Witam,
Pukapuk masz rację, że on wraca bo uchylam mu furtkę. Zawsze jest jakiś powód, żeby go przenocować jedną noc bo nie ma gdzie spać, a potem gdy rano wstaję już nie mam siły by znów marnować cały dzień na kłótnie...Ale co z tego i tak zmarnowałam tyle dni, że parę w tę czy we w tę nie robi mi różnicy.
Ostatnio po kolejnych groźbach, że to ostatnia szansa, zauważyłam, że on nie ćpa... Potem powiedział, że bierze od kolegi Tramal. Mniej więcej wiedziałam co to, ale poczytałam na necie i stwierdziłam, ze pakuję się z jednego gó..na w drugie. Teraz kiedy zdałam sobie sprawę, że on może z tego wyjść pożałowałam, że nie udało nam się rozstać wcześniej.. Czuję się coraz gorzej w tym bagnie, czuję, ze jestem tak głupia i naiwna, że nigdy z tego nie wyjdę... A jak czytam to co piszę to jeszcze bardziej się wkur..am na siebie
Powiedziałam, że go nienawidzę, a on zachowuje się jakby tego nie słyszał...
Najbardziej dręczy mnie to, że po każdej kłótni kiedy prześpie noc te złe emocje mnie opuszczają i zapominam co się działo parę godzin temu. Naprawdę, możecie nie wierzyć w to, ale ja po prostu chowam te okropne wspomnienia gdzieś w głowie i nie myślę o nich... To bez sensu
Mija dziękuję za te słowa, próbuję uświadomić sobie, że powinnam najpierw walczyć o siebie a nie o niego i Ty mi w tym pomogłaś... Dałam mu warunek, że może zostać jeśli pójdziemy do jakiejś poradni, ale on nigdy nie ma czasu, przecież musi pracować, żeby miec pieniązki na działkę. Naprawdę podziwiam Cię za Twoją siłę i odwagę, ze wyrzuciłaś syna z domu, tym bardziej, że jesteś jego matką, a myślę, że to dla matki jest jeszcze trudniejsze... Wiem, że to najlepsze co można zrobić z narkomanem. Bardzo chcę mieć siłę, żeby wywalić go z domu, ale jestem tak zrezygnowana, że nie daję rady. Nie wiem co się ze mną dzieję, ale czuję się jakbym widziała, że ktoś niszczy mi życie a ja stoję sobie spokojnie obok i mu to ułatwiam..... Zero reakcji...
Mija powiedz mi jak sobie radzisz w tej sytuacji?? Masz kogoś kto Cię wspiera, męża czy przyjaciół, czy też próbujesz uporać się z tym sama?? Z Twojego posta wynika, że jesteś silną osobą, ale na pewno masz ciężkie chwile...Ja mam je na okrągło:/
Co do mojego "uzależnienia" to myślę, ze mi pomoc nie jest potrzebna, bo kiedy on wyjedżał na dłuższy okres ja trawy nie ruszałam. Raz kiedyś czułam chęć, ale nie była tak silna, żebym miała coś w tym kierunku robić. Jeśli o trawę chodzi to mój problem jest taki, że jak widzę jak on pali to nie mogę się powstrzymać i też muszę. Gdyby nie było mojego chłopaka to problem by znikł. Tak uważam.
W moim aktualnym marnym życiu jest jeden pozytywny aspekt: zaliczyłam pierwszy semestr na studiach. Nie wiem jak mi się to udało, ale grunt, że się udało. Trochę podnosi mnie to na duchu, może nie jestem takim nieudacznikiem na jakiego ostatnio wyglądam
Na koniec dobra rada dla młodych dziewczyn: jak najdłużej utrzymujcie swój związek na takim etapie, żeby nie zamieszkac razem. Ja zamieszkałam z nim jak skonczylam 18 lat i bardzo tego żałuję: wszystko się zmienia, partnerzy stają się wtedy jak małżeństwo, wszystko jest wspólne i dużo trudniej jest się rozstać. NAPRAWDĘ to mój nawiększy błąd jaki popełniłam!