Moja zona ma dosyc naszego malzenstwa

Problemy z partnerami.

Moja zona ma dosyc naszego malzenstwa

Postprzez SMYKE » 21 sty 2009, o 19:47

Witam,

Nazywam sie Maciek i mam 32 lata. Jestem zonaty od 8 lat. Mamy dwoje dzieci w wieku 6 i 3 lat.
Wczoraj mialem powazna rozmowe z zona w ktorej oznajmila mi ze ma dosyc naszego malzenstwa. A glownie faktu ze ja "nie jestem w stanie odciac sie od mamusi".
Ale moze zaczne historie od poczatku.

Zaczelismy nasz zwiazek jeszcze w ogolniaku. Mielismy po 16 lat i kochalismy sie bardzo. Po jakims roku wyjechalem z rodzina do stanow. Postanowilismy ze sprobujemy kontynuowac nasz zwiazek. Przyjezdzalem na kazde wakacje i chociaz bylo ciezko to cieszylismy sie tymi chwilami. Po kilku latach udalo mi sie sciagnac Kasie do stanow. Rzucila dla mnie prace, rodzine i znajomych. Mieszkalismy u moich rodzicow przez jakies 2 lata. W miedzy czasie urodzil nam sie synek. Moja zona ujrzala wtedy prawdziwe oblicze mojej matki. Ona zawsze wie i robi wszystko najlepiej, itd. Ja niestety nie potrafilem dostrzec tego i pozniej jeszcze przez lata nie wiedzialem "o co mojej zonie chodzi".

W koncu wyprowadzilismy sie do wlasnego mieszkania i chyba na nasze nieszczescie bylismy jednak zbyt blisko moich rodzicow. Nasze, a jeszcze wtedy mojej zony, problemy nie zniknely. Ja czulem ze moim obowiazkiem jest odwiedzac moich rodzicow jak najczesciej bo "zostawilem ich samych". I w pewnym sensie nadal mam takie odczucia. Po prostu nie jestem w stanie odciac ich kompletnie bo nie chce ich ranic. Niestety przez to samolubne zachowanie ranilem swoja ukochana zone. Ona jest osoba ktora dusi wszystko w sobie i jak juz nie wytrzymuje to wybucha i wtedy jest tragedia. Ja powinienem byl te problemy widziec ale niestety nie potrafilem.

Pare lat temu zona wlasnie nie wytrzymala i wygarnela mi wszystko co przez te kilka lat tlumila w sobie. Otworzylo mi to oczy i wydawalo mi sie ze bede umial sie zmienic ale po jakims czasie wracalo. Znowu ciagnalem ja z dziecmi do rodzicow na niedzielne obiadki przy ktorych czesto nie mielismy nawet o czym rozmawiac.

Mielismy podobna rozmowe pare miesiecy temu w ktorej mi powiedziala ze gdyby nie dzieci to nie byloby juz naszego malzenstwa. Znowu staralem sie zmienic i wydawalo mi sie ze jest lepiej. Nadal odwiedzamy moich rodzicow ale juz rzadziej (co 2 lub 3 tygodnie). Czasem oni wpadna do nas lub ja zawioze do nich dzieci zeby poobcowaly z dziadkami.

W sobote znowu zaczela sie wojna. I to przez jakas glupote ktora nie miala tym razem nic wspolnego z moimi rodzicami. W niedziele mielismy jechac na jakas impreze dla dzieci ale przedtem do kosciola. Mielismy do wyboru kosciol blizej nas lub ten do ktorego przewaznie jezdzimy. Niestety tak jak i moi rodzice. Zona nie chciala tam jechac zeby nie ogladac mojej matki ale ja nie odpuscilem i postawilem na swoim. To znowu przelalo czare goryczy i teraz mam problem.

Bardzo kocham swoja zone i oddalbym za nia zycie. Wiem ze za jakis czas ochlonie i nasz zwiazek sie polepszy ale nie chce zeby ta historia wracala.
Niestety nie potrafie znalezc wyjscia z tej sytuacji zeby i wilk byl syty i owca cala. Pytam ja co mam zrobic zeby bylo lepiej a ona powtarza ze nie musze robic juz nic. Ze jest jej to obojetne. Ona jest gotowa zyc ze mna pod jendym dachem ale tylko dla dobra dzieci. Mowi tez ze zaczynam byc jej obojetny tak jak moja matka.

Takie slowa bola, tym bardziej ze wiem ze bardzo wiele w tym mojej winy. Powinienem byl widziec te problemy na biezaco ale niestety nie bylem w stanie.

Jakis czas temu zona miala operacje tarczycy i do konca zycia bedzie na hormonach. Nie chce tu zwalac winy na jej chorobe ale moze wahania hormonalne dolewaja tu oliwy do ognia?


Prosze was o porade jak wybrnac z tej sytuacji i jak wyleczyc sie z tej "choroby".

Przepraszam za brak polskich znakow.

Z gory dziekuje za pomoc.
SMYKE
 
Posty: 4
Dołączył(a): 21 sty 2009, o 19:37
Lokalizacja: usa

Postprzez limonka » 21 sty 2009, o 20:47

pieerwszy krok juz zrobiles...zdales sobie sprawe ze problem istnieje..a to bardzo wazne..teraz powinienes porozmawiac na spokojnie zona i razem dojsc do kompromisu i probowac znalesc jakies wyjscie z sytuacji:)

trez kiedys mialam podobny problem teraz nie jest suuuper ale znosnie i spokojnie..a wnuczka do tesciowej chetnie woze:)
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez SMYKE » 21 sty 2009, o 20:53

Widzisz limonko, ja swoj blad zrozumialem jakis czas temu ale to nadal we mnie tkwi i powraca co jakis czas. Jak ja mam sie do cholery uwolnic od tego?
kompromis bylby idealnym rozwiazaniem ale na dzien dzisiejszy moja zona nie chce o tym wogole rozmawiac.

napewno bede walczyl zeby jej nie stracic. oby wystarczylo mi czasu.
SMYKE
 
Posty: 4
Dołączył(a): 21 sty 2009, o 19:37
Lokalizacja: usa

Postprzez limonka » 21 sty 2009, o 21:00

daj jej troche czasu pewnie teraz ma kryzys i i jest tym wszystkim przytlumiona...pamietaj rodzicow trzeba szanowac...utrzymywac z nimi kontakt..ale rowniez wymagac szcunku i respektowania pewnych granic dla swojego malzenstwa od nich:)
Avatar użytkownika
limonka
 
Posty: 4007
Dołączył(a): 11 wrz 2007, o 02:43

Postprzez bunia » 21 sty 2009, o 21:07

A po co Ci niedzielne obiadki przy ktorych jak piszesz i tak nie macie za duzo do powiedzenia ?.....chcesz miec spokojne sumienie z racji "obowiazku" to ustalcie jeden weekend na miesiac,dwa lub pol roku.....dogodzic sie wszystkim nie da i niby po co ? teraz masz wlasna rodzine za ktora ponosisz odpowiedzialnosc a wiez rodzicielska nie musi sie przeradzac w przykry obowiazek.....to nieporozumienie.
Podejmij jakas decyzje i badz konsekwenty aby zona i dzieci mogly czuc,ze teraz zyjesz z nimi i dla nich.

Pozdrowka :wink:
Avatar użytkownika
bunia
 
Posty: 3959
Dołączył(a): 5 maja 2007, o 09:19
Lokalizacja: z wyspy

Postprzez SMYKE » 22 sty 2009, o 00:08

to jest jedno wielkie nieporozumienie bo ze soba nie rozmawiamy na ten temat. ja nigdy rodzicom nie wytlumaczylem konkretnie o co tak naprawde chodzi. Zona tez tylko mi o tym mowi jak juz wybuchnie.
oni odnosza wrazenie ze to moja zona mnie buntuje przeciwko nim.
Moja zona chcialaby nigdy juz ich w zyciu nie widziec a ja nie moge sobie tego wyobrazic.
SMYKE
 
Posty: 4
Dołączył(a): 21 sty 2009, o 19:37
Lokalizacja: usa

Postprzez Abssinth » 22 sty 2009, o 11:41

smyke, naswietle Ci problem z innej nieco strony -

masz ciezki problem z nieodcieta pepowina. I pomimo tego, ze byc moze powoli dociera do Ciebie to, co zona mowi, TY tak naprawde dalej nie widzisz SWOJEGO problemu.

chcesz cos zrobic dla zony, zeby bylo lepiej, zeby ona Cie znowu pokochala etc etc

ale nie widzisz, ze to TY masz problem, problem ze soba i swoim stosunkiem do rodzicow...latanie do mamusi na obiadki co tydzien, przez doroslego faceta, wyrzuty sumienia, ze nie widujesz ich tak czesto jak oni by chcieli, to wszystko to znaki toksycznego zwiazku z rodzicami...

dalej jestes ich dzidziusiem, ich maluszkiem, ich duzym i silnym chlopczykiem, na ktorym mamusia sie moze wesprzec...nie wiem dokladnie, jaka forme przybiera schemat w Twoim przypadku. Masz poczucie winy, kiedy nie widzisz rodzicow? Czy Twoja mama nagle miewa ataki jakiejs choroby, kiedy nie robisz czegos po jej mysli? Czy po prostu robi bardzo smutna mine i ociera niewidoczne lezki, kiedy znowu 'namowiony przez zone' nie zgadzasz sie z nia w czyms?


bardzo polecam Ci ksiazke Susan Forward 'toksyczni rodzice'. Moze otworzyc Ci oczy na wiele rzeczy, o ktorych nie miales wczesniej pojecia....
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: Moja zona ma dosyc naszego malzenstwa

Postprzez ewka » 22 sty 2009, o 13:14

Witaj SMYKE;)
Mnie się ta Twoja wielka przyjaźń z mamą też nie podoba... za dużo i za bardzo siedzi między Wami i chyba najlepiej byłoby, gdybyś zaczął emocjonalnie się od niej odcinać. Obawiasz się, że mama nie będzie zadowolona, kiedy na pierwszym miejscu będzie TWOJA rodzina, czyli Twoja żona, Twoje dzieci i WSZYSCY będziecie szczęśliwi?

Nie chciałabym być na miejscu Twojej żony. Twoja mama, choćby była najsłodsza - jest tylko teściową, a Twoja żona zdaje się zostawiła wszystko i wszystkich, by z Tobą być. Tylko Ciebie ma, a Ty jesteś bardziej z mamą niż z nią. To nieokej jest.


SMYKE napisał(a):Po prostu nie jestem w stanie odciac ich kompletnie bo nie chce ich ranic.

A dlaczego zaraz KOMPLETNIE? Masz swoją rodzinę, masz dwoje dzieci... jesteś bardziej potrzebny tutaj niż tam - nie zrozumieją, kiedy na ewentualny zarzut rzadszego odwiedzania tak odpowiesz? Zrozumieją - będą musieli.

Jakbyś był zmanipulowany. Albo szantażowany... przez mamę oczywiście. Czegoś się boisz?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez munsand » 22 sty 2009, o 22:40

Smyke, myślę, że rzeczywiście powinieneś zrewidować pogląd na stosunki ze swoją mamą. Podejrzewam, że pretensje twojej żony nie są związane wyłącznie z obiadkami. Obawiam się, że wiele razy odczuła, że bardziej liczysz się ze zdaniem mamy niż jej. To czasami są bardzo drobne rzeczy, jak np. Mama powiedziała że niebieskie ściany byłyby lepsze niż żółte. Komunikując to w ten sposób dajesz jej do zrozumienia, że właściwie się z tym zgadzasz (chociaż czasami nawet się nad tym nie zastanawiasz). Rodzice po czasie są w stanie zaakceptować warunki współżycia ze swoimi dziećmi takie jakie im narzucą. Czasami odbywa się to nie bez bolesnych sytuacji ale uwierz warto. Co do operacji na tarczycę, jestem po takiej, do pół roku po operacji mogą wystąpić wahania nastroju (dopóki dawka hormonu nie zostanie ustalona), ale na peno nie takie, które powodują wyimaginowane pretensje. Zostaliśmy wychowani w kulturze, która nas uczy że mamy takie a nie inne obowiązki wobec rodziców. Czy nie zdrowsze jest podejście, że my i rodzice to niezależna jednostka i należy nam się wzajemny szacunek a nie konieczność "świadczeń".
munsand
 
Posty: 60
Dołączył(a): 13 sty 2009, o 23:10

Postprzez carita » 23 sty 2009, o 10:01

Piszesz, że chcesz, żeby wilk był syty i owca cała? Z Twojego listu wynika, że owieczką jest Twoja mama, a wilkiem - żona. Widziałeś kiedyś związek, w którym jeden facet zaspakaja w pełni potrzeby emocjonalne dwóch kobiet i każda z nich jest szczęśliwa? Ja nie. Więc nie dziw się, że Twoja żona czuje się zdradzana i co Cię może zaskoczyć Twoja matka też, tylko Ci tego nie powie, bo by wyszło szydło z wora. Tylko że jest między nimi pewna różnica. Twoja żona, Twoja kobieta ma w pełni uzasadnione prawo domagać się wyłączności w sensie partnerskiej lojalności, miłości, oddania itp. A Twoja matka... no cóż takiego prawa nie ma w stosunku do Ciebie! A jeśli tak Cię wychowała, że Ty odczuwasz w stosunku do niej potrzeby ciągłego kontaktu, a co najważniejsze - masz wyrzuty sumienia, poczucie winy wobec niej, to jest to toksyczne rodzicielstwo, Twoja matka jest kobietą manipulującą Twoimi uczuciami od dziecka i po prostu teraz wykorzystuje Cię. Ty oczywiście tego nie widzisz, bo "zostałeś tak zaprogramowany emocjonalnie" w dzieciństwie.
Tak, ja wiem, że Twoja żona oburza się, może krzyczy może jest niemiła itd. No i na tle spokojnej, ciepłej mamusi wydaje się wilkiem, ale w tej sytuacji sto razy większą krzywdę wyrządza lub wyrządziła już dawno Tobie matka niż żona. Nietoksyczni rodzice pozwalają dziecku odejść. Nie słownie, mówiąc: idź rób co chcesz. Emocjonalnie! Przez całe dzieciństwo dają im bezwarunkową miłość i poczucie, że wychowują odrębnego człowieka, od którego nic nie oczekują w zamian. Takie dzieci odchodzą z domów, a potem szanują swoich rodziców, ale zakładają własne rodziny i nie mają w głowie tego: jak zadowolić wszystkich.
Pamiętaj, że czasem zamiast owcy jest wilk w owczej skórze, więc się zastanów dobrze, jak uratować swoje małżeństwo.
Avatar użytkownika
carita
 
Posty: 133
Dołączył(a): 25 maja 2007, o 11:23

Postprzez SMYKE » 24 sty 2009, o 00:30

No to zescie mi dogadali. :oops:

ale faktycznie macie racje i to ja jestem tym z problemem. czas sie wziasc za siebie i uporzadkowac te sprawy.
dziekuje wszystkim za cenne uwagi i za mozliwosc wygadania sie.
SMYKE
 
Posty: 4
Dołączył(a): 21 sty 2009, o 19:37
Lokalizacja: usa

Postprzez ewka » 25 sty 2009, o 10:57

I co tam SMYKE? Jakieś nowe postanowienia? Działania? Co chcesz z tym majątkiem (tym od nas tutaj) teraz zrobić?

Mam nadzieję, że nie wypłoszyłyśmy Cię zanadto. Pozdrawiam;)
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez centurion » 24 mar 2009, o 02:40

Ktos tutaj wczesniej napisal:
" zona (...) Tylko Ciebie ma, a Ty jesteś bardziej z mamą niż z nią."

Czy dwie godziny w tygodniu to jest to "bardziej"?
Autorce tej odpowiedzi chodzilo zapewne o kontakt emocjonalny.
Kochajaca zona nie miala by mezowi za zle, ze dwie godziny w tygodniu chce spedzic z rodzicami. Czy to rzeczywiecie jest tak duzo czasu?

Jedno madre zdanie zwrocilo moja uwage:
"...pamietaj rodzicow trzeba szanowac...utrzymywac z nimi kontakt..ale rowniez wymagac szacunku i respektowania pewnych granic dla swojego malzenstwa od nich:)"

I wlasnie na to powinienes zwrocic uwage - czy Twoje matka "respektuje pewne granice".

Pamietaj jednak, ze zona powinna szanowac meza.
A zona, ktora mowi mezowi, ze nie chce ogladac jego matki
zdradza jaskrawy brak szacunku do swojego mezczyzny.
centurion
 
Posty: 2
Dołączył(a): 24 mar 2009, o 02:28


Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 97 gości

cron