Witajcie madrzy ludzie..
Postanowilam podzielic sie z wami moim problemem, bo czytajac inne posty wiem, ze mozna tu znalezc prawdziwe wsparcie i madra porade. A moj problem to prawdziwy wezel gordyjski..
NO wiec historia moja jest taka: Dwa lata temu poznalam na serwisie randkowym chloopaka. Bylam po rozstaniu i trudnym zwiazku zakonczonym zdrada i nie bardzo wierzylam w milosc... Doslownie od pierwszej rozmowy na sykpie cos "zaiskrzylo". Gadalismy godzinami przez skypa (on byl w Liverpoolu), organizowalismy sobie nawet dni w taki sposob, by jak najwiecej czasu rozmawiac, jak bysmy sie znali od zawsze..wiecie, co mam na mysli...Skonczylo sie tym, ze przyjechalam do niego do Anglii, zamieszkalismy razem i ..bylo cudownie. To po prostu "ten" facet...Problem w tym, ze on ma dziecko z inna kobieta. Taka wpadka mlodosci. Nie powiedzial mi o tym od razu, bo bal sie ze moze mnie stracic..Kto wie, moze mial racje, byc moze nie dalabym szansy temu zwiazkowi wiedzac ze ma dziecko..... matka mojego partnera wychowuje to dziecko w tej chwili. Jest juz starsza kobieta, schorowana, mieszka w Polsce. Matka dziecka poza wysylaniem pieniedzy, nie interesuje sie malym zupelnie. Mieszka w tej chwili w Londynie i nic nie wskazuje na to, by miala wrocic. Wracajac do watka dziecka. Matka mojego chlopaka nigdy mnie nie poznala osobiscie, rozmawialysmy dwa razy telefonicznie, za kazdym razem wyczuwalam bijaca z jej strony niechec..winila mnie za to, ze jej syn, zamiast byc z dzieckiem, wychowywac go, uklada sobie zycie z inna kobieta. Tydzien temu bylismy w Polsce. Kilka dni u moich rodzicow, rozmowy o slubie...Potem on pojechal sam do mamy i do syna, ktory sie z nia wychowuje. Dodam, bo to istotne, ze moj mezczyzna jest od czterech lat w Liverpoolu, jego syn ma teraz 6 lat, kiedy wyjezdzal z Polski jego dziecko mialo dwa lata. Od czasu wyjazdu widywal sie z nim dwa, maksymalnie trzy razy do roku, po kilka dni. Kiedy wrocilismy do Liverpoolu, Daniel stal sie inny, jakby mnie unikal, czyms sie zamartwial, cos rozwazal...Bylismy niby razem, a jednak osobno...Wczoraj nie wytrzymalam..rozmawialismy 5 godzin, wsrod placzu, przytulania i wzajemnych zapewnien o dozgonnej milosci. Moje kochanie pelnym bolu glosem powiedzialo mi, ze musi, podkreslam musi, nie ma innego wyboru, wrocic do Polski i zajac sie dzieckiem. Wiaze sie to z tym, ze jest zmuszony wrocic do domu rodzicow, poszukac pracy i odnowic kontakt z dzieckiem. Moj mezczyzna powiedzial mi, ze jego syn ma juz oznaki choroby sierocej, ze calkowicie utracil kontakt z nim..i ze jego dziecko (6 latek) zadaje mu pytania w stylu: Co ja ci zrobilem, ze mnie zostawiles? Zostaw tamta pania, wroc do mnie...Powiedzial mi tez, ze matka dziecka, nie zamierza sie nim zajmowac i on nie moze zostawic swojego dziecka samego. Kocha mnie nad zycie, ale w tej chwili chce sie zajac malym. powiedzial, ze musi to zrobic, ze nie wybaczylby sobie do konca zycia, gdyby jego dziecko zostalo oddane do domu dziecka, nie mialo choc jednego rodzica. Powiedzial tez, ze nie chce mi marnowac przyszlosci, ze jestem cudowna kobieta, i nie moze mnie angazowac w swoje problemy. On w tej chwili musi sie skupic na dziecku i nie moze mi dac tego, czego ja pragne: stworzenia rodziny i wlasnego dziecka. Jego zdaniem rowniez wspolne wychowywanie jego dziecka byloby dla mnie zbyt trudne. Po pierwsze, on tak twierdzi, musielibysmy mieszkac z jego matka, a ta jest wrogo nastwiona do mnie. Po drugie maly w tej chwili nie jest w stanie zrozumiec, ze jego ojciec moze byc z kims innym. Po trzecie on sam musi odnowic kontakty z synem, bo wiezi emocjonalnej miedzy nimi prawie nie ma....Plakal caly czas to mowiac i dodal, ze nie moze wymagac ode mnie czekania, kiedy maly dojrzeje i on bedzie mogle ulozyc sobie zycie od nowa, po czym stwierdzil tez ze jesli mamy byc razem, to bedziemy, bo on wierzy w przeznaczenie i Boza opatrznosc.
No i co ja mam robic? Jestem silna..chyba bylabym w stanie czekac na niego..bo wiem, ze warto, ze takiej osoby juz nie spotkam w zyciu..To naprawde niezwykle honorowy i dobry czlowiek.....W tej chwili oboje szykujemy sie do powrotu, wyjezdzamy za dwa miesiace, jeszcze mieszkamy razem...Wiem, ze bardzo go kocham i on kocha mnie....Wiem, ze juz nie spotkam nikogo takiego w swoim zyciu i ze zawsze bede porownywac innych z nim.....A do tego na pewno boje sie samotnosci...zaczynania wszystkiego od nowa, bez gwarancji ze sie uda.....Placze, kiedy to pisze...Dodajcie mi otuchy. Prosze i dziekuje za kazda odpowiedz...