Cvbnm masz racje...
tylko że miłość to było dla mnie te 7 lat... każdy dzień walki o lepsze jutro u jego boku, co skończyło sie tragicznie...
Był wszystkim, kiedy odchodził czułam jakbym traciła kawałek siebie... a teraz nagle myślę o kimś kogo prawie nie znam.. z kim spedziłam kilka chwil...
To nie jest tak że siedzę i rozpaczam cały czas... Funkcjonuje normalnie, niektórzy moi znajomi nawet nie wiedzą, że przychodzą takie chwile kiedy nie potrafię zapanowac nad płaczem, kiedy tak bardzo mnie boli wnętrze, że mam ochotę krzyczeć z całych sił... Nie rozumiem czemu nie potrafię o nim zapomnieć...
... chodzi o to że w jednej chwili myślę że zakochałam się, żeby po chwili stwierdzić, iż to niemożliwe... motam się ze swoimi uczuciami, co mnie męczy...
Chce zapomnieć... nie myśleć... a może wcale nie chcę zapominać ... może żyję złudzeniami, że własnie On dałby mi szczęście...
Nie dawałam mu wiele... świadomie... teraz żałuje... On nie wie, że potrafię dać wiele... bo ptrafię naprawdę...
i te jego telefony... poddałam sie ... dałam u spokój którego chciał, żeby usłyszeć po dwu miesiącach, że myslał że bedę dalej walczyć... że na jego prośbe żebym sie poddała ja się nie poddam... te jego słowa, że nie potrafi zapomnieć... plącze się miedzy myślą że był przecież pijany, a tą że może mówi o tym co czuje...
Mam problem... musze odzyskać to co straciałam w poprzednim związku... ale ta sytuacja poprostrou sprawia że mam ogromny mętlik w głowie... że nie radzę sobie...
Tak usmiecham się ale straciłam radość, nie potrafię pokochać siebie i chyba szukam zbawcy...
Chce być silna pełna swobody jak dawniej tylko jak do tego dojść... proszę pomóżcie...