przez robotobibok2 » 24 sty 2009, o 01:22
Hej,
Dzieki za podjecie tematu.
Tak, chce byc w porzadku w stosunku do kobiety ktora mi zaufala i jest moja zona.
Nie, nie dla tego ze byla w ciazy z moim dzieckiem. Nasze malzenstwo, pozbawione z mojej strony cemetnu w postaci podstawowej milosci do partnera przezywalo zawsze trudne chwile, jeszcze zanim przyszla ciaza i cala przemiana zycia z tym zwiazana. Ale zawsze powtarzalem sobie - nie wolno ci tego zostawic, probuj, obiecales i nie mozesz zawiesc. Tylko ze zawsze 'pod skora' tkwilo 'Przede wszystkim nigdy nie powinienes byl tego zaczynac', no i to przebijalo kazda motywacje.
Zeby bylo jasne - moja zona miala bardzo zle relacje ze swoim ojcem, ktorego nienawidzila kiedy bylismy narzeczenstwem i potem po slubie rowniez. Do tego dochodzila, czesto dla mnie niezrozumiala, zaborczosc i impulsywnosc zony - potrafila robic mi wyrzuty ze raz na dwa-trzy tygodnie umawiam sie ze swoim przyjacielem na meska wodke, czy ze chce odwiedzac swoich rodzicow (mieszkali w tym samym miescie) przez jedno popoludnie raz na dwa tygodnie.
Ale znowu powtarzalem sobie - ona nie miala latwego zycia przede mna, to wszystko jest wynikiem niedobrych relacji w rodzinie - czas bedzie najlepszym lekarzem.
Ale nie byl.
Nie, nie wrobila mnie w ciaze. Bardzo chciala dziecka, a ja, chcialem jej dac to czego chciala. Moj blad polegal na tym, ze nie chialem jeszcze byc ojcem, ale przyjalem argument, ze jej czas ucieka (jestesmy w tym samym wieku) i trzeba sie 'brac do roboty'. Potem dluuugo sie staralismy o dziecko, ona w tym czasie robila sie coraz gorsza, w koncu podjalem decyzje ze nie wytrzymam dluzej w zwiazku gdzie jestem ciagle 'tym zlym' i chce sie rozwiesc, ale okazalo sie ze jest w ciazy. Moze komus by to nie zrobilo roznicy, ale mnie tak - zostawic kobiete w ciazy - cos takiego nie miescilo mi sie w glowie. Wiec utluklem w sobie chec odejscia i udzielilem jej pelnego wsparcia.
Bardzo przepraszam, ze moze jestem troche nieskladny w tym co pisze, ale wylewam to z siebie na bierzaco bez korekty...
No wiec jestesmy razem i nie, nie prowadze podwojnego zycia, ale - i tu masza calkowita racje, jestem potwornie nieszczesliwy - ona tez - i nie ma chwili zebym o 'podwojnym zyciu' nie myslal. O zakonczeniu tego zwiazku rowniez.
Celowo nie pisze o swoim synku, bo nikt nie czyta dlugich postow, zostawie to na pozniej.
Nie odchodze - nie chce sprawic zonie wielkiego bolu- choc moze wielki bol przez jakis czas jest lepszy niz maly bol przez cale zycie, nie wiem.
No smutno mi.
Chcialem byc dobrym czlowiekiem.
A wyszlo ze menda...
Ciezko z tym...