz z mężem świata poza sobą nie widzimy. Do tego spodziewamy się dziecka więc pełnia szczęścia. Jedynym problemem w naszym związku jest alkohol. Ja nie pije wcale, a mąż sporadycznie i wiem że jest to straszne dziwactwo z mojej strony ale ja dostaję wariacji nerwowej kiedy widzę go z kieliszkiem. Sama nie wiem dlaczego mu zabraniam, nawet na większych uroczystosciach gdzie wszyscy piją. Własciwie to nie widziałam go jeszcze pijanego bo po 4 kieliszkach zaczynam robic jazde. Nie wiem czemu sie tak bardzo boje, i dlaczego jak widze mojego meza pijącego to czuję do niego tak straszny wstręt i najchętniej bym go wtedy zabiła:( towarzystwo wtedy dziwnie na mnie patrzy, rodzina mężża wiele razy mówiła mi że nawet jak mąż się upił to zawsze grzecznie dreptał spać, a ja mam urojone że jak wypije to bedzie innym człowiekiem. Niestety na tej płaszczyźnie zaczynamy się kłócić, mąż mi tłumaczy że ma prawo czasem wypic i zawsze mnie kocha tak samo.
szczególnie teraz jak jestem w ciąży dużo myślę o rodzicach, o ojcu, umarł parę lat temu, upijał się jak świnia, przepijał wszystko, robił w domu prawdziwe wojny a ja sie go bardzo bałam, nawet jak umierał to był pijany:(
Ale mąż to nie ojciec, jest całkiem inny. Dlaczego tak bardzo molestuję męża gdy tylko sięga po kieliszek? i jak z tym walczyc?
dziekuje kazdemu kto to przeczytal i prosze o rade...